Literatura
Miłość i nicość
Dialogi i tezy Stróżewskiego Rzadko zdarza się, aby w książce podobało mi się wszystko. Gdy książka-rozmowa zaczyna się od wstępu dotyczącego ciszy, a pierwsze pytanie do pisarza dotyczy jego okładek (a zawsze są to reprodukcje obrazów), to czuję, że jako czytelnik jestem potraktowany poważnie. Rozmowa Anny Kostrzewskiej-Bednarkiewicz z Władysławem Stróżewskim została podzielona na dwie części: pierwsza dotyczy życiorysu profesora, druga zaś przedstawia jego poglądy filozoficzne. Obydwie części będą miały swoich zwolenników, dodać jednak należy, że proporcje są właściwe. Przedstawiając drogę życiową Władysława Stróżewskiego warto pamiętać o tym zdaniu: „Czasem w sytuacjach moralnego konfliktu przypomina mi się to stwierdzenie Ingardena. Trzeba wziąć na siebie ciężar związany z odpowiedzialnością. (…) Otóż w sytuacji konfliktu wartości jest to właściwie jedyne rozwiązanie”. Trudno nie odnieść tej wypowiedzi do zadziwiającego faktu, że wywiad-rzeka jednej z głównych postaci dla środowiska „Znaku” ukazuje się ostatecznie w „Więzi”. Najciekawsza pozostaje jednak część druga. Owe „dialogi Stróżewskiego” z pewnością znajdą grono licznych i wytrawnych czytelników. Słowem, wokół którego krążą, jest piękno. Filozof jest zdania, że to właśnie piękno porządkuje wszystkie inne wartości, jak dobro, miłość, prawda. By wiedzieć, jak żyć, należy radzić się trzech dróg: filozofii, religii, poezji. Filozof mówiący o filozofii – to rzecz naturalna, jednak filozof mówiący o poezji – i to jak! – to rzecz warta więcej niż uważnej lektury. „Według mnie polska poezja jest naszym najważniejszym dobrem narodowym. Podejmowane w niej tematy są niewątpliwie filozoficzne”. To właśnie język poezji jest najbliższy uchwycenia doświadczenia metafizycznego oraz religijnego. Takiego języka nie wytworzyła ani teologia, ani filozofia, choć obydwie dziedziny zerkają w stronę metafory, gdy stają przed granicami niewyrażalności. Robił tak choćby Platon, zaczynając: „Wyobraźmy sobie jaskinię…”. Dobra metafora, zdaniem Stróżewskiego, jest w stanie doskonale pewne rzeczy uświadomić. Stąd u profesora śmiały postulat stworzenia antologii polskiej poezji metafizycznej. Do najważniejszych poetów metafizycznych filozof zalicza Norwida, Leśmiana i Miłosza. Przyznać od razu trzeba, że Stróżewski jest wnikliwym czytelnikiem poezji, a w przytoczonych wierszach (np. Miłosza Oeconomia divina czy Do pani profesor w obronie honoru kota i nie tylko, czy Leśmiana Pan Błyszczyński) odkrywa zupełnie inne terytoria interpretacyjne. Jeśli mowa jest o sztuce, to niechybnie nie może zabraknąć tematu artysty i tworzenia. Czy istnieje artystyczna do-wolność? Jaki jest sens twórczości człowieka wobec stworzenia Boga? Czy Francis Bacon jest bluźniercą, a Jerzy Nowosielski na pewno twórcą religijnym? Pytania ciekawe, ale odpowiedzi jeszcze bardziej! Pośród wielu niebagatelnych zdań warto odnotować choćby to jedno: „na polu sztuki mamy dzisiaj do czynienia z rzeczą osobliwą: artyści nie chcą tworzyć rzeczy pięknych”. Zamiast tego profesor wskazuje na przewagę świadomej deformacji, zniekształceń, celowej brzydoty. I na koniec jeszcze jedna uwaga, bez której nie sposób do końca zrozumieć wagi Miłości i nicości. Władysław Stróżewski jasno opowiada się po stronie chrześcijaństwa. Wkład profesora w tworzenie „inteligencji katolickiej” jest nie do przecenienia. Stąd bardzo ważne są jego wypowiedzi wobec problemów zapalnych współczesności (np. in vitro, aborcji, gender), które stoją nierzadko krytycznie wobec rozwiązań Kościoła. Byłoby wielką szkodą, gdyby „tezy Stróżewskiego” przeszły bez echa. Podobnie jak to, co nie wiem jak zapisać, by nie popaść w banał, dlatego stwierdzę lapidarnie: na wielu stronach wywiadu-rzeki czytelnik znajdzie rozrzucone perełki myśli filozoficznej, okruchy doświadczeń mistycznych. Starałem się zebrać ich jak najwięcej, niczego nie uronić.
Marcin Cielecki