Aktualności

fot. Elżbieta Lempp
20.02.2023

20 lat temu zmarł pisarz Jan Józef Szczepański

Dokładnie 20 lat temu, czyli 20 lutego 2003 roku, zmarł Jan Józef Szczepański, pisarz, tłumacz, podróżnik, ostatni prezes rozwiązanego w stanie wojennym Związku Literatów Polskich i pierwszy – Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, a także człowiek, który wyjaśnił Czesławowi Kiszczakowi, kim jest internowany Marek Edelman.

„Kiedy Jan Józef Szczepański ogłosił w roku 1957 szkic »Conrad mojego pokolenia«, który przyciągnął sporo uwagi, dawał świadectwo czemuś, co działo się o kilkanaście lat wcześniej. Wówczas, w okresie wojny, Conrad był dla generacji młodych AK-owców autorytetem moralnym: głosicielem zasad honoru, obowiązku i wierności – nawet wobec braku nadziei na zwycięstwo. W losach jego bohaterów odnajdywali analogie z losem własnym” – napisał w „Przesłaniu Josepha Conrada” Zdzisław Najder (Znak, 2001), nazywając Szczepańskiego „najwybitniejszym w Polsce kontynuatorem refleksji moralnej Conrada”.

„Szczepański przy opinii zdecydowanego realisty, dla którego Conradowskie oddawanie sprawiedliwości widzialnemu światu stanowiło nakaz moralny i zasadę etyczną pisarstwa, był bardzo subtelnym artystą słowa” – mówi PAP prof. Anna Nasiłowska, prezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. „Autorem o ogromnej skali zainteresowań – zarówno specjalistą od kampanii wrześniowej i partyzantki, jak i eseistą. Bywał też kronikarzem historycznym i tworzył scenariusze filmowe. Uważa się go za pisarza inteligenckiego, bo zazwyczaj uchodzi uwadze, jak świetnie słyszał i zapisywał polskie dialekty – mowę Beskidu w »Portkach Odysa« i język śląski w »Polskiej jesieni«. W swej prozie pokazał niebywałą skalę możliwości” – wyjaśnia. „A jednocześnie starał się być dokładnym, nie chcąc w żaden sposób zamazać przedstawianej rzeczywistości ideologią” – podkreśla prof. Nasiłowska.

„W czasach degrengolady, ambiwalencji, pogardy dla postaw niezłomnych, jednolitych, choć nie patetycznych, on mógłby stanowić dobry przykład” – powiedział Marek Nowakowski Krzysztofowi Świątkowi w książce „Okopy Świętej Trójcy. Rozmowy o życiu i ludziach” (2014). „Na tej pustyni oficjalnego życia, które kreuje sztuczne autorytety, idoli naszych czasów, wobec kiczu celebrytów nagle wyskakujących jak króliki z kapelusza, brakuje prawdziwych, czystych ludzi. Takim człowiekiem był Jan Józef Szczepański. Dziś to postać zapomniana” – zwrócił uwagę. „I nie chodzi o wizerunek idealny, rys hagiograficzny, ale teraz kreuje się raczej fałszywe albo negatywne wzory. Ktoś zrobił wielkie pieniądze i propaguje się go w mediach nie pytając, jak doszedł do fortuny. A często zdobył ją w powiązaniu ze służbami specjalnymi. Nędznego formatu moralnego człeczyna skorzystał z komunizmu, chaosu w okresie przejścia i nagle stał się milionerem, a dziś udaje filantropa” – mówił autor „Strzałów w motelu »George«”. „U Szczepańskiego była zgodność charakteru i czynów z tym, co pisał. Jego proza trzymała się prawdy. Był skromnym, cichym człowiekiem, umarł zapomniany. Jako pisarz jest skąpo przypominany” – dodał Nowakowski.

