Literatura

2017
Karol Samsel

Z domami ludzi

Po cyklu tomów Trzy pogrzeby (2014–2016) należało się właściwie tego spodziewać – gestu szerokiego, zamaszystego, którym poeta znów wypuści na wolność stada słów, obrazów, fraz, cytatów, quasi- i kryptocytatów. By układając się w swobodne dosyć konfiguracje, dynamicznie generowały nowe znaczenia. Najnowsze jak się da. Bo Karol Samsel bez ustanku „nowości potrząsa kwiatem”. Żeby tylko potrząsał! Macha nim z całych sił swej niespożytej kreacyjności niby sztandarem, zakreślając horyzont swych rozpoznań. Wystarczy uważna lektura dwóch, trzech, góra czterech jego wierszy, aby się przekonać, że pogłoski o definitywnym odejściu w niebyt romantycznego paradygmatu odbioru świata są grubo przesadzone.

Poetyckie myślenie Samsela wyraźnie koresponduje także z romantyczną filozofią języka, który pozostaje u niego z jednej strony – medium subtelnych analiz zdolnym „powiedzieć wszystko, co pomyśli głowa”, choćby było to z zasady, – posłużmy się tytułem wiersza – Unthinkable ; z drugiej zasię strony mowa, wraz z jej graficznym zapisem (por. Lelewel) stanowi szyfr treści duchowych, tajników pojedynczej egzystencji i żywota zbiorowego. Przedmiotem dekonstrukcyjnych zabiegów poety są właściwie wszystkie podsystemy języka w różnym, rzecz jasna, stopniu i zakresie. Czegoż tu nie widać i nie słychać! Neologizmy (mój ulubiony: „alegoryl”), przejęzyczenia, wypreparowywanie morfemów, podziały formacji słowotwórczych, próby doprowadzenia do interakcji, lub do konfrontacji z językami obcymi (Wersal). Objawia się w tym polszczyzna jako język potężny, popychający myśl zupełnie niesamowitymi ścieżkami, indukujący feerie nadrealnych skojarzeń, o czym czytelnik przekonuje się już w wierszu otwierającym zbiór  (Święto narodowe. Polska). Bo słowo jest polskie i Polaków jest słowo, z całym potencjałem nazw własnych, zwłaszcza imion i nazwisk (por. np.  Świętoduska, Kawęczyński); z mocą kolokacji oraz idiomatyki. Rzecz w tym wszystkim najdziwniejsza, że pośród tych tańców-hołubców tudzież autocelebracji wiersze te nie tracą mimo wszystko kontaktu z rzeczywistością pozajęzykową, przeto umieją ponowić Miłoszowe pytanie o możliwość ocalenia ludzkiego rodzaju, o zbawienie i o stosunek do ojczystej tradycji.

Poeta wywodzi swoje refleksje sięgając do samego DNA mowy utrwalonego w jej dawniejszych i bliższych historycznie świadectwach. Taka chyba racja stoi za obfitym użyciem przezeń cytatów z Kochanowskiego, Różewicza, Baczyńskiego, Jana Twardowskiego, Norwida („Laskowida”), z tekstów kolęd i  Gorzkich Żali. Dodajmy jeszcze, że wychodząc poza literaturę, przywołuje Jana Pawła II i Józefa Tischnera. Trudno wszak powiedzieć, by pisał ku serc pokrzepieniu czy dusz zbudowaniu. Do polskości ma bowiem stosunek nie pokorny a przekorny. Gdyby ogłoszono kiedyś casting na wieszcza synczyzny, wygrałby go w cuglach. Miałoż-by to oznaczać, że poeta tak bardzo stylistycznie osobny, oryginalny, przyłączył się do licznego teraz grona szyderców, bezpardonowych krytyków polskości? O krytykanctwo tanie, efekciarskie, bym go nie posądzał. Faktem jest jednak, że zauważa polskie pobłąkanie w płynnej rzeczywistości: „Polska: // list w butelce. Butelka w piwnicznej izbie. / List w piwnicznej izbie. Golgota progra- / molądów. Jaś nie doczeka tu zmierzchu. / Świt wieczny. Jan by w ogóle nie czekał”. W innym miejscu czytamy: „Z kości naszych nie wstanie mściciel. / Z kości naszych wstanie wąpierz”. Ówże wąpierz, gdy mu się przyjrzeć bliżej, zdradza wyraźne podobieństwo do chochoła sarmackiej melancholii. Czy widzi poeta jakiś środek zaradczy na ten mało wygodny stan? Może jest nim trzeźwa prostota, o którą dopomina się w wierszu  The Modern Polish Mind. A może – wciąż sama mowa, zdolna raz jeszcze wyzwolić świeżą energię, co polskiego ducha nowymi pchnie tory i od miałkości wybawi?

Czytając nowe wiersze Samsela nie wypada również przeoczyć ludycznego aspektu tychże. Mnóstwa erudycyjnej frajdy dostarcza chociażby ich sama intertekstualność. Zresztą wolno na nie spojrzeć także jak na wynik przygody filologa z uniwersum narodowego piśmiennictwa.

Tomik o przemyślanej kompozycji, z conradowskim mottem w finale domagającym się odpowiedzi także na zadane w nim przez autora pytania.

Piotr W. Lorkowski

TOWARZYSTWO PRZYJACIÓŁ SOPOTU
Sopot, grudnia 2017
210 x 140
72 stron
ISBN: 978-83-65662-18-7