Literatura
Ribbentrop-Beck. Czy pakt Polska-Niemcy był możliwy?
Czy kraj, który utracił w wyniku działań wojennych sześć milionów swoich obywateli, był okupowany przez dwóch śmiertelnych wrogów, kraj, który utracił ogromną część swego terytorium może sobie pozwolić na brak dyskusji o przyczynach klęski? Czy jest do pomyślenia, że ludzie w nim żyjący przemilczą klęskę, położą uszy po sobie i powiedzą: najważniejsze to przeżyć? A jeśli tak, to jakie są tego konsekwencje?
Mam wrażenie graniczące z pewnością, że Piotr Gursztyn, historyk, szef TVP Historia, napisał swoją książkę „Ribbentrop – Beck. Czy pakt Polska – Niemcy był możliwy?” ze złości. Ze złości, tu nie mam wątpliwości, uzasadnionej. Napisał ją, bo dostrzegł wzbierającą falę rewizjonizmu historycznego, którego najlepszym przykładem są książki Piotra Zychowicza „Pakt Ribbentrop-Beck” i Rafała Ziemkiewicza „Jakie piękne samobójstwo”, i postanowił przeciwstawić się im w sposób najlepszy z możliwych. Opierając się na dokumentach, pokazać absurd myślenia życzeniowego, bałamutność argumentacji swoich oponentów, a czasami po prostu ich nieuctwo.
Główna linia podziału między Gursztynem a rewizjonistami-realistami rozciąga się pomiędzy „trzeba było iść na ustępstwa wobec Hitlera” a „w ówczesnej sytuacji nie mieliśmy żadnych innych możliwości poza bić się, nawet bez szansy na zwycięstwo”.
Zacznijmy od argumentu podstawowego, który w zasadzie odbiera oponentom Gursztyna wszelkie atuty. Pisze autor „Ribbentrop – Beck. Czy pakt Polska – Niemcy był możliwy?”: „Odmowa [współpracy z Hitlerem, oddania Gdańska i „korytarza” – przyp. mój], której Józef Beck udzielił Adolfowi Hitlerowi, miała pełną akceptację polskiego społeczeństwa. Wszystkich jego warstw, od góry po doły. Co więcej – Beck nie uzyskałby przyzwolenia na układ z Hitlerem. Nie jest przy tym tak, że polskie społeczeństwo oszalało, bo nie było świadome konsekwencji. […] Polacy mieli prawo odmówić, a Hitler nie miał prawa napadać w odwecie, a tym bardziej »karać« nas masową eksterminacją. Kwestionowanie prawa do odmowy jest jednoczesnym opowiedzeniem się po stronie Hitlera”. Skoro nikt, żadna grupa społeczna, żadna partia, znaczący polityk, dosłownie nikt, nawet nie myślał o pójściu na ustępstwa wobec Niemiec, trudno sobie wyobrazić sytuację, że oto nagle znajduje się ktoś, kto decyduje za naród, odbiera mu wolę oporu, niszczy jego morale, wydaje swoich obywateli na pastwę szaleństw wodza III Rzeszy… Ten argument dziwnym trafem znika we wszelkich rozważaniach tych, którzy kwestionują postawę Becka, Mościckiego, Rydza-Śmigłego, Kwiatkowskiego, wszystkich tych wreszcie, którzy mówią, że Polacy zachowali się w 1939 roku dokładnie tak, jak powinni i jakie mieli możliwości.
Gursztyn rozprawia się po kolei z tezami realistów. Koronny przykład Czechosłowacji (ale i kilku innych państw). Jej władze poszły na „kompromis” z III Rzeszą. „Kompromis”, który zakończył się całkowitym rozbiorem państwa, utratą niepodległości, pozbawieniem naszych sąsiadów tego, co w życiu narodów ma wartość niewymierną – poczucia dumy z własnej ojczyzny, utratą ducha i honoru. Ktoś powie: zapłacili cenę nieporównanie mniejszą od Polaków. Wszystko prawda. Co jednak zrobić z argumentem, że jednak sytuacja Polski była kompletnie inna, że Hitler wcale nie chciał współpracy z nami, że miał w Sowietach kompana, który dawał mu nieporównanie więcej?
Mówią realiści: „gdybyśmy poszli na współpracę zginęłoby znacznie mniej Polaków. Holocaust nie miałby miejsca, przynajmniej na taką skalę”. A skąd ta pewność? Polacy ginęliby gdzieś pod Stalingradem, Moskwą, na Uralu. A Żydzi? Ocaleliby? Wolne żarty. Przykład Rumunii, kraju, którego władze poszły na całkowitą współpracę z Hitlerem, dowodzi, że byłoby dokładnie tak samo. Tak samo? O nie, znacznie, znacznie gorzej. Wyobraźmy sobie Auschwitz i Polaków, którzy pełnią tam rolę katów. „Polskie obozy koncentracyjne” nie byłyby gazetową bzdurą, byłyby faktem, z którym nikt nie miałby prawa polemizować. I chyba nawet nie to byłoby najgorsze. Pyta Gursztyn: czy w takiej sytuacji nie znaleźliby się Polacy, którzy podjęliby walkę z Niemcami? Czy nie byłaby to prosta droga do wojny domowej?
Polacy, wbrew twierdzeniom „realistów”, byli w sytuacji zero-jedynkowej. Mogli ulec i czekać na wyrok, mogli też iść za radą Józefa Piłsudskiego, który nakazywał swoim współpracownikom (przecież to on ich wybierał, nikt inny!) zachowywać równowagę wobec dwóch potężnych sąsiadów, a gdy przyjdzie do ostateczności – „podpalić świat”.
Wbrew twierdzeniom np. Ziemkiewicza, Beck był ministrem trzeźwo myślącym, człowiekiem, który znał realia i nie miał złudzeń. Oczywiście – jak wszyscy w ówczesnym świecie – nie zakładał szaleństwa Hitlera (nie zakładali go też najbliżsi jego współpracownicy), liczył, zasadnie na współpracę z aliantami. Czy powinien zakładać ich oportunizm, strach, obawę przed jakimkolwiek starciem?
Polska miała kilku, dosłownie kilku publicystów, którzy roili o współpracy z Niemcami: Studnicki, bracia Bocheńscy, Cat-Mackiewicz. Ich obsesje nie znajdowały żadnego oddźwięku, nikt ich pomysłów nie traktował poważnie. Pisze Gursztyn: „To była zasadnicza słabość myślenia Studnickiego – dobrze analizował niebezpieczeństwo, ale nie potrafił odpowiedzieć na pytanie »what’s the alternative«”. Jaka była alternatywa? Gdybyż ona była. Gdybyż Hitler chciał traktować Polaków nie jak podludzi, a jak Duńczyków (własna armia w okupowanym kraju!), Holendrów, Belgów (antyniemieckie demonstracje studenckie bez żadnych konsekwencji!), jak Francuzów, kilka innych nacji. Ale przecież było zupełnie inaczej.
Piotr Gursztyn, powtórzę, napisał swoją książkę ze złości. Po to, aby przywrócić Polakom to, co im się należy – dumę i poczucie, że zrobili w 1939 roku więcej niż mogli i powinni. I że nie mieli wyboru, żadnej alternatywy.
- Wacław Holewiński
WYDAWNICTWO DOLNOŚLĄSKIE
Wrocław, kwietnia 2018
225x145mm
368 stron
ISBN: 9788327157584