Literatura
Nieczułość
Emocjonalna Nieczułość, czyli debiut Martyny Bundy
Stary dom w Kartuzach na Kaszubach, a w nim trzy siostry Ilda, Truda i Gerta oraz głowa rodziny – Rozela. Oto bohaterki kobiecej sagi, której serce stanowi Dziewcza Góra, mityczne miejsce dojrzewania, doświadczania miłości, pierwszych traum, zwątpień, wstydu. Miejsce ucieczek i nieustannych powrotów, ostoja podczas drugiej wojny światowej i późniejszych lat komunizmu. Miejsce, gdzie historia co jakiś czas puka do drzwi i pozostawia ogromną wyrwę w sercach czterech najbliższych sobie kobiet. Nieczułość Martyny Bundy to opowieść o tym, jak wiele podskórnych lęków, wątpliwości i zranień niesie ze sobą przez pokolenia historia jednej rodziny, i jak kobiety – strażniczki tożsamości, gwarantują jej trwanie w czasie.
Debiut Bundy nie daje się zamknąć w prostych ramach gatunkowych, nie daje się również przyporządkować dość modnym obecnie nurtom powieściowym. Nieczułość jest bowiem kolażem często autentycznych opowieści i legend zasłyszanych na Kaszubach; jest sagą rodzinną, ale dość specyficzną – bo opowiedzianą o kobietach przez kobiety właśnie; jest zapisem tragicznych wydarzeń z historii i pamiętnikiem o funkcjach terapeutycznych. Przede wszystkim zaś jest zbiorem kobiecych portretów, naszkicowanych mocną, wyrazistą kreską, które dominują nad wątłymi i ledwie dostrzegalnymi figurami mężczyzn. To, co z całą pewnością daje się usłyszeć w Nieczułości to dysonans między perspektywą kobiecą i męską, który sprzyja powstaniu (uzasadnionego w kontekście powieści) pytania: czy oby na pewno mężczyźni zawsze są aż tak nieporadni życiowo, zawsze ranią, kłamią i oszukują? Pytanie to warto zostawić otwarte, by zachować czujność wobec zbyt jednoznacznej miejscami wizji autorki.
Nieczułość jest powieścią imponującą objętościowo, która zachowała przy tym wyraźną kompozycję odwołującą czytelnika do cykliczności natury. Struktura powieści podzielona na pory roku wyznacza kolejne lata z życia trzech sióstr, ich matki, mężów oraz dzieci. Każda nowa pora roku przynosi zmianę w losach głównych bohaterek – poznają miłość, rodzą dzieci, tracą kogoś bliskiego, same dojrzewają, by nieuchronnie się zestarzeć i pożegnać siebie nawzajem. Bunda stosuje inwersje czasowe – zapowiada finał pewnych wydarzeń zanim wprowadzi je na karty powieści lub odwrotnie – niejednokrotnie przez całe powieściowe lata każe odkrywać czytelnikowi tajemnice domu w Dziewczej Górze. Interesująca narracja przypomina elementy układanki, które dopiero w odpowiednim czasie mogą zostać odnalezione i przypasowne do reszty. Zupełnie jak w życiu – nic bowiem od razu nie odsłania się w swojej istocie, a na wszystko przychodzi odpowiedni moment.
Zagadnienie czasu i jego głęboki antropologiczny wymiar Bunda przepracowuje na przykładzie niemal każdej powieściowej postaci. Kobiety są depozytariuszkami tradycji przekazywanych z pokolenia na pokolenie, noszą w sobie pamięć rodzinnych historii oraz traum, które również dziedziczą. Może właśnie na przekór (roz)pamiętywaniu każda z sióstr wybiera własną drogę, zakładając (najczęściej mylnie), że prowadzi ona w przeciwnym kierunku niż ta obrana lata temu przez ich matkę Rozelę.
"Co przez te lata mogła z siebie dać Rozela najmłodszej, najbardziej krnąbrnej córce [Ildzie; przyp. M.B. ]? Nie była z tych matek pozbawionych rozeznania, co chcą dać. Samodzielność. Zaradność zaszczepić w niej chciała [...]. Kobietę, która sobie poradzi – oto, kogo chciała wychować. [...] Urodziła się córka samodzielna, zawsze wiedząca swoje – ale wciąż w kontrze do matki. Taka córka, przed którą – trudno przyznać przed sobą samą – Rozela się wstydziła. [...] Po stokroć prościej było z Trudą. Wszystkie wady Trudy widoczne były jak na dłoni. I z Gertą prościej. Gerta była nią samą – jej powieleniem, rozmnożeniem" (s. 282, 283).
I nieważne, jak daleko Gerta, Truda i Ilda oddalają się od matczynego domu – zawsze do niego wracają. Ze złością, ze łzami w oczach, z radością, utęsknieniem czy bólem, którego w życiu każdej z nich nie brak. Wracają, by opowiedzieć własne historie, by skonfrontować się z tym, co przez lata wojny zostało przemilczane, w końcu, by przekonać się, że wcale tak bardzo nie różnią się od swojej matki Rozeli, od babki Otylii i od tych wszystkich kobiet, które ciągle muszą radzić sobie z odchodzeniem – miłości, rodziców, dzieci, marzeń i ambicji. Martyna Bunda snuje opowieść w rytm cykliczności przyrody i pokazuje, może czasem zbyt dosłownie, że po każdej zimie przychodzi wiosna, że to, co zepchnięte i przemilczane w najmniej spodziewanym momencie powróci, i że ludzie, tak samo jak wydarzenia, przychodzą i odchodzą, a opowieść trwa.
Sama autorka wydaje się strażniczką kobiecych opowieści, zachęca do ich zapamiętywania, zapisywania i przekazywania dalej, według zasady – trwam, dopóki trwa pamięć o mnie. Bo przecież herstory wydaje się stale przegrywać z wielkim history. Może stąd ta tytułowa nieczułość – wymuszona przez nieustanne potwierdzanie równorzędności kobiecej opowieści. „Po prostu wiadomo było, że to, co prawdziwe, jest nie do napisania. Czule chciałaby – mówiła siostrom Ilda, lecz im więcej zdań wymyślała, tym bardziej stawało się oczywiste, że wcale nie chciała czule, a nie potrafiła okrutnie” (s. 339). Martyna Bunda pod warstwą nieczułości, oschłości, ale i buzujących emocji bohaterek, tworzy obraz prawdziwej bliskości – tej między kobietami.
Magdalena Brodacka
WYDAWNICTWO LITERACKIE (WL)
Kraków, października 2017
348 stron
ISBN: 978-83-08-06427-6