Literatura

2022
Marta Sztokfisz

Pani od obiadów. Lucyna Ćwierczakiewiczowa. Historia życia

Być jak Lucyna

Niech Was nie zmyli ten tytuł! Pani od obiadów? Serio? Nawet wzrok bohaterki na okładkowym rysunku zdaje się kpić z tego określenia. Dobrze, że jest podtytuł Lucyna Ćwierczakiewiczowa. Historia życia – tak, to już wygląda znacznie lepiej. Zresztą każdy, kto przeczyta książkę Marty Sztokfisz, będzie wiedział, że nie tylko o obiady tu chodzi... są jeszcze przecież śniadania, drugie śniadania, przekąski, podwieczorki, kolacje, dania na proszone przyjęcia, na pikniki, na bale karnawałowe. Są także plamy do usunięcia, naczynia do wyczyszczenia, bielizna do wyprania, stroje do uszycia, spektakle do obejrzenia, zbiórka darów do zorganizowania. Nie wiecie jak? No cóż, ona wiedziała. Opanowała do perfekcji coś, co dzisiaj nazwalibyśmy know-how, i co najważniejsze – umiała to sprzedać innym. I to jak!

Marta Sztokfisz to pisarka i publicystka, która ma na swoim koncie biografie m.in. Marka Grechuty, Jerzego Hoffmana czy Jadwigi Grabowskiej. Tym razem wzięła na warsztat postać, o której mówi się „polska Julia Child”, choć współczesnemu odbiorcy więcej powie porównanie Lucyny Ćwierczakiewiczowej z popularną restauratorką i osobowością telewizyjną Magdą Gessler. O jednej i o drugiej można śmiało, choć niezbyt elegancko, powiedzieć: Herod Baba.

Książkę, choć sporej objętości, czyta się zaskakująco szybko. Całość podzielona jest na zwięzłe rozdziały o intrygujących tytułach (np. „Przysięgałeś, łajdaku, wierność” czy „Puszczać wiatry możesz tutaj”), w których widać dziennikarskie doświadczenie pisarki. Sztokfisz prowadzi opowieść zgodnie z chronologią, zaczynając w chwili narodzin Lucyny, w roku 1826, a kończąc na jej śmierci w roku 1901. Przy okazji zabiera nas do Królestwa Polskiego, a w szczególności do Warszawy – tej, którą znamy z powieści Bolesława Prusa. Za pomocą słów i oryginalnych rycin odmalowuje portret ówczesnej epoki widzianej z perspektywy kobiety, która zdecydowanie wyprzedzała swoje czasy.

Biografie nastręczają zazwyczaj trudności z tym, że łatwo zapomnieć, czy ocenia się książkę, czy jej bohatera. Naprawdę niewiele mam do zarzucenia warsztatowi autorki, a jeśli nawet w toku czytania nasunęły mi się jakieś krytyczne uwagi, to i tak przyćmiła je fascynująca osobowość „królowej polskiej kuchni”, autorki legendarnych 365 obiadów za 5 zł. Pozwólcie zatem, że skupię się bardziej na treści, a nie na formie omawianej lektury. I tak, nie ukrywam, że po przeczytaniu tej książki chciałabym choć po części, choć na chwilę być jak Lucyna. Czyli jaka?

Bezkompromisowa, przedsiębiorcza, tytanicznie pracowita, bezgranicznie wierząca we własne możliwości, talenty i umiejętności, przekonana o słuszności tego, co robi. Dająca sobie prawo do szczęścia i realizacji marzeń bez względu na okoliczności i na to, co wypada, a co nie. Z tupetem, ciętą ripostą, brakiem hipokryzji, ciekawością świata, nowinek, postępu i techniki. Otwarta na potrzeby innych, dobroduszna, nieszczędząca sił i środków na systematyczną pomoc słabszym. Obdarzona silnym przekonaniem o powinności dzielenia się swoją wiedzą i doświadczeniem, nie dla pochwał, lecz z moralnego obowiązku. Zawsze. Trzeba przyznać, że taki charakter to rzadkość. Co ciekawe, zdarzył się w epoce, w której kobiety nie miały wielu praw i – jak pisze autorka – „te Lucyna Ćwierczakiewiczowa nadała sobie sama. Także prawo do marzeń i ich realizacji.”. O tym właśnie jest ta książka.

Nie bez znaczenia dla historii bohaterki jest fakt, że była kalwinistką. Już z domu rodzinnego wyniosła etos pracy i przekonanie, że osobisty sukces i dobrobyt są powinnością wobec siebie, społeczeństwa i wobec Boga. „Pokora – katolicka cnota – nie jest w poważaniu u Bachmanów, a u Lucyny zwłaszcza. Chociaż mówią, że ułatwia życie, jej wydaje się wręcz niedorzecznością. Miałaby uznać własne ograniczenia zamiast je przezwyciężać? Unikać chwalenia się osiągnięciami, skoro bez tego mogą pozostać niezauważone? (..) Zamierza być kimś, naprawdę kimś – i móc obwieścić to światu.”. Dokładnie tak zrobiła.

