Aktualności

Fot. Tomasz Wiech
18.05.2013

Poezja to jasność, a nie zaciemnienie

Poeci, póki żyją, piszą elegie dla tych, którzy odeszli - mówił Adam Zagajewski podczas drugiego z wieczorów poetyckich organizowanych w ramach trwającego w Krakowie Festiwalu Miłosza. Wczorajszy dzień wypełniły spotkania autorskie, a także dyskusje m.in. wokół Wierszy Josifa Brodskiego.

Dlaczego Brodski był ważnym bohaterem jednego ze spotkań festiwalowych? Przez Miłosza oczywiście. To autor Traktatu poetyckiego zaprosił poetę do Polski. Rosyjski twórca miał do Miłosza stosunek wręcz nabożny. Kiedy więc podczas rozmowy telefonicznej ze strony rosyjskiej padło pytanie: A kto za moją podróż zapłaci?, a w słuchawce odezwał się głos Miłosza: Oczywiście ty, Josif, połączony z charakterystycznym tubalnym śmiechem, Brodski nie miał wątpliwości: przyjedzie i zapłaci. Anegdotę przypomniał prowadzący dyskusję o Wierszach Brodskiego Jerzy Illg, podkreślając, że rosyjski twórca w Polsce miał wielu serdecznych przyjaciół: Andrzeja Drawicza, Wiktora Woroszylskiego czy prof. Zofię Ratajczakową.

Również Bogdan Tosza, reżyser sztuki Marmur opartej na dramacie rosyjskiego noblisty, snuł swoje wspomnienie. Obok Brodskiego występowali w opowieści Toszy także Miłosz i Venclova. A rzecz dotyczyła zwyczajnego towarzyskiego wieczoru o ściśle prywatnym i kompletnie niepolitycznym charakterze, który nagle przerodził się w coś magicznego. Iskrę rozniecił Venclova, który koniecznie chciał oświadczyć, że najwybitniejszym utworem XIX wieku jest Bema pamięci żałobny rapsod Norwida. Obecni się w zasadzie zgodzili. Wtedy jednak, jak wspominał dalej Tosza, Czesław Miłosz zażądał recytacji utworu przez Venclovę. Ten wydawał się czekać na wyzwanie, bo zrobił to natychmiast, płynnie, po litewsku. A potem te same strofy zabrzmiały w kolejnych językach. Brodski wypowiedział Norwida po rosyjsku, a Miłosz - po polsku...

- Brodski potrafi być poetą niezwykle współczesnym, ale i tradycyjnym. I, co ważne, umie nas wyprowadzić z Ziemi Ulro - stwierdzał Marek Zagańczyk. Redaktor przypomniał tym samym, że Miłosz wprost mówi, iż rosyjskiego poetę należy uważać za metafizycznego. Zgodził się z tym również Bronisław Maj, który zwrócił uwagę na to, że to, co jest istotne, zawiera się w języku. - To tam wszystko jest wcielone - mówił Maj.

Język jako tworzywo poetyckie stał się również jednym z tematów dyskusji, jaka rozgorzała w gronie przedstawicieli poetów roczników ‘70. Obecni na spotkaniu - Justyna Bargielska, Tadeusz Dąbrowski oraz Agnieszka Wolny-Hamkało – byli raczej sceptyczni wobec pomysłu poszukiwania generacyjnej wspólnoty. Każdy inny, każdy indywidualny, ale też każdy ze swoją publicznością? - Jedyna wspólnota, o jakiej myślę, to wspólnota moich czytelników - mówił Tadeusz Dąbrowski, który stwierdził, że to naprawdę nie jest istotne, czy poeta ma 9, 90 czy 99 lat.

Twórca przyznał jednocześnie, że z pokolenia roczników ‘60. – z kręgu tzw. bruLionowców - najważniejszym był dla niego Marcin Świetlicki. - Bardzo na mnie wpłynął, zwłaszcza na etapie tworzenia dwóch pierwszych tomów - mówił Dąbrowski. Agnieszka Wolny-Hamkało również nawiązywała do autorów o dekadę starszych. Na niej ogromne wrażenie zrobiła poezja Jacka Podsiadły. - Tajemnica poezji to jasność, a nie zaciemnienie - mówił Dąbrowski. - Zależy mi na szacunku do moich czytelników. Dlatego język, w jakim zwracam się do nich w swoich wierszach, nie jest ani nazbyt salonowy, ani nazbyt wulgarny. Poezja nie jest dla mnie z pewnością rodzajem łamigłówki. Polemizowała z tym Wolny-Hamkało, która stwierdziła, że pragnie być naiwna, gdy siada do pisania wiersza. - Chciałabym mieć pustą głowę - mówiła poetka, przyznając jednocześnie, że język jest dla niej ważnym tworzywem i że wiersz wyraża się w języku i poprzez niego.

