Aktualności

fot. zbiory prywatne autora
14.09.2020

Dług. Andrzej Peciak w dwudziestą rocznicę śmierci redaktora Jerzego Giedroycia (1906–1999)

Moje pierwsze osobiste spotkanie z redaktorem Jerzym Giedroyciem nastąpiło 1 października 1986 roku. Datę potwierdza dedykacja Gustawa Herlinga-Grudzińskiego w miniaturowym egzemplarzu „Kultury”, który otrzymałem w tym dniu razem z tomem Upiorów rewolucji od wielkiego pisarza.

Ale po kolei. Na wiosnę 1986 roku lubelski podziemny Fundusz Inicjatyw Społecznych, powołany do życia rok wcześniej, wydał siedmioznaczkową serię podziemnej Poczty Solidarności poświęconą 40. rocznicy powstania Instytutu Literackiego w Paryżu.

Uznaliśmy, że tą edycją oddamy hołd legendarnemu środowisku i instytucji tak bardzo zasłużonej dla kultury polskiej. Znaczki były perforowane, starannie przygotowane od strony graficznej i poligraficznej.Przedstawiono na nich twórców Instytutu Literackiego i jego najważniejszych współpracowników: Jerzego Giedroycia, Zofię i Zygmunta Hertzów, Józefa Czapskiego, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego  Konstantego Jeleńskiego i Juliusza Mieroszewskiego.

Pięćset egzemplarzy z trzytysięcznego nakładu postanowiliśmy przekazać w darze do dyspozycji Redaktora. Pomógł nam w tym niezastąpiony Andrzej Paluchowski, dyrektor Biblioteki Głównej KUL, który przemycał wiele druków podziemnych i korespondencji w obie strony granicy. Dość szybko, za Jego pośrednictwem, przyszło zaproszenie z Maisons-Laffitte dla podziemnych wydawców, którzy pamiętali o rocznicy i uczcili ją znaczkami. Redaktor chciał nas poznać osobiście.

Znaczki Funduszu Inicjatyw Społecznych, 1986 r.

Nie muszę dodawać, że byliśmy tym zaproszeniem mile zaskoczeni i było to wielkie wyróżnienie. Rozpierała nas duma, czuliśmy się wyróżnieni, ale z oczywistych względów nie mogliśmy się tym faktem chwalić...

We środę 1 października wraz z Tomaszem Pietrasiewiczem, poinstruowani przez naszych paryskich przyjaciół, pojechaliśmy kolejką do Maisons-Laffitte na pierwszą audiencję do Księcia, jak powszechnie nazywano Jerzego Giedroycia.

Żeby się nie spóźnić, przyjechaliśmy dużo za wcześnie i godzinę musieliśmy spędzić w pobliskim lasku, oglądając przejażdżki konne mieszkańców. Nie ze względu na naszą z moim przyjacielem miłość do koni, ale z prozaicznego powodu, że nie było nas stać na kawę...

Naciskając dzwonek pod numerem 91 avenue de Poissy, nie zdawałem sobie kompletnie sprawy, że zaczyna się największa przygoda mojego życia jako wydawcy i współpracownika Instytutu i Redaktora.

Zostaliśmy przyjęci w salonie zimowym. Podziękował za znaczki, pytał nas (historyka i fizyka teoretycznego) o sytuację rodzinną, zainteresowania, przeczytane lektury i plany wydawnicze FIS-u. Zdaliśmy chyba ten „egzamin”, bo przyszedł czas na ustalenie sposobów komunikacji, przekazywania informacji, książek i znaczków, zaproszenie do złożenia kolejnej wizyty przed wyjazdem do kraju. Polecił nas również Grażynie i Krzysztofowi Pomianom oraz Jakubowi Karpińskiemu. Przez całe lata osiemdziesiąte dzięki Redaktorowi poznałem prawie cały emigracyjny Paryż i grono autorów oraz współpracowników Instytutu. Na koniec rozmowy Giedroyc oznajmił nam, że na poddaszu starej stajni czeka na nas Gustaw Herling-Grudziński.

Pierwsza wizyta w „Kulturze”. Tomasz Pietrasiewicz i Andrzej Peciak, Maisons-Laffitte, 1 października 1986 r.

Herling przyjął nas bardzo serdecznie i spontanicznie, pewnie dlatego że poznał Tomka wcześniej, podczas występów Grupy Chwilowej w Neapolu. Na poddaszu atmosfera była luźniejsza, Redaktor budził respekt, a Herling potrafił skrócić dystans...

