Literatura

Zapomniane niedziele
Od kiedy zaczyna się starość? Czy od czasu, kiedy przestajemy czuć się młodo, czy od czasu, kiedy system wyrzuci nas poza nawias młodości? Co wyznacza tę granicę - biologia, medycyna, prawo czy psychika? Niektórzy mówią, że jest to choroba, na którą można zachorować już w młodym wieku, a jeszcze inni, że to już ten czas, kiedy „dziesięć razy dziennie szuka się kluczy”. Tak też o starości mówi Valerie Perrin w powieści zatytułowanej „Zapomniane niedziele”.
Na ogół nie lubimy starości, tego smutku, nieporadności i zagubienia. Nie rozumiemy starości, bo każda ma inny wymiar, przysparza innych utrudnień i komplikacji. Niezmiennie kojarzona jest z odosobnieniem, rezygnacją i stwierdzeniem „taka kolej rzeczy”, ale zawsze można odkryć inny poziom wieczoru naszego życia. Młodziutka Justine Neige nie lubiła świata starszych ludzi, gdyż to dziadkowie, po tragicznej śmierci rodziców wychowywali ją i brata, a w domu rodzinnym nie było innych młodych osób. Polubiła dojrzały wiek, kiedy nauczycielka francuskiego zabrała klasę do domu spokojnej starości Pod Hortensjami. Pierwsze nieprzyjemne wrażenie zostało przełamane, kiedy staruszkowie zaczęli opowiadać osobiste historie. To wówczas poczuła do nich niewymuszone zainteresowanie oraz naturalną sympatię. Po ukończeniu szkoły powróciła tu jako opiekunka i angażując się w codzienną pracę, wysłuchiwała opowieści pensjonariuszy. Poznane historie na bieżąco spisywała w zeszycie. Poprzez ten wątek zostajemy wprowadzeni w historię Helen i jej ukochanego Luciena, przeplataną faktami z życia Justine. Sama Justine uważa, że starość zaczyna się od samotności, kiedy odchodzi partner. Wraz z kolejnymi rozdziałami dochodzimy do wniosku, że kluczem do powieści jest samotność w różnych etapach człowieka. To ona doprowadza czasami do drastycznych kroków i dramatów.
Książka skłania również do refleksji nad pogonią świata i jej skutkami. Otóż domeną ludzi „zapomnianych w niedzielę”, jak ich nazywała pisarka, jest mówienie: - „u mnie w domu…”. Jest to powiedzenie, które często istnieje już tylko w głowach staruszków, ale jest nadal żywe. Pensjonariusze często uciekają fizycznie lub tylko w swoim umyśle do wspomnień, miejsc i osób, których już nie ma. Tęsknota sprawia, że wyczekują w holu na bliskich, wpatrując się w drzwi wejściowe i często pozostają w swoim świecie, jakby przeżywali wszystko na nowo. Widok tęskniących ludzi przygnębia. Z tych powodów jesteśmy skłonni wybaczyć okrutny czyn kolejnemu bohaterowi powieści, który wpadł na pomysł, aby informować rodziny osamotnionych pensjonariuszy o ich śmierci. Rodziny przybywające na dopełnienie formalności pogrzebowych zszokowane zastawały w dobrej kondycji swojego bliskiego, który nieświadomy sytuacji witał ich z radością.
Książka jest pełna metafor i pięknych słów prowadzących do zafascynowania się światem starych dusz, które wystarczy wziąć pod rękę i zatopić się w ich opowiadaniach. To powieść, do której można wracać wielokrotnie i polecić własnym dorosłym dzieciom w celu refleksji i nabrania dystansu do szalonego biegu życia. Książka napisana w 2015 roku we Francji doczekała się polskiego tłumaczenia dopiero w 2024 roku, ale nadal nie straciła na aktualności!
Podsumowując, mogę powiedzieć, że cały urok twórczości Valerie Perrin polega na niezwykłej poetyckości postrzegania każdego dnia i głębokiej wrażliwości, dzięki której płyniemy wraz z jej tokiem myślenia. To jest jak lupa, która przybliża szczególiki życia, sprawia, że zatrzymujemy się na chwilę, by pomyśleć. Pomyśleć nad światem i chyba zgodzimy się również ze słowami duchowego opiekuna pensjonariuszy, który mówi „Korzystajcie! Korzystajcie z życia!”. Przesłanie dla nas - żyjmy, ale nie opuszczajmy tych, którzy już są na krawędzi istnienia.
Recenzja czerwiec 2025 – dorośli
Anna Żaczek
DKK w Rykach, woj. lubelskie