„Szczepański po prostu pisze prawdę” – ocenił Adam Michnik w książce „Z dziejów honoru w Polsce” (1985), przypominając losy opowiadań pisarza „nieraz konfiskowanych przez cenzurę i wzbudzających liczne protesty opinii publicznej”. „Cenzurą rządzi dogmat; opinią publiczną – mit. Opowiadaniami Szczepańskiego rządzi prawda. Publiczność – rzecz to wiadoma – wierzy w mity. Zwłaszcza wtedy, gdy są one jedynym niemal oparciem dla co dzień poniewieranej pamięci. Poniewierany czyn zbrojny żołnierzy AK, powojenne prześladowania akowców – wszystko to utrwalało utajoną potrzebę hagiografii. Pisarstwo Szczepańskiego było tych oczekiwań zaprzeczeniem” – wyjaśnił Michnik.

„Jan Józef Szczepański jest kontynuatorem Conrada, ale na pewno nie epigonem” – podkreślił Zdzisław Najder w eseju „O Janie Józefie Szczepańskim, pisarzu niezastąpionym” (2002). „Jest pokrewny Conradowi w jego swoistej problematyce metafizycznej. Pyta w swoim szkicu »Przed nieznanym Trybunałem«: »Pod jaką maską ukrył Conrad swojego Boga? Bo On jednak jest między okładkami jego książek. Istnieje jako prawo – nie nazwane, ale bardzo surowe i nie podlegające dowolnym interpretacjom. Takie prawo i my także czuliśmy nad sobą nieustannie. Wielu w imię tego prawa umierało«. To bardzo znamienne dla Szczepańskiego. I to samo było charakterystyczne, choć nie zawsze jest rozpoznawane, u Conrada. Etyka idzie przed metafizyką, więcej – etyka jest metafizyką, zastępuje metafizykę. Prawo moralne jest ważniejsze od praw przyrody” – zaznaczył.

Jan Józef Szczepański urodził się 12 stycznia 1919 roku w Warszawie. Jego ojciec Aleksander był ekonomistą, dyplomatą II Rzeczypospolitej i bratem pisarki Marii Kuncewiczowej. Matka, Maria z domu Znatowicz – tłumaczką literatury serbskiej i nauczycielką francuskiego.

W 1937 roku zdał maturę w katowickim gimnazjum. Studia orientalistyczne podjęte na Uniwersytecie Warszawskim przerwała wojna. Szczepański walczył w kampanii wrześniowej, co znalazło odbicie w jego pierwszej powieści „Polska jesień” – jej fragmenty ukazały się w 1943 roku w konspiracyjnym miesięczniku „Droga” – obok wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.

„»Polska jesień« skrzy się leksykalnym bogactwem i urodą; zachwyca też rzetelną wiedzą o koniach” – ocenia Anna Nasiłowska, która – jako wnuczka kawalerzysty – szczególnie lubi tę powieść. „Konie mają swoją psychologię, i indywidualną, i zbiorową. Istnieje też psychologia relacji ludzko-końskich. Dzielny koń Pawła Strączyńskiego – alter ego autora – jest nierasowy, ale za to miły i lojalny. Stosunek wierzchowca do jeźdźca określany jest jako przyjaźń” – przypomina.

W całości powieść ukazała się dopiero w 1955 roku – jako druga książka Szczepańskiego. Wcześniej były z nią problemy. „Kiedy zgłosiłem się do »Czytelnika« w sprawie »Polskiej jesieni«, zastałem tam Wojciecha Żukrowskiego, który wydawał właśnie rzecz też o polskim wrześniu – »Dni klęski«. Wyszedł z redakcji i zaraz mi powiedział: Wiem o pana książce. Ona nie wyjdzie. Rozumie pan, 17 września i tak dalej… Bo wie pan, pan źle do tego podchodzi. Albo ma pan stosunek moralny, albo historyczny. A należy mieć do tego stosunek choreograficzny – ja odtańczyłem i książkę mi wydają” – opowiadał Szczepański Jackowi Trznadlowi w „Hańbie domowej” (1986).

