Aktualności
115 lat temu, 21 lipca 1907 r., urodził się Kazimierz Moczarski, żołnierz Armii Krajowej, szef Biura Informacji i Propagandy ZWZ-AK; autor książki „Rozmowy z katem” – zapisu wspólnego pobytu w celi więziennej z gen. SS Jürgenem Stroopem, odpowiedzialnym za stłumienie Powstania w getcie warszawskim.
„Gdy pierwszy raz usłyszałam o Kazimierzu Moczarskim, PRL trwał w najlepsze, a stan wojenny wciąż był tylko zawieszony. Gdzieś w okolicach matury przeczytałam z zapartym tchem »Rozmowy z katem«, sugestywną biografię kata warszawskiego getta Jürgena Stroopa. dzieło Moczarskiego znajdowało się już wśród szkolnych lektur, lecz wyłącznie jako »świadectwo czasów hitlerowskich«” – napisała we wstępie do książki „Kazimierz Moczarski. Biografia” (Znak, 2009) jej autorka Anna Machcewicz.
„Kiedy w ostrym świetle reflektora ukazał się Zygmunt Hübner, wcielając się w postać Kazimierza Moczarskiego, poczułem dreszcz wzruszenia. Moczarskiego poznałem rok po zwolnieniu go z więzienia, gdy będąc reporterem kryminalnym »Kuriera Polskiego« zetknąłem się z nim jako starszym kolegą. Nasza znajomość rozwinęła się w okresie późniejszym, kiedy pisałem trzyczęściowy reportaż o zdradzie Kalksteina, sukcesach agentki polskiego wywiadu podziemnego »Eriki Dwa« i sekretarce gestapo, Irenie Ch.” – napisał Krzysztof Kąkolewski w relacji pt. „Żołnierz w szarym garniturze” („Teatr”, 1978). „Spotykaliśmy się lub Moczarski telefonował, przekazując swoje uwagi, komentarze. Notatki z tych rozmów, bezcennych, mam w archiwum. Wtedy ujawniła się cecha prawdopodobnie wrodzona, a potem rozwinięta w okresie konspiracji i więzienia: fotograficzna, magnetofonowa pamięć Moczarskiego. Pamiętał wszystko. Umiał posługiwać się tym darem, po wielu latach ciągle tropiąc niejasności, powiązania osób w tamtym okresie, badając tajemnicze następstwa faktów” - relacjonował Kąkolewski. „Doskonale pamiętam jego głos, intonację, bardzo charakterystyczną; zwyczaj mówienia z trochę ironicznym, trochę bolesnym uśmieszkiem. Wrył mi się w pamięć jego sposób trzymania głowy, pewien gest ramion, gestykulowanie z papierami w ręku, jego dalej jakby konspiracyjne, szare, nie rzucające się w oczy garnitury” – wspominał rozmówca innego generała SS, Heinza Reinefartha.
Premiera wyreżyserowanego przez Andrzeja Wajdę przedstawienia pt. „Rozmowy z katem” - 22 grudnia 1977 r. w warszawskim Teatrze Powszechnym – była wydarzeniem. „Najważniejsze: ten spektakl koniecznie trzeba zobaczyć” – podsumowała Teresa Krzemień w recenzji „W jednej celi z katem” („Kultura”, 1978).
„Ma to przedstawienie konieczny i bardzo istotny prolog” - napisała Krzemień. „Zygmunt Hübner w cywilnym ubraniu wychodzi z egzemplarzem Rozmów kata i biało czerwoną wiązanką goździków, by odpowiadać na pytania dziennikarzy. Ta konferencja prasowa Moczarskiego po wydaniu »Rozmów z katem« to prawie monodram aktora, w którym zawrzeć musi odautorskie: jak mogłem… Jak mógł Pan rozmawiać z nim tak wiele, starać się go zrozumieć. Pan, Polak i akowiec - takie pytanie pada z sali. Hübner z maksymalną dyscypliną rozgrywa tę część spektaklu. Powściągliwy, chłodny, opanowany i tylko bardzo drżą mu ręce ściskające biało-czerwone goździki” – relacjonowała recenzentka.
Taka konferencja w rzeczywistości pozateatralnej nigdy się nie wydarzyła. A tym bardziej nie mogło paść podczas niej pytanie: skąd się pan, Polak i akowiec, w ogóle wziął w jednej celi z niemieckim ludobójcą?
