Literatura

2017
Mariusz Solecki

Płaszcz chwały

Z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych nakładem Ministerstwa Obrony Narodowej (Wojskowe Centrum Edukacji Obywatelskiej) ukazał się ciekawy wybór wierszy poświęconych Niezłomnym Płaszcz chwały, w wyborze i opracowaniu Mariusza Soleckiego. Jest to na naszym rynku antologia niecodzienna. Nie tylko dlatego, że zawiera utwory poświęcone bohaterom podziemia niepodległościowego lat 1944–1967. Temat sam w sobie w ostatnich kilku latach przeżył swoistą eksplozję zainteresowania i to nie tylko czysto historycznego, ale także kulturowego, a nawet popkulturowego. Nie stanowi także wyjątku tworzenie antologii poświęconych bardzo konkretnej tematyce – jest ich mnóstwo, choć przyznać trzeba, że to pierwsza próba przedstawienia szerszej publiczności twórczości poświęconej temu akurat aspektowi polskiego martyrologium. Mnie w koncepcji Soleckiego zaciekawiły zwłaszcza dwa pomysły. Przede wszystkim, co widać już po samym tytule, przedstawiona propozycja to antologia apologetyczna – forma niemal już nieistniejąca we współczesnych publikacjach. Solecki pisze we wstępie: „Liryki zestawione w przedłożonej Państwu antologii mają być w zamierzeniu jej autora płaszczem chwały, okrywającym zeszpecone przez proreżimowe wierszopisarstwo sylwetki Żołnierzy Wyklętych”. Wbrew pozorom, w tym przypadku ten niezwykle ryzykowny pomysł się „broni”. Przede wszystkim dlatego, że niejako ideowo uzasadnia wykluczenie z tomu powstałych w latach 40. i 50. ubiegłego wieku wierszy często znakomitych skądinąd polskich poetów opluwających i dyskredytujących Żołnierzy Wyklętych na ewidentne zlecenie partyjne czy bezpieczniackie. Sam redaktor tomu wymienia wśród takich autorów Brzechwę, Jastruna, Broniewskiego, Gałczyńskiego i Szymborską. Dodam, że nie jest to lista kompletna, choć i tak porażająca. Sęk w tym, że paradoksalnie nasza antologia nie tylko staje się w ten sposób bardziej jednorodna, co w tym przypadku jest istotne, i o czym pozwolę sobie jeszcze parę słów napisać, ale przede wszystkim ten swoisty gest pogardy, „przemilczenia podłości” staje się – zapewne nie do końca zgodnie z zamiarem redaktora – gestem miłosierdzia. Nie ukrywajmy, te nieobecne wiersze naszych wybitnych twórców są w większości wymęczonymi gniotami, pisanymi bez weny, swoistym serwitutem oddawanym Bestii w zamian za możliwość uprawiania prawdziwej literatury we względnym spokoju i dobrobycie. Ta decyzja redakcyjna powoduje, jak już wspomniałem, nieco większą spoistość Płaszcza chwały. Jest to o tyle istotne, że dokonany tu wybór może budzić poważne pytanie o sens zestawiania utworów tak różnej proweniencji i jakości. Inaczej mówiąc, drugi – i najważniejszy – pomysł autora antologii sprowadza się do zestawienia utworów zarówno twórców uznanych, mówiąc wprost klasyków polskiej poezji dwudziestowiecznej, jak Wierzyński czy Herbert, wybitnych poetów współczesnych, jak Przemysław Dakowicz czy Wojciech Wencel, z wierszami samych Żołnierzy Wyklętych i ich dzieci oraz z utworami wręcz odmiennymi gatunkowo, jak choćby oryginalne teksty piosenek więziennych czy współczesnych, np. Lecha Makowieckiego. Niejednego zapewne odrzuci taki wybór. Nie da się bowiem ukryć, że w efekcie mamy tu obok tekstów znakomitych i wstrząsających do czynienia z pisarstwem nieporadnym, często eklektycznym, formalnie XIX-wiecznym, którego największą zaletę stanowi autentyzm doświadczenia autorów lub źródłowa wartość tekstów więziennych z epoki. Nie miejsce tu na omawianie poszczególnych wierszy, pozwolę sobie zatem wskazać jedynie na dwa, obok powszechnie znanych i pomnikowych dla tematyki Wilków Herberta i Na rozwiązanie Armii Krajowej Wierzyńskiego, utwory moim zdaniem najwybitniejsze w omawianym wyborze. Chodzi o poruszające do głębi Baptysterium Wojciecha Wencla oraz Zaporę. Trenodię z sufitu Przemysława Dakowicza. Autor De profundis daje nam przede wszystkim tekst wspaniale zbudowany, do głębi przemyślany, wsparty oszczędnie dozowanymi stylizacjami i wtrąceniami, którego kręgosłup, a zarazem rozwiązanie, pointę stanowi fenomenalna metafora mokrego karceru jako baptysterium, miejsca chrztu. Chrztu, a więc nie tylko przestrzeni sakralnej, lecz przede wszystkim płaszczyzny odkupienia i odrodzenia, przejścia do nowego, lepszego życia. Z kolei Dakowicz w Zaporze… okazuje się znakomitym stylizatorem, a zarazem mistrzowsko łączy potworną tematykę z przyjętym pomysłem delikatnej ludowej przyśpiewki miłosnej. Muzyczność tekstu i pojawiające się w nim przedstawienia drobnych, banalnych elementów codziennej krzątaniny dają wspaniały efekt podkreślający nierealność sądowego mordu i w zamyśle hańbiącego bezimiennego pochówku w mokrym dole Łączki z bohaterstwem legendarnego akowca. Owa „śmierć goniąca, śmierć wzywająca”, jakby zapraszająca do lekkiego tańca pod księżycem, ta „mała blizna na suficie”, ów „drobny prześwit” zestawione z równie nieznaczną pozornie „w potylicy dziurką małą” mrożą krew w żyłach i nikogo nie pozostawią obojętnym. Czy warto zatem sięgnąć do całego Płaszcza chwały? Zdecydowanie tak! Dla mnie wspomniany zabieg zestawienia wielkiej poezji inspirowanej bohaterstwem Żołnierzy Wyklętych z autentycznymi głosami ofiar i ich dzieci daje głęboko poruszający efekt. Sens tego zabiegu polega bowiem na ukazaniu rzeczywistego ciężaru rzeczy, grozy świata przedstawionego, który choć literacko przetworzony nie jest – niestety! – jedynie wytworem wyobraźni poetów. To doznanie, które pozostaje po lekturze Płaszcza chwały jest zarazem znakomitym uzasadnieniem jego apologetyczności i często pojawiających się tam powagi, a nawet patosu. To nie jest bowiem, mówiąc Herbertem, safandułowate jęczenie „małych rozbitych dusz z wielkim żalem nad sobą” lecz krzyk pokolenia potraktowanego najstraszliwiej jak to możliwe, głos często nieporadny, lecz mocny, głos tych, którym „nie postawiono z litości chociaż nad grobem krzyża” i poruszający do głębi lament ich następców. Warto ich posłuchać.

Łukasz Michalski