Problemy z wydawaniem miał od samego początku. W październiku 1950 roku ówczesny sekretarz generalny Zarządu Głównego ZLP Jerzy Putrament odwiedzał terenowe oddziały związku. „Jednym z celów tej inspekcji było zweryfikowanie kandydatów” – wspominał w „Kadencji” (1986) Szczepański, który dostał wtedy wezwanie na czterominutową rozmowę. „Gdzie wasze książki? Czy nie piszecie? – Piszę, ale nie wydaję. – Dlaczego? – Cenzura nie puszcza. – Słuchajcie: cenzura to idioci, Jak macie coś gotowego, to mi przyślijcie. Zobaczę, co da się zrobić. Ktoś, kto wobec outsidera takiego jak ja mógł sobie pozwolić na nazwanie cenzorów »idiotami«, musiał być osobistością potężną. W dodatku posiadał zapewne umysł światły, wolny od politycznej sklerozy” – opisał swoje pierwsze spotkanie z Putramentem. Zgodnie z zaleceniem przesłał maszynopisy i zapadła cisza. Po miesiącach bezskutecznych prób skontaktowania się z Sekretarzem Generalnym dostał wiadomość, że trafiły one do wydawnictwa ministerstwa obrony narodowej. Tam usłyszał, że jego utwory są „naturalistyczne, passeistyczne i politycznie niedojrzałe” i może je sobie zabrać. Co też zrobił. Przeglądając maszynopisy po powrocie do domu, stwierdził brak jednego opowiadania, w którym m.in. zawarł scenę rozpuszczenia oddziału partyzanckiego „na meliny przed zimą”. Wkrótce potem został wezwany na UB, gdzie po kilkugodzinnym oczekiwaniu rozpoczęło się przesłuchanie: „no więc gdzie zakopaliście tę broń?”. Zdumiony Szczepański wyjaśnił, że nie wie, o co chodzi, co jednak nie zniechęciło śledczego, który radził mu „przyznać się dobrowolnie”. „»Jak nie potrafimy was zmusić. Zgnoimy was«. Mówił cicho tonem niemal roztargnionym […] Zniecierpliwił się. Po raz pierwszy podniósł głos – prawie do krzyku. »Przestańcie kręcić! Znacie…« i tu, robiąc dramatyczne przerwy między słowami, wymienił szereg pseudonimów. Zrozumiałem. To były postacie z mojego »zaginionego« opowiadania” – podsumował Szczepański.

W 1941 roku wstąpił do Związku Jaszczurczego, od 1942 roku był żołnierzem Narodowych Sił Zbrojnych, a od 1943 roku – Armii Krajowej. Czynnie uczestniczył w walkach partyzanckich, co również znalazło odbicie w jego twórczości. Opowiadanie „Buty” – o tym, jak partyzanci mordują własowców, którzy uciekli od Niemców i zgłosili się leśnego oddziału jako sojusznicy – ukazało się w 1947 roku w „Tygodniku Powszechnym”, wywołując powszechne oburzenie. Większe chyba niż – podobny w wymowie, opublikowany 32 lata później – dramat „Do piachu” Tadeusza Różewicza.

„Rozpętała się potworna awantura. Dostałem ponad 300 listów, przeważnie wymyślających mi od czerwonych pachołków” – wspominał Szczepański.

„Głównym powodem oburzenia na »Buty« jest to, że pokazują one w ujemnym świetle Polaków walczących z Niemcami, że szargają one »świętości«, że burzą legendę naszej partyzantki” – podsumował Jerzy Turowicz.

Studia Szczepański ukończył w 1947 roku w Krakowie, osiadając w tym mieście na stałe. W „Tygodniku Powszechnym” publikował opowiadania i recenzje filmowe.

„Pełno w nim spokoju i talentu. Napisał kilka powieści, których, rzecz jasna, nie może wydać, ale pisze dalej, nie ustaje, czego mu zazdroszczę” – napisał o Szczepańskim Leopold Tyrmand w „Dzienniku 1954” pod datą 3 stycznia.

Obok powieści – m.in. „Ikar” (1966), „Wyspa” (1968), „Kipu” (1978) – Szczepański pisał reportaże, eseje, a także scenariusze filmowe m.in. do filmów „Wolne miasto” (1958) i „Westerplatte” (1967) Stanisława Różewicza, „Z dalekiego kraju” (1981) i „Życie za życie. Maksymilian Kolbe” (1991) Krzysztofa Zanussiego.