Kazimierz Moczarski zmarł dwa lata przed ukazaniem się pierwszego wydania jego książki - 9 lat po wyjściu ze stalinowskiego więzienia, w którym siedział ponad 10 lat. Przez ponad dwa lata z tych dziesięciu czekał na spotkanie z katem - wykonanie zasądzonego 18 listopada 1952 r. wyroku śmierci. O tym, że 9 października 1953 r. kara śmierci została zamieniona na dożywocie, został poinformowany dopiero w styczniu 1955 r. Ponad 8 miesięcy - od 2 marca do 11 listopada 1949 r. – był przetrzymywany w jednej celi z Jürgenem Stroopem.
Dopiero po upadku komunizmu we wstępie do kolejnego wydania „Rozmów z katem” prof. Norman Davies mógł napisać, że „po zwycięstwie w 1945 roku Stalin bez skrupułów potępił demokrację zachodnią, a jej przedstawicieli traktował z taką samą pogardą, jak pokonanych faszystów”. „W logice komunistycznej zatem decyzja o umieszczeniu w jednej celi Moczarskiego, żołnierza polskiego ruchu oporu, i generała SS Jürgena Stroopa, współodpowiedzialnego za likwidację getta warszawskiego, była całkowicie naturalna” - ocenił. „Mimo iż Moczarski i jego współtowarzysze akowcy z determinacją i poświęceniem walczyli z nazistami, komuniści bez wahania skazali go na karę śmierci jako kolaboranta. W polskiej rzeczywistości los Moczarskiego dobitnie ilustruje determinację powojennego reżimu kontrolowanego przez ZSRR. Moczarski należał do wykształconej, świadomej politycznie klasy społecznej, która w normalnych warunkach objęłaby po wojnie władzę, jednak została od niej odcięta” – wyjaśnił Davies.
Moczarski był jednym z wielu organizatorów Polskiego Państwa Podziemnego, którzy „myśleli o przyszłości swego kraju, kierując się poczuciem odpowiedzialności za jego powojenną jakość”. „Był jednym z wielu, ale warto wiedzieć, skąd oni się brali - przyzwoici, odpowiedzialni, lojalni; warto przypomnieć człowieka, który twardo stąpał po ziemi, myślał niezależnie, działał racjonalnie, a w czasach próby był w stanie sprostać największym wyzwaniom” - podkreśliła Anna Machcewicz.
Ojciec Kazimierza Damazego Moczarskiego – oba imiona odziedziczone po dziadku, powstańcu styczniowym – Jan Damazy Moczarski był nauczycielem, dyrektorem gimnazjów w Kole, Lipnie, Brzezinach i Koluszkach, sympatykiem Polskiej Partii Socjalistycznej i piłsudczykiem; matka, Michalina z domu Wodzinowska, polonistką.
Kazimierz Moczarski, po uzyskaniu magisterium na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego (1932), kontynuował studia w warszawskiej Wyższej Szkole Dziennikarskiej, a od 1933 r. w Institut des Hautes Études Internationales (Instytut Wyższych Studiów Międzynarodowych) na Uniwersytecie Paryskim. Po powrocie do kraju został radcą w Wydziale Ochrony Pracy Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej - specjalistą od polskiego i międzynarodowego prawa pracy.
„Czynny w czasie studiów w »Legionie Młodych«, od 1935 r. do wybuchu wojny wchodził w skład Zarządu Głównego Stowarzyszenia Urzędników Państwowych i jednocześnie działał w Centralnej Komisji Porozumiewawczej Związków Pracowniczych - naczelnej reprezentacji ruchu pracowniczego, w którym zaliczał się do grupy radykalnej (w 1936 był współzałożycielem Klubu Pracowniczego »Maurycy Mochnacki«, istniejącego do początku 1938 r.). W 1937 r. uczestniczył w zorganizowaniu Klubu Demokratycznego w Warszawie (szereg zebrań inicjatorskich odbyło się w jego mieszkaniu przy ul. Hożej 42), następnie od kwietnia 1939 r. działał w Stronnictwie Demokratycznym” - czytamy na stronie Muzeum Powstania Warszawskiego.
