Literatura

2017
Rafał A. Ziemkiewicz

Złowrogi cień Marszałka

Mit Marszałka Złowrogi cień Marszałka stanowi kolejny tom publicystyki Rafała A. Ziemkiewicza. Podobnie jak wydana przed trzema laty książka Jakie piękne samobójstwo i ta wymierzona została w polskie mity historyczne. Celem krytycznej rewizji (wielu recenzentów nazwało to inaczej…) jest tym razem mit Józefa Piłsudskiego jako „twórcy naszej niepodległości”, któremu to mitowi – jak przyznaje Rafał A. Ziemkiewicz – uległ również sam w wieku nastoletnim. Pozbycie się dawnych złudzeń nie było jednak w tym przypadku najistotniejszym imperatywem do napisania Złowrogiego cienia…, ale wynikało raczej z refleksji nad konsekwencjami uznania przez większość społeczeństwa „idei Marszałka”. Ziemkiewicz formułuje bowiem wyrazistą tezę, że kult Piłsudskiego miał zgubny wpływ na Polaków nie tylko w przeszłości, ale także jego negatywne skutki odczuwa się do dziś: Cofa nas w rozwoju. Niszczy to, co stanowi naszą cywilizacyjną odrębność, co decyduje o naszej wyjątkowości, co pozwoliło nam odnieść największy sukces w dziejach, jakim było odzyskanie niepodległości po pierwszej wojnie światowej – i co powinno pozostać, jak za dawnych czasów, podstawą polskości: POLSKI REPUBLIKANIZM. W efekcie książka Ziemkiewicza okazuje się próbą odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób typ przywództwa i kultury politycznej (autor powiedziałby: „antykultury”), reprezentowanych przez Piłsudskiego, doprowadził do klęski idei republikanizmu. Wydaje się, że już na okładce Złowrogiego cienia… odnajdujemy istotną wskazówkę: „Odzyskał Polskę - zniszczył polskość”. Co ma oznaczać to kategoryczne i obrazoburcze stwierdzenie? Ni mniej, ni więcej, że Marszałek odpowiedzialny jest za odebranie nam… wolności, którą stłamsiły wprowadzone przez niego rządy silnej ręki (zwłaszcza po przewrocie majowym w 1926), mające po dzień dzisiejszy wpływ na kształt życia politycznego. Ziemkiewicz powie nawet w pewnym miejscu złośliwie, że tak naprawdę chciał Piłsudski nie tyle rządzić, ile panować nad narodem. A to godziło w podwaliny nieuznającego autorytarnej władzy republikanizmu, który z cnoty wolności uczynił jedno z najważniejszych pryncypiów (w polskim wydaniu ów lęk przed władzą absolutną, jak twierdzą niektórzy, jest zresztą stałym elementem kultury politycznej). Autor w ocenie przewrotu majowego (scil. wojny domowej) idzie jeszcze dalej, kiedy pisze w kluczowym dla książki rozdziale Zarzynanie republiki o przeprowadzonej wtedy czystce: zarówno w armii oraz ministerstwach, jak i – z czasem nawet w prowincjonalnych urzędach, by rozprawić się z „kurwami i złodziejami” i w ramach „sanacji moralnej państwa” pousadzać swoje zady wszędzie, gdzie tylko można. W tym widzi zresztą nadal aktualny i jedyny model państwowości polskiej. Ale najistotniejszym „kluczem do Marszałka” – to oczywiste nawiązanie do znanej książki Stanisława Mackiewicza, dla odmiany zwolennika Piłsudskiego – są dla Ziemkiewicza „wyżyny dyktatury moralnej”. Polega ona na przeniesieniu walki o władzę w sferę moralności, co pozwoliło zbudować skutecznie mit męża opatrznościowego, którego wielkie zasługi dla Polski są niedoceniane. Więcej: jedynego sprawiedliwego wśród zgrai nikczemnych, interesownych demokratycznych polityków, a zwłaszcza – endecji jako swojego głównego wroga (to największe i najpopularniejsze ówcześnie ugrupowanie – dopowiada Ziemkiewicz – mogło wymusić na Marszałku posłuszeństwo wobec państwa). W ten sposób to, co „słuszne” walczyło z tym, co „niesłuszne”, tyle tylko, że taka moralna kwalifikacja w polityce do niczego dobrego prowadzić nie mogła. Przeciwnie, skutkowała podziałem narodu na „polityczne plemiona”, „naszych” i „ich”, oraz różnymi nadużyciami etc. A może lepiej powiedzieć: skutkuje, bo Ziemkiewicz dostrzega we współczesnym życiu politycznym żywy „postsanacyjny paradygmat”, zgodnie z którym może być tylko jeden „wskrzesiciel i ojciec wolności”. Rozumiem, że w ten sposób autor tomu Jakie piękne samobójstwo chce odkłamać historię (również tę współczesną). Niemniej w swojej najnowszej książce, napisanej z polemiczną pasją i gryzącą ironią, „dekonstruuje” mit Piłsudskiego (piłsudczyzny) właściwie tylko z jednej perspektywy: nowoczesnego endeka, za jakiego chce uchodzić. Złowrogi cień… ma bowiem jeszcze innego bohatera – chociaż ten pierwszy byłby raczej antybohaterem – współtwórcę ruchu narodowo-demokratycznego – Romana Dmowskiego. Dlatego spór PPS z endecją będzie tu sporem nie o to, czy „bić się czy nie bić”, ale „kiedy się bić, a kiedy zbierać siły”. Realizm polityczny Dmowskiego zostanie skontrastowany z brakiem programu piłsudczyków, a postulat żmudnej pracy organicznej wśród polskiego społeczeństwa porówna autor z romantycznym i straceńczym kultem ofiary w walce narodowowyzwoleńczej. I tak dalej. Owszem, Ziemkiewicz nie jest bezkrytyczny wobec Dmowskiego, przypomina, że ten nie zechciał przyjąć na siebie roli przywódcy polskiego parlamentaryzmu, ale przeciwko Piłsudskiemu wytacza broń większego kalibru (np. kwestionując jego rzeczywiste zasługi w obronie Warszawy w 1920 r. lub niezbyt elegancko pisząc o rzekomo dowiedzionej wstydliwej chorobie Marszałka i jej negatywnym wpływie na jego zachowanie). Czy nie ma do tego prawa? Zapewne ma, zwłaszcza że książka jest przykładem publicystyki historycznej, emocjonalnego eseju, w którym intuicja odgrywa równie ważną rolę co naukowy dowód (nawet kosztem poprawności merytorycznej). Niemniej łatwo mówić w takim przypadku o stronniczości, o wątpliwych argumentach, a ocena dokonań i błędów piłsudczyków (np. proces brzeski i Bereza) nie jest równoważona bezstronnym osądem polityki endecji (nie ma mowy właściwie o pogłębianiu antagonizmu między Polakami a innymi narodowościami czy nasilającym się antysemityzmie). Szkoda.

Karol Alichnowicz