Literatura

2020
Janusz L. Wiśniewski

Udręka braku pożądania

Udręka braku pożądania to świadectwo tego, jak Janusza L. Wiśniewskiego nie przestają fascynować ludzie – ich emocje, historie, ich ukryta strona.” – to notka o autorze umieszczona na okładce książki. I rzeczywiście „Udręka braku pożądania” to zbiór tak różnorodnych w treści reportaży, jak różnorodne są losy ludzi, zwłaszcza tych z pewnym życiowym bagażem, po różnych przejściach, doświadczeniach, perypetiach, miłosnych zawodach, nieszczęściach, a nawet dramatach.

Reportaże są krótkie, ich język bardzo hermetyczny, nie zawierają zbędnych słów czy opisów. A jednak dotykają głęboko wszystkich strun serca. Sprawiają, że brak jest oddechu, że otwierają się zabliźnione rany, że jątrzą i drażnią jak kije wetknięte w mrowisko. Autor bowiem odważnie sięga do takich tematów jak: starzenie się, brak satysfakcji seksualnej, zdrada małżeńska, okres menopauzy czy andropauzy, operacje plastyczne, pragnienie miłości i bycia blisko z drugim człowiekiem, także w życiu dojrzałym, krzywda dziecka, gdy rodzice się rozwodzą i jeszcze bardziej, gdy dziecko jest bite, upokarzane, tyranizowane, molestowane, gdy musi funkcjonować w rodzinie z problemem alkoholowym czy narkotykowym.

Autor próbuje zrozumieć także różnice pomiędzy uczuciami mężczyzn i kobiet. Empatia, pragnienie bliskości duchowej jest większe u kobiet niż u mężczyzn, dla których źródłem szczęścia jest udany seks niż więź emocjonalna. Presja bycia szczęśliwym za wszelką cenę dotyka wiele osób, zwłaszcza tych z pierwszych stron gazet czy telewizyjnych programów, ale i tych zwykłych, borykających się z problemami życia codziennego. Jakby szczęście się nam należało razem z pakietem „życie”, a przecież  „szczęście nigdy nie istnieje jako absolut, bez odniesienia do upływu czasu lub w oderwaniu od innych” (reportaż „Szczęście”). Nie zagwarantują tego żadne przepisy ani konstytucja, która w Stanach Zjednoczonych ma taki zapis: „prawo do szczęścia”. To co dla jednego może być szczęściem, dla kogoś innego (męża, żony, kochanki, córki itp.) może być nieszczęściem. Janusz Wiśniewski prawie w każdym swoim reportażu te zależności ukazuje i te ludzkie nieszczęścia opisuje. Pisze o kłamstwie w polityce, w pracy i tym w małżeństwie, które niszczy relacje, burzy systemy i wiarę w dobro. Mówi o bezdomności, którą tak łatwo jest potępić, a która ma zawsze jakieś dające się racjonalnie wytłumaczyć źródło i za którą nie zawsze kryje się lenistwo czy nałóg człowieka. Czasem jest nią życiowa nieporadność lub splot niekorzystnych przypadków, takich jak utrata pracy, złe przepisy, brak zrozumienia, inny człowiek, który nie potrafi wyciągnąć pomocnej ręki. Mówi też o śmierci, o strachu człowieka z ostateczną diagnozą i stanem, w którym z tematem śmierci trzeba się oswoić.

Z ciężkim sercem przyszło mi czytać reportaże Janusza Wiśniewskiego, o ile prawie wszystkie tematy są mi jakoś znane, gdzieś usłyszane, przeczytane, zobaczone czy nawet przeżyte, to jeden okazał się dla mnie zupełnie nowy. Otóż nigdy nie słyszałam o tym, że pod Moskwą istnieje miasteczko imigrantów, głównie z Wietnamu, ale także z azjatyckiej części Rosji. W takim miasteczku znalazła się bohaterka reportażu „Plaża w Moskwie”. To mieszkanka indonezyjskiej wyspy Bali, która na plaży wraz ze swoją matka i babką wykonywała masaże bogatym turystom. Jeden z nich, Rosjanin Sergiej zaproponował jej podobne usługi w Moskwie. Była biedna, miała na utrzymaniu męża i córkę. Zgodziła się. Na miejscu okazało się, że wpadła w ręce sutenera, który najpierw sam ją zgwałcił, a później zmusił do prostytucji. Bez pieniędzy, paszportu, znajomości języka była tam uwięziona jak w klatce. Na szczęście udało się jej uciec, a napotkany człowiek o skośnych oczach zaprowadził ją właśnie do tego podziemnego miasta, gdzie był nawet sklep, kawiarnia, kino. W środku miasta była ogromna szwalnia, tam dostała zatrudnienie. Zarobionymi pieniędzmi płaciła za łóżko, jedzenie, telefon. Gdyby nie odkryto, że jest masażystką i nie zatrudniono w jednym z moskiewskich SPA pewnie pracowałaby tam do śmierci. A tak, z legalną kartą imigranta i ciężką pracą ma szansę za dwa lata wrócić do domu…

Historia tej kobiety bardzo mną wstrząsnęła, tak jak i inne reportaże Janusza Wiśniewskiego. Pokazują one, że świat ma zawsze dwa oblicza, to piękne, bogate, syte, szczęśliwe i to biedne, głodne, krzywdzone, brzydkie. I że nie zawsze życie układa tak, jak się chce. I że czasem nie ma się wyboru, po której ze stron się jest.

Krystyna Sztramska
DKK UTW Działdowo