Maurycy Mochnacki był dla Moczarskiego symbolem demokracji - nie bez powodu jednym z konspiracyjnych jego pseudonimów stał się „Maurycy”.
„Okrutnie musiało zabrzmieć w uszach Kazimierza Moczarskiego piętnaście lat później nazwanie go przez Sąd Wojewódzki dla m.st. Warszawy w uzasadnieniu wyroku skazującego na karę śmierci człowiekiem o »zdecydowanie faszystowskim światopoglądzie«” – napisał Andrzej Krzysztof Kunert w książce „Oskarżony Kazimierz Moczarski” (Iskry, 2006), pierwszej biografii autora „Rozmów z katem”.
W styczniu 1940 r. Moczarski wstąpił do Związku Walki Zbrojnej. Współtworzył Biuro Informacji i Propagandy (BIP) Komendy Głównej Armii Krajowej. Brał udział w kilku akcjach zbrojnych, m.in. w odbiciu więźniów ze szpitala Jana Bożego (11 czerwca 1944 r.), nadzorował likwidowanie szmalcowników. Przed wybuchem Powstania Warszawskiego otrzymał rozkaz utworzenia łączności radiowej na potrzeby BIP – do sierpnia udało się uruchomić trzy radiostacje UKF. W czasie walk redagował kilka tytułów prasy powstańczej. Po kapitulacji przedostał się do Pruszkowa i kontynuował działalność konspiracyjną. W Częstochowie odtwarzał Biuro Informacji i Propagandy. W grudniu 1944 r. przekazał kurierowi Janowi Nowakowi-Jeziorańskiemu wiele materiałów dokumentujących działalność Polskiego Państwa Podziemnego.
Swoją misję kontynuował w Delegaturze Sił Zbrojnych na Kraj. Był przeciwnikiem walki zbrojnej z okupacją sowiecką. Został aresztowany tuż po formalnym rozwiązaniu Delegatury 11 sierpnia 1945 r. - zatrzymania dokonał osobiście płk Józef Różański. O uwolnienie Moczarskiego zabiegało m.in. wielu działaczy komunistycznych, interweniował w jego sprawie ówczesny premier Edward Osóbka-Morawski. Podkreślano jego lewicowe poglądy i dystans wobec rządu RP w Londynie. Bezskutecznie.
18 stycznia 1946 r., po trwającym dwa dni procesie, Moczarski został skazany na dziesięć lat więzienia. Prośba o ułaskawienie została przez prezydenta KRN Bolesława Bieruta odrzucona.
30 listopada 1948 r. wiceminister MBP Roman Romkowski i dyrektor Departamentu Śledczego płk Józef Różański zażądali od Moczarskiego, by przyznał się, iż w czasie okupacji jako pracownik warszawskiego Kierownictwa Walki Podziemnej wydawał wyroki śmierci na działaczy komunistycznych. „Pan, panie Moczarski, i tak pójdzie do ziemi, gdyż pan się doskonale orientuje, że sąd jest na nasze usługi i że my tutaj postawiliśmy na panu krzyżyk – czy pan jest winien, czy nie” – powiedział Romkowski.
„My zawsze potrafimy udowodnić dokumentami, że pan był agentem gestapo, gdyż jesteśmy w posiadaniu oryginałów odpowiednich czystych dokumentów, oryginałów stempli, pieczęci itp., a ponadto mamy w swych rękach takich b. gestapowców, którzy chętnie podpiszą dzisiaj taką zrobioną przez nas kartę agenta gestapo” – dodał Różański.
Za współpracę obiecywali przedterminowe zwolnienie, za odmowę – „piekielne śledztwo”. Moczarski odmówił. Jak później wyliczył, zastosowano wobec niego 49 rodzajów tortur. Przez 6 lat i 3 miesiące był pozbawiony spacerów, przez 4 lata i 6 miesięcy nie miał kontaktu ze światem zewnętrznym - listów od rodziny, książek, gazet; przez 2 lata i 10 miesięcy pozbawiony możliwości kąpieli, z blisko 70 paczek przesłanych przez rodzinę otrzymał tylko 10.