Z dzisiejszej perspektywy czternaście lat bezpośredniej współpracy z Redaktorem (1986–2000) podzieliłbym na trzy okresy: podziemnego FIS-u do lipca 1990 roku (zlikwidowaliśmy firmę po zniesieniu urzędu cenzury), Wydawnictwa FIS, działającego legalnie w latach 1990–1994, i Wydawnictwa UMCS, którego szefem zostałem po wygraniu konkursu w lutym 1994 roku.

W latach osiemdziesiątych przynajmniej dwa razy w roku bywałem w Paryżu. Zawoziłem kolejne książki i znaczki naszej oficyny. Jeszcze w 1986 roku wydaliśmy reprint pierwszego numeru „Kultury”, ale druk na sicie i zmniejszenie formatu do A5 sprawiły, że nie była to publikacja, którą można się chwalić. Prawdę powiedziawszy, większe zainteresowanie Redaktora wzbudziły wiersze Aleksandra Galicza, zwłaszcza że zawiozłem Mu egzemplarze oprawione w skórę... Tak naprawdę zaskoczyliśmy Go, wydając w 1988 roku Opowiadania zebrane Leo Lipskiego. Wysłuchaliśmy pochwał za pomysł i chyba od tego czasu zaczął nas traktować jak wydawców, a nie powielarnię książek wydanych na emigracji.

Było oczywiste, że wydając Leksykon polskiej literatury emigracyjnej Jana Kowalskiego (Jana Zielińskiego), mogliśmy go zadedykować tylko jednej osobie – Księciu. Dedykację przyjął z życzliwością, ale bardziej ucieszył Go trzytysięczny nakład.

À propos dedykacji muszę wspomnieć o spotkaniu 5 listopada 1987 roku. Przywiozłem nowości wydawnicze, Giedroyc przepytał mnie z sytuacji w kraju, szczególnie interesowała Go działalność Wszechnicy Związkowej, którą kierował w Lublinie dr Zygmunt Łupina, a której wykładowcą miałem przyjemność być. Na koniec przekazał mi 300 dolarów jako dofinansowanie kolejnej publikacji, podarował katalog towarzyszący wystawie paryskiej na 40-lecie Instytutu Literackiego oraz małą książeczkę po francusku dotyczącą tego wydarzenia, oprawioną w klasyczny karton w kratę, i zapytał, co jeszcze może dla nas zrobić.

Powiedziałem, że czuję się wspaniale obdarowany, ale największą radość sprawiłaby mi dedykacja od Niego w małej francuskiej książeczce. Pani Zofia, która towarzyszyła nam przy rozmowie, zmierzyła mnie swoim bazyliszkowatym spojrzeniem, pełnym dezaprobaty a Redaktor uśmiechnął się i naskrobał coś na stronie przedtytułowej.

Nie wypadało mi czytać dedykacji przy nich, więc otworzyłem tomik dopiero w pociągu do Paryża i przeczytałem: „Z przyjaźnią Jerzy Giedroyc”. Byłem zaszczycony...

Po latach zapytałem Zofię Hertz o tę minę, a Ona wyjaśniła mi, że starali się nie dawać dedykacji ani podpisywać listów, które mogły wpaść na granicy, obawiając się, że bezpieka może wykorzystać autentyczny podpis do wyprodukowania fałszywek...

W lipcu 1990 roku powołaliśmy do życia Wydawnictwo FIS, które kontynuowało tradycje podziemnego Funduszu Inicjatyw Społecznych. Większość tytułów wydanych w latach 1990–1994 to były książki autorów Instytutu lub poświęcone „Kulturze”. Wznowiliśmy Leksykon literatury emigracyjnej (w nakładzie 20 000 egzemplarzy), opowiadania Leo Lipskiego Śmierć i dziewczyna, Upiory rewolucji (w nakładzie 5000 egzemplarzy) i bibliofilski tom Dwa opowiadania: Wieża, Cud Herlinga-Grudzińskiego z grafikami Jana Lebensteina, którym przywitaliśmy pisarza w Lublinie w 1991 roku. W dorobku oficyny były jeszcze publikacje takich autorów Redaktora, jak: Józef Czapski, Michał Heller, Włodzimierz Odojewski  czy Jakub Karpiński.

