Literatura

2019
Bohumil Hrabal

Piękna rupieciarnia

„…uprawianie sztuki to żadna sztuka”

Bohumil Hrabal

Uwiedziona na starość przez Emila Hakla, kontynuatora tradycji Haszka i Hrabala, postanowiłam sięgnąć do źródeł i odświeżyć swe młodzieńcze zauroczenie nimi. Ponieważ w tym wieku chętnie odwiedza się stare rupieciarnie i strychy, by wspomnieniom przywrócić fakturę, kolor, zapach… i co tylko się da, aż podskoczyłam (ile pozwala serce) z radości na widok „Pięknej rupieciarni”. Sama sobie się dziwię, że udało jej się ukrywać przede mną aż przez 13 lat, choć mam pełne zaufanie do Wydawnictwa Czarne. Widocznie zapotrzebowanie na ten typ literatury pojawia się i rośnie wraz z narastaniem w naszym otoczeniu nonsensu i smutku. Zawdzięczamy ją Aleksandrowi Kaczorowskiemu, który dokonał wyboru „tekstów” pod kątem możliwości naszkicowania sylwetki pisarza, a właściwie bardziej charakterystyki jego pisarstwa, które przecież – wyraźniej niż u innych – było wypadkową jego oryginalnej osobowości.

To teksty wcześniej w Polsce niepublikowane, tłumaczone przez Aleksandra Kaczorowskiego i Jana Stachowskiego; bardzo różnorodne – od zapisu spotkania autorskiego, poprzez niecenzurowane i ocenzurowane za życia Hrabala – przedmowy do książek, pierwodruki, po program przedstawienia „Głośnej samotności” w praskim teatrze Na Zabradli. Ich dobór sprawił, że zamysł, jakim był „Hrabala portret własny”, powiódł się, lecz efekt widocznie autora nie zadowalał, bo ten niestrudzony tłumacz i biograf Hrabala drążył temat nadal.

W roku 2004 ukazała się jego „Gra o życie. Opowieść o Bohumilu Hrabalu” a w 2016  „Hrabal. Słodka apokalipsa”.   

To biografia, właściwie opowieść z detektywistycznym wątkiem w tle (jak to w końcu było z tą śmiercią?), bo miesza życie i fikcję w poszukiwaniu prawdy o pisarstwie tego niezwykłego twórcy i o jego metodzie.

Ale wróćmy do „Pięknej rupieciarni”, bo portret miał być „własny”.

Tu sam Hrabal prezentuje nam swą skomplikowaną, niezwykłą osobowość depresyjnego melancholika doceniającego uroki życia, potępianego przez ustrój za wrogość a przez kolegów za serwilizm. W jego życiu i utworach jest mnóstwo kontrastów, wręcz wykluczających się antytez, antylogii. Potrafił dosadny, nawet obsceniczny język knajpiany łączyć z filozofią i poezją a tragizm z humorem. Można to zauważyć w dialogach. Jan Dzieciątko mówi: Moje szczęście polegało na tym, że zawsze spotykało mnie jakieś nieszczęście.

Nie dziwi więc, że częstym zabiegiem artystycznym jest u niego oksymoron, figura retoryczna tworzona przez zestawienie wyrazów o przeciwstawnych, nawet wykluczających się, znaczeniach. Wystarczy przejrzeć tytuły jego książek: „Czuły barbarzyńca”, „Zbyt głośna samotność", „Taka piękna żałoba”… łącznie z „Piękną rupieciarnią”. Zastosował go też Kaczorowski w tytule biografii „Hrabal. Słodka Apokalipsa”.

Rzeczywistość, w której żył i tworzył, której nonsensy dostrzegał i opisywał, tworząc czeski surrealizm czy jak kto woli – realizm magiczny, wymagała stosowania się do pouczeń dawanych pikolakowi przez restauracyjnego obera w powieści „Obsługiwałem angielskiego króla”: Niczego nie widziałeś, niczego nie słyszałeś. Powtórz! Ale zapamiętaj też sobie, że musisz widzieć i słyszeć wszystko. Powtórz!. To zmuszało do ucieczki w świat fikcji.

