Literatura
Wiersze wybrane
Wydane niedawno Wiersze wybrane Wojciecha Wencla to obszerna autoprezentacja jednego z najważniejszych poetów polskich ostatnich dwu dekad. Książka ukazuje się w samą porę, bo o Wenclu wiele się w roku 2017 mówiło. Najpierw z powodu przyznanej mu przez Prezydenta RP nagrody „Zasłużony dla Polszczyzny”, a potem z racji umieszczenia jego wierszy w spisie lektur dla szkół ponadgimnazjalnych. Decyzje te mocno skrytykowała, a właściwie zaatakowała prasa lewicowo-liberalna, nagle zresztą okazało się, że poezja może budzić gorące emocje. Krytycy nie wychodzili jednak poza frazes „poety smoleńskiego”, a ich zaskoczenie, że istnieje w ogóle ktoś taki jak Wencel świadczyło tylko o ignorancji i lenistwie recenzentów, dla których nie istnieje literatura poza tą, którą chwali ich ulubiona gazeta. A przecież, co pokazują Wiersze wybrane, Wencel nie jest w poezji polskiej postacią nową, a też i nie za wiersze – ważne – napisane po katastrofie smoleńskiej chwalili go Miłosz, Burek czy Chwin. Nie za te wiersze otrzymywał też prestiżowe nagrody, np. Fundacji im. Kościelskich. Jest to twórczość bogata, o znacznym zróżnicowaniu tematycznym i formalnym, a przy tym wciąż się zmieniająca, o czym dowodnie przekonują właśnie Wiersze wybrane. Od specyficznego estetyzmu w debiutanckim tomie z roku 1995, poeta ewoluuje w stronę klasycyzmu w książkach następnych, by w słynnym De profundis z roku 2010 zwrócić się w stronę romantyzmu. Od kultu ojczyzny „małej”, czyli kaszubskiej Matarni jego spojrzenie stopniowo biegnie ku ojczyźnie „dużej”, a więc Polsce. Pytania egzystencjalne z wierszy młodzieńczych przeradzają się w pytania o charakterze metafizycznym, religijnym, a wreszcie historiozoficznym. Coraz chyba więcej też w tych wierszach tonów ciemnych, dramatycznych…
A zarazem niezmienna pozostaje muzyczność liryków Wencla. Ich meliczność, a nawet śpiewność jest czymś bardzo rzadkim w najnowszej poezji polskiej. Nie chodzi tu jednak o popis formalnej wirtuozerii, lecz o przeświadczenie, iż rzeczywistości to domena ładu, swoistego rymowania się duchowego z materialnym, przeszłości z teraźniejszością, świata zmarłych i żywych… Nie przypadkiem w tytule drugiego tomu wierszy Wencla pojawia się święta Cecylia, która grą na organach oddawała hołd Boskiej harmonii świata i która stała się patronką sztuki sakralnej. W ostatnich latach dochodzi do tego przekonanie Wencla o potrzebie odbudowy przez poezję właśnie „pogruchotanej składni polskości”.
Wiersze wybrane przekonują też, że rację miał jeden z krytyków piszący o szczególnej wrażliwości ontologicznej poety. Dlatego tom debiutancki zamykała Oda do litości, bo właśnie litość rozumiana jako współodczuwanie z cudzym cierpieniem, nieszczęściem, z „nierozumianymi przegranymi samotnymi”, ale też z tym, co kruche, delikatne, śmiertelne, jest bardzo ważnym elementem postawy poety. Podobnie zresztą jak miłość, która jako uczucie do żony, rodziny, kraju ojczystego, sztuki, polszczyzny, silnie naznacza lirykę Wencla. Obie – miłość i litość – wyrastają z silnej więzi z rzeczywistością, traktowanej jako „komunia”, a więc jedność, bo „wiecznie splecione – nasz zgiełk i Golgota / pod drzewem krzyża pod drzewem żywota”.
Widać to tam, gdzie Wencel opowiada o „świętej” Matarni. Jest ona mikrokosmosem, w którym zarazem rozgrywają się historie uniwersalne, odwieczne. To świat wychylony ku transcendencji, a zarazem twardo osadzony w tym, co ziemskie. „Nie ma zbawienia jak tylko przez ziemię”, ziemię rozumianą dosłownie jako grunt, proch, po którym codziennie chodzimy, ale też jako ojczyznę – z jej pejzażami, budynkami, z żywymi i umarłymi mieszkańcami.
