Literatura

2017
Wojciech Orliński

Lem. Życie nie z tej ziemi

Pisanie fantastyki tylko pozornie wydaje się łatwe, chociaż gatunek ten, zwłaszcza w odmianie fantasy, wylewa się z księgarskich półek. Trylogie i sagi o smokach, czarownicach i krasnoludach w większości przypadków straszą swoim poziomem literackim, co do ekstremum doprowadziły cykle młodzieżowe oparte na grach komputerowych. I chociaż pojawienie się kilkadziesiąt lat temu technologii informatycznej, a potem internetu, wprowadziło większość intelektualistów w stan euforii, dzisiaj ci optymiści śpiewaliby zupełnie inaczej. Obecnie bowiem, aby zostać gwiazdą internetu, trzeba być jednocześnie półgłówkiem i chamem. Wiedział to już na początku lat 90. Stanisław Lem, chociaż wszystkim wydawało się, nie wiedzieć dlaczego, że internet będzie wyjątkiem wśród wynalazków i przeciwnie do pozostałych wprowadzi ludzkość na wyższy poziom rozwoju. Dzisiaj wiedzą to już prawie wszyscy, w tym autor biografii Lema – Wojciech Orliński. Ten kilkanaście lat temu, jak sam przyznaje w rzeczonej pozycji, śpiewał w chórze chwalców technologii informacyjnej. Natomiast Stanisław Lem, człowiek od ufoludków, jak kiedyś pogardliwie określano pisarzy science fiction, bez problemu wywnioskował, że nowoczesna technologia w rękach człowieka jest brzytwą daną małpie. Ten rodzaj pesymizmu regularnie pojawiał się na kartach jego książek, chociaż duża część z nich maskowała go pod ironią i żartem. Wojciech Orliński napisał więc biografię Stanisława Lema. Za jej pomocą domknął klamrę, bo jego debiutem był leksykon lemologiczny „Co to są sepulki? Wszystko o Lemie”. Natomiast „Lem. Życie nie z tej ziemi” jest pełnoprawnym opracowaniem biograficznym. Orliński podszedł do tematu dość ryzykownie, nie tylko nie usuwając się w cień, ale mówiąc pełnym głosem obok tytułowej postaci. Nie odszedł więc od Lema na bezpieczną odległość i nie ukrył emocjonalnego związku z jego prozą. Zgrzeszył tym, czym nie grzeszą profesorowie literaturoznawstwa, którzy publikują sążniste tomy poświęcone życiu i twórczości klasyków polskiego pisarstwa. Zarzut ten jest jednak pozorny, bo autor „Życia nie z tej ziemi”, dzięki takiemu rozwiązaniu, napisał pasjonującą rzecz. Lem w jego biografii nie jest odlanym z brązu pomnikiem, ale żywym człowiekiem, w dodatku opisanym z werwą godną dziennikarza śledczego. Autor nie tworzy kroniki życia i twórczości, w której dominują daty dzienne, a której układ jest ściśle związany z porządkiem kalendarza. Raczej wędruje za Lemem i próbuje dotrzeć w miejsca, które ten skrzętnie poukrywał. Nie unika analizowania jego twórczości, ale rezygnuje z brzydkiego zwyczaju literaturoznawców, którzy zdradzają wszystkie szczegóły omawianych utworów, w tym zakończenia. Nuda, która jest występkiem większości akademickich opracowań z zakresu historii literatury, nie ma dostępu do książki Orlińskiego. Sama sylwetka Stanisława Lema jest niezwykle ciekawa. Okazuje się bowiem, że jego biografia skrywa sporo tajemnic, a najważniejszą z nich wydaje się wpływ wojennej młodości pisarza na jego twórczość. Mieszkający podczas okupacji we Lwowie Lem był świadkiem dwóch totalitaryzmów. Jego przeżycia zaś były o wiele bardziej traumatyczne, niż przedstawił to w dwóch autobiograficznych publikacjach, „Wysokim zamku” i „Szpitalu przemienienia”. Orliński idzie tropem jego powieści fantastycznych i to w nich zauważa wspomnienia Lema. Świat przedstawiony „Edenu” czy „Powrotu z gwiazd”, mimo że dotyczy miejsc wyobrażonych, ma zdaniem autora sporo wspólnego z tym, czego Lem doświadczał w czasach II wojny światowej. Dramatyzmu przeżyć autora dodaje jego żydowskie pochodzenie; Orliński dowodzi, że autor „Solaris” wielokrotnie znajdował się w tragicznym położeniu, nie mogąc pomóc swoim bliskim. Zdecydowana większość rodziny Lemów zginęła w Holokauście, co nie mogło nie pozostać bez wpływu na twórczość Stanisława. I chociaż jego pisanie przyjmuje maskę fantastyki naukowej, da się pod nią zobaczyć rzeczywistość. Lem w biografii Orlińskiego jawi się więc jako pisarz naznaczony pesymizmem, który tworzy nie tylko beletrystykę, ale również teksty zbliżające się do twórczości filozoficznej. Z literaturą piękną zerwał Lem dwadzieścia lat przed śmiercią, nie zrezygnował jednak z pisania. Twórczość jego niejednokrotnie wpadała w kasandryczne tony, szczególnie gdy analizował współczesny postęp technologiczny, w szczególności w dziedzinie informatyki. Jak każdy nadzwyczaj uzdolniony człowiek, był w swoich przeczuciach osamotniony. I jak każdy geniusz, wyprzedzał swoją epokę. Jego wykształcenie medyczne i zainteresowanie naukami ścisłymi pozwoliło mu na dyscyplinę w dziełach i zdroworozsądkowy ogląd świata. Lem jest na kartach „Życia nie z tej ziemi” również prawdziwym oryginałem, tworzącym w listach do przyjaciół własny slang i wprowadzającym odmienny od zasad ortografii zapis wyrazów. Pisze do Mrożka, Szczepańskiego czy Ścibora-Rylskiego. Przyjaźni się z Bartoszewskim, często – gdy już stanie się sławny – wyjeżdża do Związku Radzieckiego, NRD, Berlina Zachodniego, a także zalicza epizod emigracyjny w Austrii (chociaż sam emigracją go nie nazywa). Biografia Lema jest ciekawa jeszcze z jednego powodu, a mianowicie jest dalekim od martyrologii spojrzeniem na PRL z punktu widzenia intelektualisty, którym pisarz niewątpliwie był. Lem wydaje się lawirować, chociażby w kwestii Listu 34, nie wypowiada się początkowo krytycznie na temat systemu komunistycznego. Stoi obok, nie chcąc tracić przywilejów, które dzisiaj wydają się standardem. Dom na przedmieściach Krakowa, samochód (do tych Lem miał wyjątkowego pecha), wyjazdy zagraniczne, wysokie dochody – to wszystko chce utrzymać, więc mimo sympatyzowania z opozycją prozaik nie opowiada się głośno przeciwko systemowi. To pokazuje, że artysta w Polsce Ludowej, jeśli tylko nie podpadał władzy, żył jak pączek w maśle, co oddalało go od problemów tak zwanych zwykłych ludzi. Lem jednak na stronach „Życia nie z tej ziemi” nie jest człowiekiem wyalienowanym z rzeczywistości. Wręcz przeciwnie, poznał ją aż za dobrze, czego dowodem jest jego literatura.

Michał Żarski