Z listy twórców „Hubala” (1973) Bohdana Poręby wycofał swoje nazwisko.

„Propozycję napisania scenariusza do »Hubala« otrzymałem od pewnego młodego reżysera, ucznia Bohdziewicza. Nazywał się Rutkiewicz i o ile wiem, później jako realizator filmowy niczym specjalnym się nie wyróżnił. Ale to był jego pomysł” – opowiadał Szczepański Krystianowi Brodackiemu („Życie”, 2001). Gdy jednak scenariusz był prawie gotowy, „Film Polski” poinformował Jana Rutkiewicza, że reżyserem nie będzie on, lecz Poręba. Rutkiewicz jednak nie chciał się wycofać.

„Po rocznej korespondencji dano mu do zrozumienia, że jeśli będzie się upierał, to już żadnego filmu nie zrobi. Na ten wyraźny szantaż ustąpił” – relacjonował Szczepański. „Wówczas zgodziłem się na Porębę i spotkałem go po raz pierwszy. Od razu zaczęły się nieporozumienia: miał swoją koncepcję filmu i usiłował skłonić mnie do rozmaitych zmian. Ja przed wojną odbyłem służbę wojskową i trochę znałem stosunki w wojsku. Wiedziałem, że major Henryk Dobrzański, późniejszy »Hubal«, miał opinię rozrabiaki. Np. w czasie jakichś manewrów wziął »do niewoli« cały sztab strony przeciwnej, co nie było przewidziane w scenariuszu manewrów… Był wtedy w stopniu kapitana (rotmistrza) i ten wybryk kosztował go wstrzymanie awansu i załamanie kariery. Mnie ta postać fascynowała, postać ciekawa, barwna, natomiast Poręba chciał z niego zrobić pomnik” – opowiadał scenarzysta. „Poręba wymyślił, że w scenie, w której Niemcy niosą na kocu zastrzelonego Hubala, ten nagle dochodzi do siebie, wyciąga rewolwer (który nie wiem jakim cudem wciąż ma przy sobie) i zabija jednego z Niemców… Absurdalne! Udało mi się przekonać Porębę, by zrezygnował z tego pomysłu” – wspominał. „Ale główne nieporozumienie polegało na tym, że – jak przeczytałem w gazecie – Hubala zagra Ryszard Filipski. Powiedziałem, że się nie zgadzam, że nie chcę być razem z nim na afiszu. Na co Poręba odparł: Ach, nie, to tylko plotki! A potem okazało się, że jednak tak będzie, bo rzekomo byli hubalczycy zażyczyli sobie właśnie Filipskiego. Wtedy zdecydowałem się wycofać swoje nazwisko i do dziś do tego filmu się nie przyznaję” – mówił Szczepański Krystianowi Brodackiemu.

Był jednym z założycieli Polskiego Porozumienia Niepodległościowego (1975) i Towarzystwa Kursów Naukowych (1978), sygnatariuszem Listu 59 (1975) i listu intelektualistów w obronie braci Jerzego i Ryszarda Kowalczyków (1981).

W 1980 roku, po śmierci Jarosława Iwaszkiewicza, został prezesem Związku Literatów Polskich, który – jak wszystkie inne związki twórcze – został zawieszony po wprowadzeniu stanu wojennego.

W pierwszych tygodniach „zawieszony prezes” podejmował interwencje u władz w sprawie internowanych ludzi kultury i nauki.

„Ku mojemu zdumieniu Kiszczak zapytał mnie, kto to jest ten Edelman. Wyjaśniłem mu, że to ostatni żyjący dowódca powstania w getcie, człowiek cieszący się olbrzymim międzynarodowym autorytetem. Człowiek symbol. Dodałem, że jego aresztowanie odbije się w świecie szerokim echem. Kiszczak podszedł do swojego magicznego telefonu i połączył się z Łodzią. »Co tam macie przeciwko temu Edelmanowi?« – zapytał. Po wysłuchaniu odpowiedzi odwrócił się do nas. »Mówią, że to duchowy przywódca KOR-u, rzekł«” – zapisał Szczepański w „Kadencji” (1986), wystawiając tymi kilkoma zdaniami niewątpliwie kompromitujące świadectwo „człowiekowi honoru”.