Niebagatelne znaczenie dla jego pisarstwa miał kontakt z prostymi, niewykształconymi, prostodusznymi i spontanicznymi ludźmi. Pracował  jako dyżurny ruchu na kolei, agent ubezpieczeniowy, komiwojażer, sprzedawca, hutnik, pakowacz makulatury.  Dzięki temu znał różne środowiska i potrafił w niezwykły sposób opisywać powszednie życie zwykłych ludzi.

Na zarysowanym w „Pięknej rupieciarni” portrecie widzimy Hrabala najczęściej przesiadującego w knajpce przy kuflu piwa wśród znajomych i przyjaciół, przysłuchującego się rozmowom lub kupującego historyjki „za stół piwa”. Pisał, że w knajpie: powstają anegdoty, czyli mini-opowiadania, z kontekstem i podtekstem, czasem nawet bolesnym. Chłonął knajpiany potok mowy w żywym języku. Wiedział, że ich autorem jest zbiorowa świadomość, że: szczegóły banalne dostrzegają dzieci, ludzie nawiedzeni, no i jeszcze pijusy, poeci, i prozaicy. Słuchał różnych ludzkich historii i zapisywał je w doskonałej pamięci, by potem przetworzyć je przez własną pełną humoru i czułości poetycką wrażliwość. Tak ukształtował swą niezwykle oryginalną wyobraźnię i sposób narracji. Był wspaniałym gawędziarzem. Najbardziej prozaiczne i codzienne historie przedstawiał w sposób przykuwający uwagę nie tyle treścią, akcją, co fascynującym  obrazowym językiem, używając zasłyszanych wyrażeń gwarowych. Dorobił się własnego stylu nie do podrobienia. Pisał prozą, ale ona zdradza, że wewnątrz był poetą. Oto próbka: Jakie to cudowne, kiedy na przykład w hucie człowiek ładuje mangan albo rudę, a przy sobie ma dalszych dwóch takich głupoli, jak ja, w powietrzu lata Hegel, a człowiek ładuje i gada…

Sądzę, że czytelników mogą szczególnie zainteresować opisy aktów twórczych.

Hrabalowskiego, który sam określił jako wirowanie umysłu jak po wypiciu czterech piw, podczas którego zgromadzone w nim „kawałki” dzielą się i łączą bez jego udziału… wtedy pisze, bo: Te kawałki same to na mnie wymuszają. A te „kawałki” to zaobserwowane  fragmenty rzeczywistości wraz z „banalnymi szczegółami”, to obrazy uchwycone „bystrym okiem” zmieszane z wyobrażeniami i fantazją autora; to fragmenty rozmów z przyjaciółmi i czytelnikami czytającymi z głębokim zrozumieniem, o czym świadczą pytania na autorskim spotkaniu; to także wypowiedzi zasłyszane w knajpach, które stały się tworzywem  niepowtarzalnego, indywidualnego stylu i języka Hrabala. 

Akt drugi dotyczy Vladimira Boudnika „Dandysa w drelichu” z zawodu i zatrudnienia tokarza i narzędziowca w fabryce oraz grafika-pasjonata, który stał się twórcą nowego stylu traktującym własną twórczość jako „mszę z ofiarowaniem”, ponieważ: dobrze wiedział, że kalecząc duralową lub miedzianą płytkę, musi jednocześnie poprzez dotykowe doznania umierać wraz z materiałem… Usiłował przenieść maksimum potencji sprawczej, swe emocje, to co dojrzało w jego mózgu – najpierw na matryce, a po osobistej ocenie efektu, na arkusze graficzne.

To do tego potrzebna mu była rozchwierutana ręczna prasa własnej roboty, z którą zmagał się nagi, napierając „swoim olbrzymim, niemal dwumetrowym ciałem, mocnymi rękami i kolanami i pod  wpływem chwili albo wyobrażając sobie tego, komu chciał ofiarować przyszłą grafikę, powoli przepuszczał matrycę na drugą stronę prasy, przytrzymując ….urządzenie… żeby się nie rozkraczyło. Jedynie w ten sposób mógł przenieść drżenie własnego ciała zarówno na matrycę jak i na odbitkę.  Dzięki temu odbitki z tej samej matrycy miały piękne aberacje, odstępstwa, odchylenia, co znaczy, że w tworzeniu… uczestniczyło nie tylko ciało Vladimira, ale i duch, a jego prasa dzięki swemu rozdygotaniu nasłuchiwała i była w stanie wykonać wszystko, co przebiegało przez ciało Vladimira, który pragnął by jego twórczość była pełnym odbiciem istnienia.

