Literatura

2024
Zbigniew Rokita

Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku

Książkę Zbigniewa Rokity „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku” dobrze jest przeczytać dwa razy. Po raz pierwszy bierze się udział w rodzaju śledztwa dziennikarskiego – odkrywaniu przez autora własnej tożsamości. Powtórne czytanie ułatwia dostrzeżenie historycznego kontekstu tej opowieści: dziejów Górnego Śląska i dalekiego od jednoznaczności poczucia tożsamości narodowej Ślązaków. Wtedy też ustępuje początkowe wrażenie chaosu spowodowane swobodnym przechodzeniem od wątków historyczno-politycznych do osobistych i odwrotnie. 

Losy Ślązaków, jak zresztą innych mniejszości Rzeczpospolitej zamieszkujących jej pogranicza, są ściśle związane z biegiem historii, w tym z międzynarodowymi decyzjami politycznymi. O tym, jak nieznajomość tych kontekstów jednych obraża, nawet krzywdzi, a innych ośmiesza świadczy opisane przez autora zdarzenie, które miało miejsce całkiem niedawno, bo we wrześniu 1988 roku, w siódmej klasie gliwickiej szkoły podstawowej. Nauczycielka historii zadała uczniom napisanie wypracowania „Jak bohatersko nasi dziadkowie walczyli we wrześniu 1939 r.” Ku jej zdumieniu, prawie nikt nie wykonał tego polecenia. Przyczyna była prosta (nauczycielka skompromitowała się nieznajomością wykładanego przez siebie przedmiotu i nie usprawiedliwia jej fakt, że pochodziła spoza Śląska): dziadkowie i pradziadkowie gliwickich autochtonów czyli Ślązaków walczyli w czasie drugiej wojny może i bohatersko, ale w Wehrmachcie. Część Górnego Śląska, którą po I wojnie przyznano Polsce, w czasie okupacji hitlerowskiej wróciła do Niemiec. Tym samym wszyscy Ślązacy (ze strony niemieckiej i polskiej; przedwojenne rozbicie Śląska odzwierciedla dziś podział na województwa opolskie i śląskie) podlegali obowiązkowi służby w Wehrmachcie. 

Autor książki uświadamia czytelnikom, że miliony Polaków mają przodka, który służył w niemieckim wojsku. Szacunkowo, walczyło w nim do pół miliona przedwojennych obywateli Polski i obywateli Niemiec o polskich korzeniach. Z Górnego Śląska pochodziło ich ćwierć miliona. Zbigniew Rokita odważył się na (nie wiem, czy do końca uprawnione) porównanie: więcej przedwojennych i powojennych obywateli Polski służyło w Wehrmachcie niż w Armii Krajowej. I dodaje: Mało kto szedł na wojnę dobrowolnie, szło się pod przymusem. Po wojnie o tym milczano. Zauważmy, że do czasu. Do chwili, gdy wypominanie „dziadków w Wehrmachcie” mogło przynosić profity polityczne.