Tam też, w konkretnym ziemskim pejzażu, między domem, kościołem, cmentarzem, ale też np. supermarketem rozgrywa się „akcja” wierszy Wencla. Opisywane są one z malarską czułością, uwrażliwieniem na szczegół, barwę, a zwłaszcza na grę światła i cienia. Widać to w doskonałych ekfrazach obrazów np. Vermeera, Ingresa, czy – szczególnie lubianego przez Wencla – Bruegla. Nie przypadkiem też na okładce Wierszy wybranych widnieje fragment brueglowskiego Zimowego pejzażu z łyżwiarzami i pułapką na ptaki. Prowincja, ludzie „nie więksi niż grudka”, zimowy, chłodny pejzaż kontemplowany z dystansu, pasja szczegółu zdradzająca czułość dla tego, co ulotne – to musi być bliskie naszemu poecie.
Z tym wiąże się ambiwalencja ważnego w liryce Wencla motywu płótna, które jest zarazem malarskim obrazem, ale bywa bandażem chroniącym okaleczonych, czy wreszcie całunem, w jaki otula się umarłych. W tym też kontekście istotny jest symbol Krzyża. Krzyżowanie, ukrzyżowanie, krzyż wreszcie to słowa-klucze w Wierszach wybranych, z nimi wiąże się zasadnicze tu doświadczenie świata. Myślę tu o Krzyżu, na którym cierpiał Zbawiciel i o śmierci, która poprzez Krzyż, a więc mękę, ból, ofiarę, wiedzie do nowego życia. „Krzyż jest miarą świata” – czytamy w Odzie na dzień św. Cecylii, a w tomie ostatnim, w Epigonii: „wciąż musisz dźwigać ten / krzyż ten ciężar”.
W znakomitym posłowiu do książki Wencla Wojciech Kudyba nazywa go efektownie, ale i celnie „poetą wyklętym”, a zarazem „poetą wyklętych”. Poetą wyklętych nie tylko dlatego, że autor Imago mundi napisał kilka świetnych wierszy poświęconych żołnierzom antykomunistycznego podziemia, ale też dlatego, że – jak wspomniałem wcześniej – jest to poezja pełna litości dla zapomnianych mieszkańców Kaszub, takich Max Roehmer, czy Adaś Kaszubowski, dla torturowanego przez Ukraińców chłopczyka z wiersza Śmierć Lachom albo sfotografowanych przez UB ofiar ich zbrodni. Dla ofiar Katynia i Smoleńska.
A „poeta wyklęty”? Dawni poètes maudits gorszyli „mydlarzy”, czy – jak ich nazywają Francuzi – bien-pensants, wyglądem, stylem życia, wreszcie dziełami, w których ostentacyjnie zrywali z estetyczną lub polityczną „poprawnością”. Współczesny gorszyciel – a kimś takim jest dla naszych bien-pensants Wencel – budzi skandal, bo jest „kościółkowy”, pisze o narodowej historii, nie opiewa „pustej transcendencji”, wciąż aktualni dla niego są Lechoń, Eliot, czy „nawet” Słowacki… Wencel jest zresztą doskonale świadom miejsca outsidera, jakie zajmował przez lata we współczesnej poezji polskiej. Wystarczy przeczytać gorzkie, ale i dumne słowa z przejmującej Epigonii o wierszach, które są „jak trupy wichrzycieli” i którym piszą nekrologi „wrażliwi krytycy”.
Wiersze wybrane to autoprezentacja, ale i rodzaj poetyckiego (auto)bilansu 45-letniego poety. Ciekawe: najmniej tu wierszy z tomu debiutanckiego oraz z Ody do chorej duszy. W całości poeta ogłosił poemat Imago mundi. Mocno reprezentowane są też tomy ostatnie, De profundis oraz Epigonia, ale też Oda do św. Cecylii.
Tak czy owak te 100 wierszy wybranych łączą wspomniane „nici” miłości i litości. To między innymi dlatego Wencel był – i jest – tak ważnym poetą dla wielu z nas.
Maciej Urbanowski
Arcana
Kraków, grudnia 2017
196 stron
ISBN: 9788365350268