„Siedział przede mną woskowożółty, żółty tą przedśmiertną żółtością, którą skądś pamiętam, dobrze pamiętam. Pod tą szarożółtą skórą sterczały kości i kosteczki, czasem drgnęło jakieś obłe ścięgno, nie tak ostre i krawędziaste jak te straszne kości. Kiedy mówił, pokazywały się poczerniałe pieńki zębów, okropne karczowisko po wybitym uzębieniu. Oczy, tak, oczy miał piękne. Żywe, młode, niestorturowane więzieniem. Tak, dobrze, chwalę oczy, bo coś chciałbym pochwalić w tej resztce człowieka, w tym złomie ludzkim, z którego już nikt nigdy nie odtworzy tego wspaniałego zucha z dobrych lat okupacji niemieckiej” - Tadeusz Konwicki był jednym z pierwszych rozmówców Moczarskiego po jego wyjściu z więzienia - 24 kwietnia 1956 r.
„Patrzę na niego i serce mnie boli, i jakiś straszny, duszny strach ściska mnie za gardło, i jakaś okropna przykrość dzwoni pod czaszką, i chciałbym uciec i nie wypada uciec. Tak, ja w jakiś sposób odpowiadam za jego los, czuję się winnym za to, że go nasz peerelowski reżym trzymał w więzieniu w celi śmierci ileś tam miesięcy, że ubowcy wybijali mu zęby i rozdeptywali palce, że w celi śmierci czekał na śmierć on, akowski oficer, razem z hitlerowskim generałem, z esesmańskim mordercą getta warszawskiego” - napisał Konwicki we „Wschodach i zachodach księżyca” (1982).
„Siedzi przede mną jeden z dowódców akowskich, jeden z tych ludzi, przeciwko którym w czterdziestym piątym kierowałem swój szczeniacki gniew przegranego pokolenia, zbuntowanej generacji, co przeklęła swoich ojców i swoich dowódców. Potem ja obrastałem w piórka, a jego obdzierano z piór. Potem ja walczyłem z nadwagą, a on walczył ze śmiercią. Następnie ja… następnie on… Nie, nie, w końcu on zwyciężył, na pewno on zwyciężył, choć przegrał, choć dużą część swego życia stracił” – relacjonował pisarz.
Kolejne miesiące Moczarski spędził w kilku sanatoriach. Równocześnie jego adwokaci, Władysław Winawer i Aniela Steinsbergowa, zabiegali o wszczęcie procesu rehabilitacyjnego. Rozpoczął się on 5 grudnia 1956 r. przed Sądem Wojewódzkim w Warszawie – 6 dni później Kazimierz Moczarski został ostatecznie uniewinniony.
Po uwolnieniu pracował w wydawnictwach satelickiego wobec PZPR Stronnictwa Demokratycznego, m.in. w „Kurierze Polskim”; działał w Społecznym Komitecie Przeciwalkoholowym i redagował pismo „Problemy Alkoholizmu”.
„Rozmowy z katem” zaczęto drukować w 1972 r. we wrocławskim miesięczniku „Odra”, niskonakładowym i peryferyjnym. W postaci książkowej, ocenzurowanej, wyszły w 1977 r. Wersja pełna i nieocenzurowana ukazała się po raz pierwszy w roku 1992 nakładem PWN. W 2016 r. Maciej Englert wyreżyserował „Rozmowy z katem” w Teatrze Telewizji.
Wartość „Rozmów z katem” w latach siedemdziesiątych usiłował zdezawuować stalinowski oprawca płk Adam Humer. „Próbował zafałszować historię Moczarskiego. Informował swoich przełożonych, że Moczarski nie został umieszczony w celi ze Stroopem przymusowo, lecz sam tego żądał. Twierdził również, że przebywał w więzieniu w bardzo dobrych warunkach. Humer i jego podwładni twierdzili nawet, że był agentem bezpieki umieszczonym w celi. Wszystkie te twierdzenia były oczywiście wyssane z palca” - wyjaśniła Michałowi Szukale w rozmowie z PAP Anna Machcewicz.
Kazimierz Moczarski zmarł 27 września 1975 r. w wieku 68 lat. Spoczywa na Powązkach Wojskowych w odległości pięciu metrów od grobu zmarłego 10 miesięcy wcześniej Aleksandra Dreja – kata, który wykonywał wyroki śmierci w mokotowskim więzieniu w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Uśmiercił m.in. mjr. Zygmunta Szendzielarza i członków IV Zarządu WiN.
źródło: PAP, Paweł Tomczyk