Szukaniu indywidualnej historii i miejsca poświęcone były także inne spotkania wczorajszego dnia. Janusz Szuber z jednej strony - poprzez lekturę swoich wierszy - uruchamiał tęsknoty i nostalgię. Z drugiej - manifestował potrzebę pozyskania pewnego spokoju i harmonii. W przesiąkniętych raz po raz rodzinnym wspomnieniem, ale i dostojnych strofach odsłaniał porządek, o którym mówił wprost w następujący sposób: - Trzeba przyjąć jakiś ład, niezależnie od uzasadnienia odnalezionego w metafizyce. Philip Levine mówił z kolei o doświadczeniu: mocnym, buntowniczym i określonym przez awanturnicze środowisko, w jakim dorastał. Lekcja poezji splatała się tu z lekcją życia. Bardzo trudną. I bardzo inspirującą.

Wiersze wielokrotnie wychodziły poza mury Małopolskiego Ogrodu Sztuki, w którym zlokalizowano Centrum Festiwalowe. Słoneczna pogoda sprzyjała lekturom tomów na świeżym powietrzu. 

Drugi z wieczorów poetyckich odbył się wieczorem w Kolegiacie św. Anny. Swoje wiersze czytali tam Michael Krüger, Tomaž Šalamun, Wiera Burłak i Adam Zagajewski.

- Nie wiem, kiedy ostatni raz pod kopułą tego kościoła rozbrzmiały nazwiska Marksa, Hegla, Nietzschego - żartował po tym, jak usłyszeliśmy wiersze Krügera, prowadzący wieczór Andrzej Franaszek. Wiersze Šalamuna, znane w Polsce od końca lat 70., obok samego poety czytał w przekładzie Miłosz Biedrzycki. Z kolei Wiera Burłak wręcz porwała publiczność swoją pełną życia, pogody i humoru deklamacją, która momentami brzmiała niemal jak śpiew.

Na koniec Adam Zagajewski odczytał utwory, wśród których znalazły się te poruszające, bo poświęcone zmarłym - ojcu poety oraz filozofowi Krzysztofowi Michalskiemu. - Poeci póki żyją, piszą elegie dla tych, którzy odeszli - mówił Zagajewski.

 

Dzisiaj na festiwalu: o godz. 10.00 Inspekty poetyckie wokół tekstu Pan Tom buduje Dom prowadzone przez Małgorzatę Bojanowską, godzinę później spotkanie z Anną Piwkowską prowadzone przez Bronisława Maja, a następnie spotkania z Michaelem Krügerem, Wierą Burłak, Julią Hartwig i artystami z kręgu Smekkleysy. O godz. 15.00 debata: Zło – doświadczenie i literatura z udziałem Marka Dannera, Juana Gelmana, Michaela Krügera, Adama Zagajewskiego i Stefana Chwina, a o godz. 16.00 – kolejne ze spotkań z cyklu Roczniki, tym razem ’80 z udziałem Konrada Góry, Kiry Pietrek, Szczepana Kopyta i Łukasza Podgórni. O godz. 17.00 z czytelnikami spotka się Martín López-Vega, o godz. 18.00 – Richard Lourie, a o godz. 18.30 - Tomaž Šalamun. O godz. 19.00 zapraszamy na pokaz filmu Walc z Miłoszem w reżyserii Joanny Helander i Bo Perssona, a o godz. 20.00 – trzeci  wieczór poetycki z udziałem Juana Gelmana, Philipa Levine’a, Lwa Rubinsteina, Janusza Szubera i Tadeusza Sławka. W finale trzeciego dnia festiwalu - Homar i Smok albo Sława, czyli Smekkleysa w Krakowie. Początek o godz. 22.00.


Zobacz szczegółowy program festiwalu: http://miloszfestival.pl/pl,3program.php


Festiwal Miłosza – to organizowane w Krakowie co dwa lata wielkie święto poezji. Wybitni twórcy, w tym laureaci Nagrody Nobla, poeci, prozaicy, krytycy i tłumacze przybywają do miasta, aby uczestniczyć w licznych autorskich spotkaniach, wieczorach  poetyckich, debatach i spotkaniach panelowych. Festiwal ma nie tylko przypominać postać wielkiego polskiego poety, ale przede wszystkim prowokować do dyskusji o kondycji współczesnej kultury widzianej przez pryzmat dzieł literackich. Każda edycja ma nawiązywać do wybranego wątku twórczości Miłosza. W pierwszej odsłonie festiwalu (2009) był nim Zniewolony umysł, jako punkt wyjścia do dialogu nad współczesnymi formami zniewolenia, rozumianego nie tylko w kontekście politycznym, społecznym i religijnym, lecz także w rzeczywistości zawładniętej przez wszechobecne media, kulturę masową i reklamy. Dwa lata później, w 2011 roku, tematem była Rodzinna Europa, a festiwal skupił się na wielokulturowości współczesnego świata oraz na ważnych związanych z tym kwestiach: zachowania tożsamości, migracji czy życia na wygnaniu. Dyrektorem programowym festiwalu jest Jerzy Illg. Więcej na: www.miloszfestival.pl.

Projekt dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, których operatorem jest Instytut Książki