Często starł się promować nasze publikacje, miał też wyjątkową zdolność kojarzenia ludzi i inicjatyw. W styczniu 1992 roku poinformował Andrzeja Wajdę przebywającego w Maisons-Laffitte, że planujemy wydać „Pankiewicza” Józefa Czapskiego. Relacjonował entuzjazm, z jakim reżyser przyjął wiadomość o tej edycji i szybko przekazał Mu nasze namiary, aby książka towarzyszyła wystawie twórczości Czapskiego, która krążyła wtedy po Polsce. Pisał 4 czerwca 1992 roku:

Właśnie otrzymałem Pankiewicza . Bardzo Panu tej książki gratuluję – doskonale wydana. Ukazała się bardzo w porę, bo w tej chwili krąży po kraju wielka wystawa Czapskiego....

Wydawnictwo zyskało markę promującego dorobek Instytutu Literackiego. Nasze plany wydawnicze ograniczał jednak brak środków finansowych, ale także sceptycyzm Jerzego Giedroycia... Gdy przedstawiałem Mu moje propozycje wydawnicze na początku lat dziewięćdziesiątych, często słyszałem: „Za dużo »Kultury«”, „Nie wypada się tak promować”, „To nieskromne”...

Tak było w przypadku katalogu wystawy poświęconej 40-leciu Instytutu Literackiego, której otwarcie odbyło się 11 grudnia 1986 roku w Bibliotece Polskiej w Paryżu. Katalog, zatytułowany Kultura i jej krąg, był tak naprawdę albumem ukazującym fenomen pisma i ludzi je tworzących. Redaktor obdarowywał nim wybranych gości, książka nigdy nie zaistniała w obiegu księgarskim. Sporo czasu zajęło mi namawianie Giedroycia do wznowienia tej publikacji z aktualnym wstępem Grażyny i Krzysztofa Pomianów, przypominającym wydarzenia związane z wystawą.

Gdy dostałem zgodę i błogosławieństwo, moja sytuacja zawodowa uległa radykalnej zmianie. W lutym 1994 roku wygrałem konkurs na dyrektora Wydawnictwa UMCS.

Moja koncepcja oficyny uniwersyteckiej wydającej starannie i szybko publikacje naukowe pracowników, ale także osadzonej w kulturze i literaturze naszego miasta i kraju zyskała aprobatę komisji konkursowej. Kolejni rektorzy – Kazimierz Goebel (matematyk) i Marian Harasimiuk (geograf) przyklasnęli pomysłowi zacieśnienia stosunków z Instytutem Literackim i „Kulturą”. To właśnie dzięki nim UMCS stał się głównym akademickim partnerem Instytutu, a mój rodzinny Lublin miejscem ukazania się kilkudziesięciu publikacji przybliżających krajowemu czytelnikowi dorobek paryskiej „Kultury” i jej autorów.

Andrzej Peciak, Jerzy Giedroyc i rektor UMCS prof. Marian Harasimiuk, grudzień 1999 r.

Kiedy poinformowałem Redaktora, że Wydawnictwo FIS kończy swoje istnienie i jest już zamkniętą historią napisał do mnie 3 czerwca 1994 roku:

Bardzo mnie zmartwiła wiadomość o likwidacji FIS-u. Miałem wrażenie, że to ambitne wydawnictwo dobrze się rozwija. Martwi mnie to tym bardziej, że miałem kilka sugestii wydawniczych.

Jednym z pierwszych tytułów „paryskich” oficyny UMCS był właśnie wspomniany album Kultura i jej krąg. Ku mojemu zaskoczeniu na jesiennych Targach Książki Akademickiej w 1994 roku w Warszawie został uhonorowany główną nagrodą, ale większym zaskoczeniem był telefon z Maisons-Laffitte z gratulacjami. Droga została otwarta, idąc więc za ciosem, zaproponowałem Redaktorowi wydanie reprintu pierwszego numeru paryskiej „Kultury”. Uczestnikom uroczystej promocji tomu na Zamku w Lublinie 4 marca 1996 roku Redaktor przysłał list, który pozwolę sobie zacytować:

Szanowny i Drogi Panie,

Bardzo nie lubię wszelkich jubileuszów i rocznic, ale z prawdziwym wzruszeniem zobaczyłem wydany przez Pana reprint pierwszego numeru KULTURY. Od tego przecież numeru zaczęła się moja największa życiowa awantura. Tym bardziej że reprint jest tak znakomicie bibliofilsko wydany. Jestem przekonany, że spotka się on z analogicznym wyróżnieniem, które uzyskał album „Kultura i jej krąg”.

Bardzo jestem wdzięczny Panu i wszystkim, którzy do tego wydania się przyczynili.