Czytelnikom próbującym twórczości własnej przedstawiam wynikający z zapisu „Spotkania autorskiego w restauracji „Leśna” hrabalowski przepis na zostanie pisarzem.

Wymogi w stosunku do kandydata:

  1. Przede wszystkim żyć i robić z życia notatki.
  2. Chodzić do knajpy, bo tam kształtuje się rozmowę i można spotkać jakiegoś „wary jota”, co potrafi opowiadać nawet o rzeczach, o których mówić nie wypada.
  3. Musi mieć coś szczególnego, np. źle idzie mu w szkole, „zimuje”.
  4. Także bystre oko obserwujące rzeczywistość z banalnymi szczegółami, które dostrzegają dzieci.
  5. Konieczny zachwyt dla tego, co go otacza, tj. świata widzialnego, nawet wtedy, gdy nie jest zachwycający.
  6. Szaloną wiarę, że to, co się mówi, jest jakieś niezwykłe.

A  jak już dojdziecie do wniosku, że spełniacie te warunki i odkryjecie w sobie talent – piszcie.

Jeśli sądzisz czytelniku, że ten lekko prześmiewczy ton Hrabala zwalnia cię od traktowania tych wymogów serio, to się bardzo mylisz. Każdy ma swą wagę i nie próbuj go lekceważyć. To jednak nie wszystko, czego trudniący się pisaniem mogą, czytając „Piękną rupieciarnię” z niej się nauczyć. Ale uczyć się należy stosowania żywego, nowatorskiego języka własnego, a nie naśladownictwa. I ostrzegam: nie wierz w to, co Hrabal mówi o sztuce (patrz motto). Przepis, przepisem, ale na końcu pojawił się  t a l e n t. 

Chociaż Aleksander Kaczorowski wybierając teksty Hrabala do „Pięknej rupieciarni” starał się pokazać go z wielu stron i na tle znikających w przeszłości Nymburka, Libni czy Kerska, naszkicowany piórem Hrabala jego portret własny wiele kamufluje, bo przecież Bohumil Hrabal nie był głównie – ani tylko – piwoszem i bajarzem. Był, jak sam napisał o sobie w „Odnalezionej ósemce”: …medium społeczeństwa i środowiska w którym żyję…

Życie Hrabala, jak i życie jego otoczenia często unosiło się ponad rzeczywistość. Hrabalowi kazało stosować dewizę stryja Pepina: Ten świat jest piękny do obłędu. Nie, żeby taki był, ale ja go takim widzę. A widział piękno nawet w rupieciach. Więc ubarwiał zdarzenia i powstał nierozerwalny splot realu z tworami niezwykłej wyobraźni pisarza, aż do zatracenia umiejętności odróżnienia prawdy od fikcji.

Pewnie wiedziony tęsknotą chciał wzbić się ponad szarą realną rzeczywistość i – już nie we śnie – wykonać tego śnionego „ogromniastego lutza” „na niebie”. Ale ona ściągnęła go na ziemię i rozbiła o bruk, dając pożywkę legendzie. Zgodnie z przekonaniem Hrabala pomogła mu zrobić to, co wyraził w słowach:  pisarz nie może zrobić nic lepszego dla swoich książek, jak tylko umrzeć…

Więc skoczył. Choć na spotkaniu autorskim przestrzegał swych czytelników: Gdy zdarzy się wam sukces… Nie próbujcie frunąć z okna.     

Namawiam do czytania „Pięknej rupieciarni”. Chciałabym, aby na moim strychu ktoś, kiedyś znalazł choćby w połowie tak cenne rupiecie, ale nie mam strychu! No, może ten na szczycie czaszki.... Więc odchodząc, zabiorę mą skromną rupieciarnię ze sobą.

Zofia Grabowska-Andrijew
DKK przy Miejskiej Bibliotece Publicznej w Chodzieży