„Kiedy 13 grudnia 1981 roku generał Wojciech Jaruzelski ogłosił stan wojenny, razem z tysiącami działaczy »Solidarności« zostałem uwięziony. Nie umieszczono mnie, jak wielu intelektualistów, przywódców ruchu czy znanych osób, w obozie internowanych dla VIP-ów. Trafiłem do normalnego więzienia w Łęczycy. Siedziałem w celi wraz z dwunastoma innymi osobami” – wspominał Marek Edelman, cytowany w Biuletynie IPN (nr 12/2017). „Po paru dniach Jan Józef Szczepański i Klemens Szaniawski wyjaśnili ministrowi spraw wewnętrznych Czesławowi Kiszczakowi, kim jestem i dlaczego nie powinno się mnie trzymać w pudle. Zdaje się, że również Willy Brandt interweniował w mojej sprawie. Wypuścili mnie” – dodał, myląc nieco osoby (drugim interweniującym u Kiszczaka był prof. Aleksander Gieysztor; prof. Klemens Szaniawski sam był wówczas internowany).

W 1984 roku współtworzył podziemne Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, powołane przez literatów chcących podtrzymać „niezależne życie literackie i kulturalne w stanie wojennym i po bezprawnym rozwiązaniu Związku Literatów Polskich w 1983 roku” – jak zapisano w statucie.

Z tego mniej więcej czasu pochodzi opowiadanie „Straszne śniadanie u Jana Józefa Szczepańskiego”, w którym Sergiusz Sterna-Wachowiak przedstawia pisarza bynajmniej jako kontynuatora Conrada, tylko jako nad wyraz troskliwego gospodarza, który zupełnie nie może pojąć, że Sterna-Wachowiak naprawdę nie jest głodny.

Stowarzyszenie Pisarzy Polskich zarejestrowano w 1989 roku – na czele Zarządu Głównego stanął Jan Józef Szczepański.

„Niedawno podczas remontu pokoju w Domu Literatury w Warszawie odnalazła się kopia jednego z pierwszych oficjalnych listów napisanych przez Szczepańskiego. Adresowany był do Sztabu Generalnego Wojska Polskiego a dotyczył współpracy pisarzy z armią w zakresie wychowania patriotycznego żołnierzy” – mówi PAP Anna Nasiłowska. „Gdyby to zdarzyło się przed wybuchem wojny w Ukrainie, byłabym pewnie tylko trochę zdziwiona. Dziś jednak widzę, że Szczepański niezależnie od okoliczności myślał o sprawach podstawowych i podjął niezwykle istotną inicjatywę” – podkreśla.

Już po śmierci Szczepańskiego ukazało się sześć tomów jego „Dziennika” pisanego od 1946 roku.

„To najprawdziwszy na świecie, z dawien dawna niespotykany journal intime. Żaden łże-dziennik, lecz zapis przeznaczony dla samego autora, nie zaś dla czytelnika z zewnątrz. Wygrzebany z głębokiej szuflady zapis faktów z życia i towarzyszącej im refleksji, przede wszystkim wątpliwości, skrupułów wrażliwego sumienia, niepewności ambitnego pisarza” – ocenił prof. Andrzej Werner w eseju „Pisarza dziennik intymny” (Dwutygodnik.com, 2009). „W Dziennikach Szczepańskiego odnajdujemy najbliższy związek między pisarzem a jego słowem, nieustannie niwelowaną różnicę, sprowadzoną do pytania, jak sprawić by to, co chce opowiedzieć, było intymną, istotną rozmową z czytelnikiem, by ta rozmowa i jego, i mnie przejmowała” – zauważył Werner.

źródło: Paweł Tomczyk, PAP

Udostępnianie informacji PAP - klauzula informacyjna