24 kwietnia 1996 roku w kolejnym liście dodawał:

Jestem pełen podziwu dla Pana działalności wydawniczej. Bibliofilskie wydanie pierwszego numeru KULTURY robi wszędzie furorę, nawet tu we Francji. Przyślę Panu niedługo wycinki z prasy francuskiej.

Następne lata to okres ścisłej współpracy, dzięki której oficyna UMCS mogła mieć wśród swoich autorów: Juliusza Mieroszewskiego, Grażynę i Krzysztofa Pomianów, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Jakuba i Wojciecha Karpińskich, Daniela Beauvois, Leopolda Ungera, Bogdana Osadczuka, Jerzego Pomianowskiego, Wojciecha Skalmowskiego, Andrzeja Bobkowskiego, Włodzimierza Odojewskiego i innych.

To Redaktor był pomysłodawcą, aby pierwszą część antologii tekstów z „Kultury” opracowała Grażyna Pomian. Okres intensywnej współpracy z Grażyną i Redaktorem wspominam bardzo ciepło, bo w jej wyniku powstało fundamentalne dwutomowe dzieło Wizja Polski na łamach paryskiej „Kultury” w latach 1947–1976. Redaktor bardzo namawiał Autorkę wyboru, aby przygotowała następną część antologii, obejmującą czas od 1976 roku. Niestety nie podjęła się opracowania kolejnej części. Po Jego śmierci zadania tego podjęli się Basil Kerski i Andrzej S. Kowalczyk, dwutomowa antologia Realiści z wyobraźnią. „Kultura”1976–2000 ukazała się w 2007 roku nakładem Wydawnictwa UMCS.

Równolegle z przygotowaniami do wydania antologii trwała praca nad publikacją, którą Giedroyc sam zaproponował, by ją wydać. Pierwszy raz to On był stroną inicjującą publikację i był to, nie ukrywam, powód do dumy dla całego zespołu Wydawnictwa UMCS.

Bibliofilsko wydany tom Doktoraty Jerzego Giedroycia miał dokumentować wszystkie doktoraty honoris causa, które otrzymał Redaktor. Płacić miał oczywiście zleceniodawca, co powodowało, że byliśmy wyczuleni, aby jakiś błąd czy niedopatrzenie nie popsuło efektu końcowego.

Redaktor przegląda pierwszy egzemplarz Doktoratów Jerzego Giedroycia. Jerzy Giedroyc, Andrzej Peciak i Zofia Hertz, grudzień 1999 r.

Obie publikacje miały premierę w grudniu 1999 roku w Paryżu. Uroczystości i spotkania trwały dwa dni, ale mnie szczególnie utkwiła w pamięci promocja antologii w gościnnych murach Instytutu Polskiego, któremu szefował wtedy Tomasz Stróżyński.

Redaktor i Pani Zofia Hertz spędzili z nami dużo czasu, co szczególnie podkreślali bywalcy i obserwatorzy emigracyjnych mityngów. Pod koniec spotkania Redaktor wziął mnie na bok i powiedział, że w rachunku, który Mu przedstawiłem za przygotowanie do druku i druk jest poważny błąd. Okazało się, że wystawiliśmy rachunek na Instytut Literacki, a powinniśmy go wystawić imiennie na Niego, ponieważ za publikację chce zapłacić ze środków prywatnych. Stwierdził, że za własne kaprysy powinno się płacić z własnej kieszeni...

Musiałem więc następnego dnia rankiem, zmęczony długą kolacją z paryskimi przyjaciółmi, jechać do Maisons-Laffitte, aby otrzymać dane do rachunku i sumę we frankach, którą po wymianie na złotówki miałem wpłacić w kasie Uniwersytetu „za pokwitowaniem” oczywiście. Była niedziela, Redaktor i Pani Zofia czekali na mnie z kawą, a widząc moje „utrudzenie”, zaproponowali jogurt...

To wtedy, po załatwieniu formalności związanych z nieszczęsnym rachunkiem, Giedroyc podziękował mi za wszystko, co robię dla Niego i „Kultury”. Była to dla mnie bardzo wzruszająca i niezwykła chwila. Było to też nasze ostatnie osobiste spotkanie, w 2000 roku rozmawialiśmy tylko telefonicznie.

