Literatura
Prawda i inne dramaty
Polski dramat został ukąszony postmodernizmem i silnie flirtuje z ideologiami lewicowymi. Nie chodzi tylko o osławioną „Klątwę”, ale o ogólny klimat sączący się zarówno z tekstów, jak również panujący na teatrologiach. Cóż, taki mamy paradygmat, można by powiedzieć. Jednak cieszy fakt, że nie wszyscy są tak samo karni i nie piszą pod dyktando jednej słusznej oraz postępowej ideologii. Chociaż obcując kilka lat temu z toruńskim spektaklem według tekstu Jarosława Jakubowskiego, a mowa o „Licheń Story”, miałem nieco inne odczucia. Natomiast zetknąwszy się trzy lata temu z pierwszym tomem dramatów autora („Generał i inne dramaty polityczne”), wiedziałem już, że Jakubowski nie da się wcisnąć do żadnej szuflady. Zresztą nie samym pisarstwem teatralnym pisarz ten żyje: wystarczy wymienić jego tomiki poetyckie, małe prozy czy wydany dwa lata temu debiut kryminalny „Rzeka zbrodni”. To wszystko pokazuje, że Jakubowski jest pisarzem płodnym, a co ważniejsze – zdolnym. Nie obraca się w rejonach kojarzonych bardziej z popkulturą celebrytów, a mniej z literaturą, toteż może nie jest wymieniany przez znanych dziennikarzy w rocznych podsumowaniach. Nie mówi również niczego obrazoburczego ani o Polsce, ani o religii katolickiej, więc sensacją tabloidu także nie zostanie. I tak dochodzimy do „Prawdy”, bo taki tytuł nosi drugi, również wydany przez Agencję Dramatu i Teatru, tom utworów scenicznych Jarosława Jakubowskiego. I jeśli tom debiutancki nosił w sobie piętno polityki, to drugi z nich dotyczy tytułowego pojęcia, które w postmodernistycznej rzeczywistości utraciło swój ciężar. Może zatem uniwersyteccy roztrząsacze prawdy już nie widzą, będąc oderwani od rzeczywistości, to jej zaprzeczenie wcale nie oznacza, że zwykły człowiek nie chciałby wiedzieć, gdzie ona leży. To pytanie o miejsce prawdy w życiu wydaje się w omawianym zbiorze dramatów najważniejsze. Bohaterowie tekstów są na pozór typowymi reprezentantami dzisiejszej rzeczywistości, ale najczęściej stają w poprzek niej. Widać to doskonale w przywołanej na początku „Licheń Story”. Autor nie dworuje sobie z religii, chociaż często dość ryzykownie łączy sacrum i profanum, pozwalając postaciom używać wulgarnego języka; te jednocześnie znajdują się w jednym z polskich centrów pielgrzymkowym, specyficznym i przesyconym kiczem Licheniu. Tu dochodzimy do kolejnej kontrowersji, która niekoniecznie zachwyci miłośników literatury konfesyjnej: bohaterowie „Licheń Story” są bardziej szarzy niż czarno-biali. Jakkolwiek więc Jakubowski sytuuje się po jasnej stronie mocy, to robi w swoich dramatach miejsce na zwątpienie, a nawet bluźnierstwo. Nie inaczej jest w pozostałych jedenastu tekstach. Ich protagoniści najczęściej mają problemy i z prawdą, i z własnym ja. Borykają się z niewiarą w obiektywny ogląd rzeczywistości, wadzą się z Bogiem, nie potrafią zaleczyć zranień i nie wierzą w siebie. Znamienna jest w tym miejscu postać Człowieka-nigdzie występująca w „Beatlesach. Zaginionej piosence”. Tytułowy zespół rockowy, ikona współczesnej kultury popularnej, staje się dla everymana XXI wieku punktem odniesienia. Okazuje się więc, że zwyczajna egzystencja musi skończyć się porażką. Nie jest bowiem nawet w jednej dziesiątej tak niezwykła jak żywot liverpoolskiej Czwórki. Bohaterom „Prawdy” wadzą również relacje rodzinne. I w „Ścieku”, i w utworze tytułowym postaci żyją w cieniu własnych ojców. Ci słabi psychicznie trzydziestolatkowie nie potrafią wyjść zwycięsko z konfrontacji z rodzicami, którzy mają na sumieniu sporo grzechów i dorastali w czasach o wiele trudniejszych niż współczesność. Bohaterowie Jakubowskiego, nie tylko tych dwóch wspomnianych dramatów, nie umieją więc chwycić się z życiem za bary. Za sprawą przeintelektualizowanego dyskursu wewnętrznego często przegrywają. Tak dzieje się w „Człowieku, który nie umiał odejść”. Tytułowy człowiek, początkowo pracownik jakiejś dużej korporacji, powoli odcina kolejne nici łączące go z życiem. Nie umie odejść, ale także nie potrafi żyć. Podobnie dzieje się w kafkowskich „Znakach”, w których znany pisarz jest zmuszony przez tajemniczego wysłannika do pisania bez użycia znaków diakrytycznych. To absurdalne polecenie zostanie więc wypełnione co do joty, mimo początkowego buntu literata. Widać więc, jak za płaszczem kontestacji kryje się zwykły konformizm i chęć życia w komforcie, co charakterystyczne jest dla niektórych przedstawicieli naszego życia literackiego, którzy pod pozorem odwagi twórczej powtarzają ten sam znany wszystkim postępowy refren. Ten konformizm widać również w „Kucharzu”, co w kraju, w którym więcej osób ogląda kulinarnych showmanów niż czyta książki, nie powinno dziwić. Bohaterami tego dramatu są dwaj homoseksualiści: mistrz sztuki kucharskiej oraz jego uczeń. Znakiem czasów jest w nim nie tylko ukazanie związku gejowskiego, ale podniesienie aktu jedzenia do najważniejszej czynności w ludzkim życiu. Dzisiaj każdy ma „przyjaciół”, nie ma już kolegów, kumpli, znajomych, wszędzie tylko masa „przyjaciół” – mówi jedyny bohater monologu „Sonia”. To krótkie zdanie wydaje się jednym z ważniejszych kluczy do zrozumienia „Prawdy”. W świecie, w którym liczą się korporacyjne zależności, a życie prowadzi się głównie w mediach społecznościowych, gorzka ironia tej frazy zasmuca. Świat Zachodu, świat demokracji liberalnej wydaje się w tych dramatach śmietniskiem, na którym nieliczni chcą poszukiwać tytułowej wartości. To tak jakby Mrożkowe „Tango” przenieść o pięćdziesiąt lat w przód. Tamten absurd śmieszył, ten absolutnie nie jest wesoły.
Michał Żarski