Krok po kroku opowiada nam o tym Marta Sztokfisz, odwołując się do książek, artykułów i kalendarzy (zwanych kolędami) Ćwierczakiewiczowej, odczytywanych przez pryzmat realiów XIX-wiecznej Warszawy, wyciągając wnioski i kreśląc bardzo prawdopodobny przebieg zdarzeń. Biorąc pod uwagę perspektywę czasową i skąpy materiał faktograficzny, autorka robi to wręcz brawurowo. Nawet gdy czasami dopowiada, jak mogło być – bo przecież nie wiadomo tego na pewno – nie wpływa to w żaden sposób na wartość poznawczą jej pracy.

Wróćmy jednak do Lucyny. Dziś powiedzielibyśmy, że wydając książki kucharskie z bestsellerowymi 365 obiadami na czele, znalazła doskonałą niszę, która pozwoliła jej zarobić fortunę i uczyniła z niej niekwestionowaną gwiazdę. 365 obiadów za 5 zł doczekało się wielu wznowień i niezliczonej liczby reprintów. Ćwierczakiewiczowa nie poprzestała jednak tylko na tym. Całe życie szła za ciosem, wydając kolejne poradniki i unikatowe kalendarze, w których edukowała gospodynie, jak właściwie zarządzać domem. Prowadziła kursy gotowania, wygłaszała prelekcje, prowadziła rubryki w wielu czasopismach, włącznie z najbardziej prestiżowym „Bluszczem”. Wiodła niezwykle aktywne życie towarzyskie, w którego centrum stał obficie i smacznie zastawiony stół. Dziś porady w stylu „rosół to serce obiadu, bez którego mężczyzna w Polsce nie czuje, by o niego dbano” lub „żonom zawsze powtarzam, że smacznie przyrządzony obiad jest podstawą szczęścia domowego i dobrego humoru męża” wywołują w najlepszym razie uśmiech, a w skrajnym – zgorszenie wśród czytelników. Przecież w XXI wieku nie wypada już stać godzinami przy garach, tylko po to, by zadowolić towarzysza życia. Czyżby? Skąd zatem popularność perfekcyjnych pań domu (czy raczej bogiń domowego ogniska) z Marthą Stewart i Nigellą Lawson na czele, które także w dzisiejszych czasach przekonują, że dom bez zapachu własnoręcznie upieczonego ciasta, to nie dom? Przecież ludzie nadal to kupują. Bez względu na to, czy się z tym zgadzamy, czy nie, warto pamiętać, że pierwsza (przynajmniej w Polsce) była Lucyna i jej bestseller, o którym Bolesław Prus pisał, że jest jednym z trzech warunków, obok pełnoletności i nieprzymuszonej woli, do zawarcia małżeństwa.

Pani od obiadów to także opowieść o życiu uczuciowym Lucyny, które, jak wszystko w przypadku tej kobiety, nie było ani nudne, ani oczywiste. Gdy po zaledwie kilku latach okazało się, że jej pierwsze małżeństwo nie będzie udane, zamiast pokornie (słowo kluczowe!) godzić się na rolę zdradzanej żony, Lucyna miała odwagę rozwieść się i poszukać szczęścia gdzie indziej. Dopiero u boku Stanisława Ćwierczakiewicza znalazła to, czego potrzebowała, by realizować swój własny pomysł na życie – mężczyznę cierpliwego i wyrozumiałego, umiejącego dodać jej skrzydeł, a nie je podcinać. Jeśli chodzi o to drugie, to jak zawsze niezawodna okazała się ludzka zazdrość, która doprowadziła do podważenia jej autorytetu i konieczności walki o dobre imię. O tym właśnie polskim „kołtunie”, który Lucyna potrafiła bezbłędnie zdiagnozować i napiętnować jeszcze przed Zapolską i jej Dulską, też jest ta książka.

Podsumowując, warto sięgnąć po historię życia Lucyny Ćwierczakiewiczowej autorstwa Marty Sztokfisz. Ta lektura jest niczym poradnik pozytywnego myślenia i kurs przedsiębiorczości w jednym. Jeśli dziś wydaje się wielu kobietom, że istnieją szklane sufity, przez które nie można i – co gorsza – nie warto się przebijać, to wystarczy pomyśleć o niskiej i korpulentnej Lucynie Ćwierczakiewiczowej, która zupełnie wbrew oczekiwaniom swojej epoki szła przez życie jak burza. Oczyma wyobraźni widzę, jak karci taką „ofiarę losu” krytycznym spojrzeniem (spod mantylki, rzecz to pewna) i troskliwie, lecz stanowczo doradza, co należy uczynić, by własne słabości przezwyciężyć. Nie zawadzi przy tym przyrządzić pieczeń, popisać się wyborną leguminą, zrobić domową nalewkę, krem śmietankowy lub też ugotować oryginalną zupę cytrynową. A propos, nie czytajcie tej książki głodni. Autorka wplotła w opowieść oryginalne przepisy Ćwierczakiewiczowej, które każą natychmiast pędzić do kuchni i cóż... po prostu, choćby tylko tam być jak Lucyna.

Recenzja Roku 2021 – dorośli

Monika Hancyk

DKK przy Bibliotece Publicznej Miasta i Gminy im. Antoniego Małeckiego w Obornikach, woj. wielkopolskie