Aktualności

24.07.2019

Polonia z Kaukazu przekazała zbiór polskich książek z XIX wieku

Zbiór książek w języku polskim, wydanych w XIX wieku, przekazała do Instytutu Polskiego w Moskwie Polonia z Piatigorska na rosyjskim Przedkaukaziu. To książki historyczne i literatura piękna, wydawane w większości w dawnym Imperium Rosyjskim.

Duża liczba polskich książek zapewne wiąże się z obecnością Polaków w XIX wieku w tym regionie, gdzie trafiali od czasu wojen napoleońskich. Najstarsza z nich pochodzi z 1818 roku, ale jest jedyną tak dawną. Cały zbiór, który trafił do Moskwy liczy ponad 520 pozycji. Jest wśród nich polska klasyka: „Popioły” Stefana Żeromskiego czy „Poezje dla dzieci” Marii Konopnickiej, dzieła Jana Śniadeckiego, Ignacego Domeyki i Jana Ursyna Niemcewicza.

Najpóźniejszą datę nosi książka wydana już po I wojnie światowej, w roku 1922 w Warszawie. „Nowszych już nie ma. Najwyraźniej, jak sytuacja po wojnie domowej w Rosji się ustabilizowała, dopływ książek z Polski ustał” - przypuszcza szef Instytutu Polskiego Piotr Skwieciński.

Nie wiadomo, kto był pierwszym właścicielem tych książek. Organizacja polonijna z Piatigorska - Związek Polaków na Kaukaskich Mineralnych Wodach - otrzymała je w 2015 roku od głównej agronom dendrarium działającego na zboczu góry Maszuk. Instytucja ta nosiła w różnych latach różne nazwy: Szkółka Doświadczalna, Ogród Botaniczny i Perkalski Park Dendrologiczny - opowiada była wieloletnia wiceprezes Związku Polaków Helena Brodowska. „Istnieją informacje o tym, że kiedyś w szkółce leśnej pracował jako leśniczy Polak o nazwisku Perkalski i stąd wzięła się nazwa” - mówi obecna sekretarz związku Ludmiła Kołpakowa.

Jednak Kołpakowa nie sądzi, by Polak Perkalski był właścicielem księgozbioru. Jej zdaniem książki mogły być kiedyś przeznaczone dla jakiejś biblioteki, na co mógłby wskazywać fakt, że wiele było jednakowych. „Na Kaukazie zostało wielu Polaków po wojnie z Napoleonem. Potem część wyjechała i powróciła do Polski, a część została, wielu zawarło związki małżeńskie, założyło rodziny. (...) Być może w Stawropolu była duża polska diaspora, być może ktoś w bibliotece był Polakiem i zamawiał tę literaturę i kupował” - przypuszcza Kołpakowa. Zastrzega jednak, że są to tylko przypuszczenia. Jeśli taka biblioteka istniała, to musiała działać „więcej niż pół wieku, w ciągu około stulecia” - zauważa.

Wiele książek ma pieczęć biblioteki w Stawropolu. Gdy Helena Brodowska w 2015 roku jeździła do dendrarium, pytała o ich pochodzenie. „Ustaliłam tylko to, że książki ze Stawropola przywiózł były dyrektor parku dendrologicznego Anatolij Michejew”, który zmarł w 2013 roku - wyjaśnia. Tak więc - przyznaje - „nie mamy do kogo się zwrócić”, by zapytać o okoliczności przekazania książek do dendrarium.

Według jednej z wersji dyrektor dendrarium znalazł je w Stawropolu na śmietniku. Brodowska wątpi w tę wersję, bo jej zdaniem książek było zbyt wiele, by można było je zabrać za jednym razem. W archiwum dendrarium działaczka znalazła w 2015 roku protokoły zdawczo-odbiorcze o przekazaniu książek ze Stawropola datowane na 1986 rok. Podana jest w nich liczba tomów, ale nie podano, jakie to książki i w jakim języku. Związek Polaków dysponuje własnym zaświadczeniem o przekazaniu mu książek w 2015 roku jako nieprzydatnych dla dendrarium.

Szef Instytut Polskiego, pytany o to, czy przechowywanie polskich książek w ZSRR było bezpieczne, przyznaje, że jest ciekawe, iż taki zbiór przetrwał. „Wyjaśnienie może być takie, że najbardziej ostre czasy antypolskie trwały krótko - była to operacja polska NKWD w latach 30. XX wieku i później jeszcze kilka lat, do powstania PRL” - wskazuje. „Oczywiście, te książki miały szczęście, bo mogły być zniszczone nawet nie z powodów politycznych, tylko po prostu jako niepotrzebny bagaż” - przypuszcza Skwieciński. Instytut będzie szukał możliwości przekazania książek do którejś z bibliotek.

Na razie trwa ich katalogowanie, czym zajmują się wolontariusze; z tym katalogiem Instytut Polski zamierza zwrócić się do którejś z bibliotek w Polsce. Elena Grondzil, ekspertka Instytutu, oglądając książki, zwraca uwagę na pieczątki różnych bibliotek. Pojawia się np. pieczęć Stowarzyszenia Katolickiego Kraju Stawropolskiego. Czasami jakieś nazwisko jest zamazane albo wycięte.

„Niektóre nazwiska są rzeczywiście bardzo precyzyjnie wycięte, tak żeby poza tym książki nie uszkodzić. Zauważyliśmy, że wycinano nazwisko Niemcewicza, który był po prostu postacią niecenzuralną w carskiej Rosji w latach 40. XIX wieku” - mówi Skwieciński.

Tematycznie książki obejmują literaturę piękną i historię; są pojedyncze wydania religijne. Drukowano je w Wilnie i Warszawie, ale także Poznaniu i Krakowie. „To książki z tego okresu, kiedy na mapie nie było Polski. Kiedy przeglądałam te książki i czytałam niektóre, widziałam, że jest to język polski nie całkiem taki, jak jest obecnie, odczuwa się nawet wiele rusycyzmów” - opowiada Kołpakowa. Jej zdaniem zbiór może być ciekawy „z punktu widzenia lingwistyki tych czasów - jak pisali autorzy w tym czasie, gdy Polska znajdowała się pod władzą Imperium Rosyjskiego”.

Sekretarz Związku Polaków tłumaczy, że w niewielkiej bibliotece w biurze tej organizacji nie ma specjalnych warunków do przechowywania księgozbioru. „Bardzo martwiliśmy się, że te książki będą dalej niszczały, a być może stanowią one jakąś wartość dla Polski i Polaków” - tłumaczy. Związek Polaków próbował je skatalogować i usystematyzować. „Jednak zrozumieliśmy, że mimo wszystko nie zrobimy tego tak, jak należy” - mówi Kołpakowa.

„W Stawropolu były dwie organizacje polonijne, ale obecnie one nie działają i tam też się tym nikt nie zaopiekuje” - ocenia Brodowska. Jej zdaniem „nie ma sensu” przekazanie książek „do jakiejś biblioteki, żeby tam leżały gdzieś albo stały na półkach, i nikt by do tego nigdy nie trafił”. Uważa ona, że książki powinny trafić do Polski.

Również ona przypuszcza, że kiedyś książek tych mogli używać Polacy, którzy w różnych falach trafiali na Kaukaz i mieszkali w Kraju Stawropolskim. Część wyjechała do Polski w drugiej dekadzie XX wieku.

Książki zaś „tylko dlatego, że leżały gdzieś na półkach i ich nikt nie brał, może dlatego się zachowały” - mówi Brodowska.

[źródło: PAP, Anna Wróbel]