Aktualności
Leopold Staff, jeden z najwybitniejszych poetów polskich XX wieku, zmarł w Skarżysku-Kamiennej 31 maja 1957 roku. W chwili śmierci miał niespełna 80 lat, ale już za życia nazywano go, z szacunkiem należnym wielkiemu mistrzowi, „starym poetą”.
Jego Wiersze zebrane ogłoszone w roku 1955 to pięć grubych tomów, od Snów o potędze z 1901 roku poczynając, a na Wiklinie z 1954 kończąc: w sumie dwa tysiące stron druku. A przecież był Staff także niezrównanym tłumaczem, i to z kilku języków. Przełożył pisma Leonarda da Vinci i wiersze Michała Anioła, poezje Pierre’a de Ronsarda, powieści Gabriela d’Annunzia i Selmy Lagerlöf, sztuki teatralne Carla Goldoniego, Hugo von Hofmannsthala, Henryka Ibsena, filozoficzne rozprawy Fryderyka Nietzschego (m.in. Wiedzę radosną, Narodziny tragedii, Ecce Homo). Do jego ważnych dokonań translatorskich trzeba zaliczyć także tłumaczenia powieści Knuta Hamsuna, Gerharta Hauptmanna i Augusta Strindberga, utworów Rabindranatha Tagore’a. Jego dziełem są nadto wzorcowe przekłady Elegii rzymskich oraz Cierpień młodego Wertera Johanna Wolfganga Goethego, Czerwonych i czarnych Stendhala, opowiadań Tomasza Manna, w tym Śmierci w Wenecji oraz Marii i czarodzieja, czterotomowej powieści Romaina Rollanda Jan Krzysztof. Przekładał także pisma filozoficzne: już to Epikura, Epikteta i Demokryta, już to Heraklita, Barucha Spinozy i Françoisa de La Rochefoucaulda. Na język polski przetłumaczył łacińskie utwory Jana Kochanowskiego oraz pisane po francusku dzieła Zygmunta Krasińskiego.
To Staffowi – jego pracowitości i talentowi – zawdzięczamy polski przekład Księgi Psalmów, a także: Kwiatki świętego Franciszka, Księgę miłosierdzia Bożego Katarzyny ze Sieny, Hymny brewiarza i sekwencje mszału, Złotą legendę Jakuba de Voragine, Benvenuta Celliniego Żywot własny spisany przez niego samego, wreszcie antologie: Sofiści greccy, Fletnia chińska, Dawna nowela włoska. Wszystkie te książki znajdują się nieodmiennie na liście lektur obowiązkowych polskiego humanisty. A przecież to poniekąd wierzchołek góry lodowej, bo do tego dochodzą translacje Pieśni Bilitis Pierre’a Louÿsa, Kamilli Edmonda de Amicisa, Lokis Prospera Mériméego, Tęsknoty Grazii Deleddy, Lewiatana Juliena Greena i wiele innych. Poza tym miał Staff rękę również jako antologista, czego dowodem Najmłodsza pieśń polska z 1903 roku, Kwiaty współczesnej poezji polskiej z 1920 oraz licząca niemal siedemset stron antologia Lirycy francuscy. Wybór poezji od XII do XX wieku z 1924 roku.
Był jednak przede wszystkim poetą. W potocznej opinii uchodzi za przedstawiciela trzech epok: modernizmu, dwudziestolecia międzywojennego oraz Polski powojennej. Był twórcą szkoły neoklasycystycznej, o czym przekonująco pisał Ryszard Przybylski w książce To jest klasycyzm; uważany także za parnasistę jako autor finezyjnego wiersza regularnego, rytmicznego i rymowanego. Do potocznej polszczyzny wszedł cytat z jego wiersza Deszcz jesienny z 1903 roku: „O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny / I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny”, ale także takie cytaty, jak: „A jednak śpiewać będę wam pochwałę życia” (z wiersza Przedśpiew) czy „Ażeby po nas zostały jedynie / Ślady na piasku i kręgi na wodzie” (z wiersza Kochać i tracić), czy też „Będziemy znowu mieszkać w swoim domu, / Będziemy stąpać po swych własnych schodach” (z wiersza Pierwsza przechadzka z wydanego w 1946 roku tomu Martwa pogoda).
Pisał finezyjne pod względem artystycznym wiersze, ale zrozumiałe, jasne w przekazie. Przestrzegał tego, co wyraził już w 1936 roku w programowym utworze Ars poetica: „I niech wiersz, co ze strun się toczy, / Będzie, przybrawszy rytm i dźwięki, / Tak jasny jak spojrzenie w oczy / I prosty jak podanie ręki”. W trudnym dla polskiej literatury i dla niego samego okresie stalinizmu i socrealizmu napisał wiersz Podwaliny, liczący zaledwie sześć wersów, pozbawiony rymów majstersztyk: „Budowałem na piasku / I zwaliło się. / Budowałem na skale / I zwaliło się. / Teraz budując zacznę / Od dymu z komina”. Wierszem tym pocieszaliśmy się nie raz i nie dwa, zarówno jako naród, jak i społeczeństwo. Ale to przecież taki wiersz, który pomógł w życiu niejednej i niejednemu z nas.
Przyszły autor Wikliny urodził się we Lwowie 14 listopada 1878 roku. Tam zdał maturę i studiował na uniwersytecie. Był członkiem Kółka Filozoficznego profesora Kazimierza Twardowskiego. W 1900 roku zadebiutował jako poeta, publikował w lwowskim „Kurierze”, krakowskiej „Krytyce” i warszawskim „Głosie”. Zaprzyjaźnił się z młodopolską pisarką Marylą Wolską i gronem literatów Płanetnicy, do którego należeli: poeta Józef Ruffer, prozaik Antoni Stanisław Mueller oraz krytyk Ostap Ortwin. W tym czasie poznał się z Janem Kasprowiczem. Podróżował do Włoch i Francji. W latach 1909–1913 redagował we Lwowie serię „Symposion”, w ramach której ukazywały się najwybitniejsze utwory filozoficzne. W czasie I wojny przebywał w Charkowie, zaś po jej zakończeniu przeprowadził się do Warszawy. W stolicy wstąpił do Związku Zawodowego Literatów Polskich założonego przez Stefana Żeromskiego, z czasem – do Polskiego PEN Clubu, został członkiem Polskiej Akademii Literatury. Cieszył się wielkim autorytetem w środowisku nie tylko literackim, ale także intelektualnym Warszawy. W roku 1938 został laureatem Nagrody Literackiej m.st. Warszawy, zaś rok później Uniwersytet Warszawski przyznał mu doktorat honoris causa. W czasie okupacji niemieckiej żył i tworzył w stolicy. Niestety, wiele jego manuskryptów spłonęło w czasie powstania warszawskiego. Po jego upadku przebywał w Pruszkowie, potem w Starachowicach i Pławowicach, wreszcie osiadł w Krakowie, lecz po kilku latach wrócił do Warszawy. Mieszkał w kamienicy na rogu Nowego Światu i Ordynackiej. Zmarł w Skarżysku-Kamiennej, gdzie przebywał akurat u swojego przyjaciela, księdza Antoniego Boratyńskiego.
Pod jego wielkim urokiem byli poeci Skamandra: Iwaszkiewicz, Lechoń, Słonimski, Tuwim i Wierzyński, ale także Tadeusz Różewicz czy Julian Przyboś.