Pamięć historyczna i świadomość narodowa Ślązaków jest inna niż Polaków z pozostałych części kraju. Przede wszystkim dlatego, że Górny Śląsk odpadł od Polski jeszcze w średniowieczu czyli ponad 500 lat temu. Od tamtej pory – podkreśla autor - jego mieszkańcy żyli we własnym państwie niemieckim, a Rzeczpospolita była dla nich obcym krajem. Górny Śląsk nigdy więc nie był pod zaborami, których doświadczenie ukształtowało niepodległościową świadomość większości Polaków. W międzywojniu, wśród dwóch milionów Ślązaków, istniał podział na tych „ducha” polskiego i innych – czujących się bardziej Niemcami. Zaostrzył się on zaraz po pierwszej wojnie, zwłaszcza w czasie powstań śląskich (1919, 1920, 1921) i plebiscytu (1921). Pęknięcie między zwolennikami przynależności do niepodległej już Polski oraz pozostania w granicach niemieckich przebiegało nawet w poprzek rodzin. Po przyłączeniu części Górnego Śląska do Polski stopniowo następowało rozczarowanie polskością, m.in. z powodu dużych różnic cywilizacyjnych między II RP a Niemcami. Wielu polskich Ślązaków wolało pracować za niemiecką granicą, tam jednak wymagano od nich posługiwania się językiem niemieckim (śląski traktowano jak polski) i zadeklarowania się jako Niemcy. Tym samym nasilił się proces asymilacji z Niemcami ludności śląskiej o polskich korzeniach. Inna przyczyna rozczarowania jest wspólna dla Ślązaków i mniejszości narodowych, które po I wojnie znalazły się w granicach II Rzeczpospolitej. Trudno odmówić Rokicie racji, gdy zauważa, że średnie państwa, powstałe w miejscu upadłych imperiów w Europie środkowo-wschodniej i południowej, wchłonęły mniejszości narodowe i weszły w buty zaborców. W niepodległej Polsce polityka wobec mniejszości polegała na odmowie nauczania w językach narodowych i tworzenia z myślą o nich szkół wyższych (np. wśród Ślązaków brakowało inteligencji), na blokowaniu im awansu społecznego i zawodowego (przysyłano kadry z innych części kraju, funkcje kierownicze pełnili Polacy „przywiezieni w teczkach”), na uprzywilejowaniu wyznania rzymskokatolickiego (Ślązacy byli tego wyznania, ale inne mniejszości już nie).

Podczas gdy w czasie drugiej wojny większość Polaków odczuwała swoje położenie jako „między niemiecką dżumą, a sowiecką grypą”, to dla polskich Ślązaków „dżumą” byli żołnierze nadchodzącej Armii Czerwonej. Ci nie rozróżniali, kto z miejscowych na Górnym Śląsku jest polskim patriotą i brał udział w powstaniach, a kto czuł się Niemcem i popierał Hitlera; wszystkich traktowali jako faszystów. Z podobnych powodów przeżywali tragedię po wkroczeniu żołnierzy radzieckich autochtoni z Dolnego Śląska, Pomorza, Warmii i Mazur. Po wojnie wielu z nich wywieziono do ZSRR w charakterze „niemieckich” niewolników, tylko część wróciła. Powojenne państwo polskie miało być jednolite pod względem narodowościowym, językowym, wyznaniowym, świadomościowym („jeden naród, jeden język, jedna pamięć”). Na Górnym Śląsku działały komisje, które określały (weryfikowały) kto jest Niemcem, a kto Polakiem (trzeciej możliwości nie było), kto więc może zostać, a kto ma wyjechać. Ślązakom zmieniano nazwiska i imiona na polsko brzmiące, starano się zacierać wszelkie ślady niemieckości, niszczono nagrobki i cmentarze. 

Od wydania książki cztery lata temu pewne problemy i postulaty Ślązaków zmierzają ku rozwiązaniu. Niedawno Trybunał Europejski wypowiedział się w sprawie odmowy sądu polskiego zarejestrowania organizacji, której nazwa sugeruje, że istnieje naród śląski. Zostało to orzeczenie zakwestionowane. Po raz kolejny do Sejmu trafił projekt ustawy o uznaniu języka śląskiego za regionalny. Prawdopodobnie tym razem ustawa będzie uchwalona, co oznacza m.in., że od września 2025 r. język śląski zostanie wprowadzony do szkół jako przedmiot nieobowiązkowy. W spisie powszechnym z 2011 roku prawie 850 tys. osób zadeklarowało się jako Ślązacy, zaś połowa z nich określiła swoją narodowość jako podwójną: śląską i polską. W tym samym spisie znacznie mniej, bo 228 tys. osób zadeklarowało kaszubską przynależność narodową lub etniczną, jednak kaszubski jako dotąd jedyny w Polsce posiada status języka regionalnego.   

Recenzja marzec 2024 – dorośli

Hanna Świeszczakowska    

DKK w Siedlcach, woj. mazowieckie