Aktualności

fot. Instytut Książki

W dwudziestej edycji dorocznej Nagrody Instytutu Książki, „Transatlantyk”, jedna z dwóch jubileuszowych nagród została przyznana Verze Verdiani za przekłady polskiej prozy, dramatu, eseistyki i reportażu.

Imponujący dorobek przekładowy Very Verdiani współtworzy dostępną włoskiemu czytelnikowi mapę polskiego piśmiennictwa. Znalazło się w nim ponad siedemdziesiąt książek trzydziestu autorów. Wśród nich utwory Witolda Gombrowicza, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Ryszarda Kapuścińskiego, Stanisława Lema, Leszka Kołakowskiego, Kazimierza Moczarskiego, Sławomira Mrożka, Bruno Schulza, Stanisława Ignacego Witkiewicza, a także Pawła Huelle, Antoniego Libery, Magdaleny Tulli i Olgi Tokarczuk. Pisarzy należących zarówno do klasyki dwudziestego wieku, jak i pisarzy współczesnych. Vera Verdiani użyczyła im głosu, zachowując odrębność dykcji każdego z nich. Sam dobór utworów, na ogół trudnych i wyrafinowanych, ustawia poprzeczkę wysoko, domagając się czegoś więcej niż samej biegłości warsztatowej.

Vera Verdiani, jako tłumaczka wytrawna doskonale wie, że przekład nie jest kopią oryginału, lecz jego interpretacją. Nie jest tożsamy z oryginałem, i nigdy nie będzie idealnie przylegał do tekstu wyjściowego. Tłumacz pisze cudzą książkę, podobnie jak aktor odgrywa napisaną rolę, jak muzyk odtwarza partyturę. O ile jednak aktor czy instrumentalista mają zajęcie dosyć spektakularne i nawiązują bezpośredni kontakt z publicznością, praca tłumacza jest niewidoczna, równie samotnicza jak praca pisarza. Toteż w przypadku pracy aktora czy muzyka mówi się o interpretacji, a w przypadku pracy tłumacza – najczęściej o zdradzie. Także Vera Verdiani użyła słowa „zdrada”, mówiąc o tym, że oryginał i przekład są wobec siebie przesunięte i nigdy nie będą tożsame. „Trzeba zdradzić pisarza, wynajdując ekwiwalenty językowe, które okażą się celniejsze i bardziej wyraziste, niżby to wynikało z próby dosłownego przeniesienia frazy oryginału do innego języka”. Zawsze warto pamiętać o tym, żeby nie mylić wierności z dosłownością, i by posłużyć się parafrazą słynnej maksymy włoskiego klasyka, należy wszystko napisać inaczej, żeby było tak samo. O tym też doskonale pamięta Vera Verdiani. Tłumaczenie jest pisaniem na nowo książki już napisanej. Tłumacz nie ma wprawdzie przed sobą białej kartki papieru, nie musi wymyślać świata przedstawionego, bo ten świat został już przez kogoś wymyślony, ale musi wczuć się we wrażliwość językową i sposób obrazowania autora. Jest pasem transmisyjnym dla cudzej narracji, skojarzeń, obranej kategorii stylu, ma uratować wszelkie odniesienia, aluzje, dwuznaczności i niedopowiedzenia.

Wytrawny tłumacz nie ma złudzeń, ale ma pasję. Vera Verdiani przywołuje zdanie znanego włoskiego tandemu pisarzy i dziennikarzy, znanego pod szyldem „Fruttero i Lucentini”, którzy nazwali tłumacza „ostatnim błędnym rycerzem literatury”. Według niej tłumacz to ktoś pośredni między bezinteresownym ascetą a Kopciuszkiem. Dobrze jednak pamiętamy, jak zakończyła się baśń o Kopciuszku.

A tłumacz jest podwójnym agentem, tyle że nie tylko nikogo nie zdradza, ale pracuje na rzecz obu stron i bywa doceniany.

– laudacja Anny Wasilewskiej dla Very Verdiani wygłoszona podczas uroczystości wręczenia Nagrody Transatlantyk