Literatura

2017
ks. Józef Tischner

Inny. Eseje o spotkaniu

Bezdroża spotkania Ta książka to prawdopodobnie pierwsze rozdziały kolejnej – planowanej, lecz nieukończonej. Eseje zebrane w jednym tomie są nader spójne i tworzą wezwanie do zajęcia się – po nieszczęsnym darze wolności – jeszcze jednym aktorem filozofii dramatu. Tym, który staje naprzeciw mnie. Jean-Paul Sartre pisał, że „piekło to inni”, Levinas z kolei, że inny „ofiarowuje mi świat”. Tischner pisze inaczej, wszak uprawia filozofię po góralsku. Stwierdza dosadnie: „Inny wchodzi, jak jakaś drzazga, w moją przestrzeń wewnętrzną”; wszedł we mnie, w mój świat i czegoś domaga się ode mnie. W przestrzeni spotkania z innym może wydarzyć się wszystko; ilość możliwości jest spowita tajemnicą. Ucieczka, walka, współpraca, przyjaźń. Sama obecność tego drugiego sprawia, że stają przede mną pytania o mnie samego: co mam zrobić, kim jestem dla niego, kim jestem dla siebie? Robinson Crusoe oglądał świat tylko z jednej strony, dopóki nie spotkał Piętaszka i odnalazł jeszcze inny wymiar postrzegania otaczającej rzeczywistości. Tischner pisze, że „Inny wzywa najpierw do pojednania (…), abym stał się innym dla siebie samego. Jeśli pozostanę taki-sam, nie będę rozumiał i nie pojednam się. Moje oczy, które patrzą, a nie dostrzegają, muszą stać się innymi oczami, podobnie moje uszy, mój rozum”. Jak echo pobrzmiewają tu słowa proroka Ezechiela: „I dam wam serce nowe, i umieszczę nowego ducha w was, i usunę serce kamienne z waszego ciała, a dam wam serce mięsiste” (Ez 36, 26). Takich subtelnych nawiązań do Starego i Nowego Testamentu jest tu znacznie więcej. Wobec niedokończonej książki trudno postawić pytania, gdy nie jest widoczny cały zamiar autora. Mimo to jest kilka zagadnień, które prowokują do wychylenia się w stronę „niezapisanego”. Być może w niegdyś ukończonej książce Tischner poświęciłby więcej miejsca słowom, ich znaczeniom czy rozmowie. Autor zwraca uwagę na jeden z aspektów mowy – ona musi dawać życie, podnosić nas, abyśmy mogli stać na własnych nogach. I jako przykład podaje biblijny tekst, gdy św. Piotr mówi do Jezusa: „Panie, do kogóż pójdziemy, Ty masz słowa życia”. Jest tu dotykalna jakaś intuicja, wywiedziona zapewne z osobistej medytacji, brak jej jednak w obecnym kształcie rzetelniejszego uzasadnienia. Inną próbą zajrzenia w „nienapisane” jest odczucie, że Tischner w dalszych częściach planowanej książki mógłby rozważać przekroczenie horyzontu spotkania pomiędzy ja i innym. Książka zawiera w sobie intrygujące zdanie, że potrzebny jest jeszcze ktoś, ten trzeci. „Tylko On może uratować mnie przed sobą i tobą, i podobnie ciebie przed tobą i przede mną”. Kim jest On, pozostaje niedopowiedziane, choć zagadka nie wydaje się trudna. Na końcu lektury rodzi się pytanie: czy dzisiaj, gdyby Tischner żył i tworzył, byłby zrozumiały? Inny jest przepełniony specyficzną frazą księdza-filozofa: obieranie słów z ich powierzchowności i docieranie do ukrytego sedna znaczeń. Kiedyś mogło to fascynować, dziś staje się mozolną lekturą. Tischner używa słów, które są ciężkie od akademickich skojarzeń, dźwigają na sobie wielowiekową tradycję. Jak przekonuje w obszernym posłowiu Dobrosław Kot: „Tischner jawi się tu jako filozof spraw przegranych, który przygarnia zdyskredytowane pojęcia, by tchnąć w nie nowe życie. Jest stróżem wędrującym po manowcach”. W tym kontekście każdy „inny” zostaje odczytany jako ten, bez którego nie jestem w stanie siebie zrozumieć. Trzeba to napisać jeszcze inaczej: w tym kontekście wszystkie trudne i „ciężkie” słowa mają właściwe sobie brzmienie i przynależną im wagę. I nie mogą stać się inne.

Marcin Cielecki