Z przygotowaniem Doktoratów… wiąże się też historia, która pokazuje inne oblicze Księcia. Na wiosnę 1999 roku zawiozłem Redaktorowi projekt graficzny okładki i stron tytułowych tomu oraz korektę tekstów. Towarzyszyła mi moja żona Ewa, która pierwszy raz była w Maisons-Laffitte. Po załatwieniu spraw zawodowych, w towarzystwie Pani Zofii, pijąc kawę, gawędziliśmy niespiesznie na różne tematy, wśród których pojawiły się zwierzęta. Oni opowiadali nam pełni miłości o swoich psach, my jako kociarze o naszych pupilach i przygodach z nimi. Zaciekawiła nas szczególnie opowieść Giedroycia o kaczce, która ze swoimi młodymi przyleciała pewnego razu do ogrodu „Kultury”. Dokarmiana i bezpieczna wychowała swoje młode i poleciała jesienią w swoją stronę. Cóż, nie tylko psy i koty potrafią rozpoznać dobrych ludzi.

W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych byłem zaangażowany w działalność Stowarzyszenia Wydawców Szkół Wyższych. Wymyśliliśmy wtedy cykl wystaw polskiej książki naukowej mających promować publikacje naukowe naszych uczelni w Europie.

Pierwsza wystawa odbyła się w 1997 roku w foyer Instytutu Polskiego w Paryżu, następna w rok później w Księgarni Orbis Books w Londynie. Gdy wspomniałem o tych dwóch wydarzeniach Redaktorowi, pochwalił nas za pomysł, ale zaraz zganił za kierunek... Stwierdził po prostu, że takie wystawy trzeba robić na wschodzie, a nie na zachodzie Europy. Dlatego kolejna odbyła się w roku 1999 we Lwowie, w Bibliotece Głównej Uniwersytetu Lwowskiego, a następna w listopadzie 2000 roku w Wilnie, we współpracy z miejscowym uniwersytetem. Ta zmiana kierunku tak spodobała się Redaktorowi, że niewiele czasu zajęło mi namówienie Go, aby wystawa wileńska odbyła się pod Jego patronatem. Niestety w listopadzie mógł nam towarzyszyć już tylko z zaświatów...

Śmierć Redaktora nie przerwała współpracy Uniwersytetu i jego oficyny z Instytutem Literackim, w latach 2000–2008 ukazało się kilkanaście publikacji związanych z tym środowiskiem. Również w moim nowym miejscu pracy – Instytucie Książki, udało mi się stworzyć serię „W Kręgu Paryskiej »Kultury«”, w której przybliżamy głównie młodemu nowemu czytelnikowi dorobek „Biblioteki »Kultury«” i najważniejszych autorów „Kultury”.

Do wiosny 2020 roku w serii ukazały się dwadzieścia cztery tomy...

Zdarza się często, że czytelnicy, wydawcy czy księgarze pytają mnie, skąd to moje przywiązanie do Redaktora i „Kultury” oraz stała obecność książek im poświęconych w moim edytorskim życiorysie. Odpowiadam, że zawsze czułem, iż ja osobiście, ale także my wszyscy jako społeczeństwo, mamy olbrzymi dług wobec Redaktora i kręgu ludzi skupionych wokół Niego za wszystko, co zrobili dla kultury polskiej. Fenomen „Kultury” wykracza poza nasze polskie doświadczenia, jest czymś wyjątkowym w historii Europy Środkowo-Wschodniej. Konsekwencja, wytrwałość, dbałość o wysoki poziom publikacji, wizja przyszłej Polski i jej stosunków z sąsiadami połączone z mrówczą pracowitością.

Tu warto chyba zacytować samego Redaktora, który na pytanie Jarosława Abramowa-Newerlego o długowieczność odpowiedział w liście z 22 grudnia 1998 roku:

Wątpię, czy dociągnę do stu lat – w każdym razie zbliżam się do setki. Nie myślę, żeby istniał jakiś przepis na długowieczność. Prowadzę tryb życia raczej niezorganizowany. Unikam lekarzy, palę od 10 roku życia, i to bardzo dużo, nie uprawiam żadnych sportów, nie należę do abstynentów, nie mam czasu na wakacje.

Przypuszczam, że najlepszym lekarstwem jest praca, którą się lubi, która daje rezultaty i która całkowicie absorbuje.

To właśnie poczucie długu kazało mi każdą publikację poświęconą kręgowi „Kultury” traktować jak spłacanie tego zobowiązania. Jednak im dłużej to robię i im dłużej żyję, tym częściej zdaję sobie sprawę, że jest to dług nie do spłacenia.

Andrzej Peciak
Szef Działu Wydawnictw
Instytutu Książki

***

Tekst ukaże się w książce „Redaktor. 20 lat bez Kultury” Lublin 2020 pod redakcją profesor Iwony Hofman