Literatura

2017
Elżbieta Morawiec

Obrazki polskie

Zanim weźmiemy do ręki nową książkę Elżbiety Morawiec zatytułowaną Obrazki polskie warto sobie uzmysłowić rzecz następującą: tytuł tej książki łatwo zinterpretować powierzchownie, by nie powiedzieć błędnie – jako relacje z podróży po krainie czytelnikowi dotąd nieznanej i z tego powodu egzotycznej. Taka tradycja pisania „obrazków” jest w polskiej literaturze wcale obfita. Łatwo więc o pomyłkę. Obrazki polskie nie są tego typu dziełem. Nie dają relacji z podróży po krainie, pojętej jako geograficzny byt. Są natomiast wyjątkowym, krytycznym przewodnikiem po mentalnej mapie artystycznego, medialnego i politycznego salonu III RP. Są także równie krytyczną metryką wystawioną temuż salonowi, który w latach 2010-2015 (na tym okresie głównie skupia się autorka) retuszował na wiele wulgarnych sposobów realny obraz naszego kraju. Posłużę się jeszcze jednym porównaniem: jeśli mamy w zwyczaju pielęgnować szlachetny rytuał przeglądania albumów, ta książka będzie miała dla nas charakter wyjątkowy. I chociaż nie składają się na nią ostre zdjęcia (jak w albumie), lecz obrazki, to właśnie te drugie (będące autorskim wysiłkiem umysłu i pióra) lepiej rekonstruują problematy kulturowo-polityczne obecne w ostatnim pięcioleciu w Polsce niż znane nam z mediów fotografie. Obrazki polskie stanowią kontynuację swoistej kroniki wydarzeń z lat 1999-2010, którą Elżbieta Morawiec zawarła w poprzednim tomie zatytułowanym Nadzieja, świat i krętacze (2011). Tym razem autorka, językiem publicystyki politycznej, zdiagnozowała pięć kolejno następujących po sobie lat. W swoim tomie opisuje wybrane przez siebie zjawiska. Oto przykłady: autorka przedstawia fatalny bilans rządów koalicji PO-PSL, podsumowuje politykę Donalda Tuska i polską prezydenturę w UE, punktuje ubóstwo prezydentury Bronisława Komorowskiego (i nie tylko), obnaża manipulacje medialne głównych stacji telewizyjnych w Polsce, poddaje krytyce pedagogikę wstydu i upodlenia (mataczenia historią Polaków), broni Kościoła i Ewangelii przed ideologią nowej lewicy, a polskiego społeczeństwa przed polityką kulturalną upośledzenia i dehumanizacji sztuki itd. Na ten obfity faktograficzny materiał składają się zarówno wydarzenia polityczne, których źródeł należy szukać jeszcze w czasach peerelowskich, jak i fakty społeczno-artystyczne budzące nadal wątpliwość estetyczną i moralną. Opisując je, publicystka zerwała kreowaną w rzeczonych latach przez media draperię iluzji, po pierwsze ukazując rzeczywistość III RP w jej mentalnych i politycznych uwikłaniach z przeszłością, po wtóre ukazując ją przez pryzmat odrzuconych do lamusa wartości: wiary i rozumu, pamięci i odpowiedzialność, honoru i przyzwoitości. Morawiec proponuje czytelnikowi aktywne poszukiwanie prawdy – zamiast biernej recepcji telewizyjnych treści; budowanie własnej tożsamości na historycznym dziedzictwie Polski – zamiast manipulowania pamięcią; uprawianie polityki faktów – nie zaś absurdów. Można sobie przecież wyobrazić, że alternatywą dla polityki wstydu są próby zachowania proporcji poprzez przywrócenie poczucia minimum dumy narodowej; że na liście autorytetów społecznych zdezorientowanej opinii publicznej zamiast aktorów, piosenkarzy, dziennikarzy, różnych konferansjerów i talk-showmanów (chcecie długiej listy konkretnych nazwisk – sięgnijcie do książki!) znajdą się wybitni polscy myśliciele. Autorka Obrazków polskich legitymizuje się w tej książce nie tylko trzeźwą oceną sytuacji społeczno-politycznej Polski (dodajmy: oceną mało popularną na salonach), ale wnikliwą znajomością twórczości takich właśnie myślicieli. Sięga więc przykładem do encyklik i homiletyki Jana Pawła II, prezentuje znakomitą znajomość światowej i polskiej beletrystyki i literatury społecznej. Autorka wskazuje w końcu na współczesnych autorów ze świata literackiego, teatralnego, akademickiego i politycznego, których twórczość powinna stanowić dzisiaj probierz polskiej kultury sensu largo, m.in. Jarosław M. Rymkiewicz, Jerzy Grzegorzewski, Leszek Elektorowicz, Przemysław Dakowicz, Andrzej Nowak i in. Ci, dla których liczy się coś więcej niż chleb, igrzyska i ciepła woda w kranie, zapewne nie ominą Obrazków polskich. Lektura tej książki wyrabia w czytelniku nawyk trzeźwego i krytycznego myślenia, wyostrza wzrok na problemy dzisiaj kluczowe. I chyba wcale nie przypadkiem na okładce nowej książki Elżbiety Morawiec możemy oglądać fragment obrazu Jacka Malczewskiego Anioły z Tobiaszem (obecnie w zbiorach Muzeum Śląskiego). Bo „(...) żółcią trzeba potrzeć oczy człowieka, które pokryło bielmo, dmuchnąć potem na nie (...), a oczy będą zdrowe” (por. Tb 6, 9).

Tomasz Tisończyk