Literatura
Muzeum Dusz Czyśćcowych
W nowym zbiorze wierszy Wojciecha Gawłowskiego po raz kolejny obudziło się zwierzątko sumienia. Zjawia się ono w jego poezji lat z górą trzydzieści, więc nie takie ono cherlawe jak je ongiś (1982) zobaczył. Porządnie nabrało krzepy. Kąśliwe i zawzięte na wyznawców postmodernizmu, co potrafi, pokazało już pod koniec poprzedniego tomiku (Lunapark nieśmiertelności, 2011). No cóż, dookolna rzeczywistość dostarczyła mu do tego mnóstwa pretekstów. Zwłaszcza szeroko rozumiana kultura pozbawiona nie tylko metafizycznego pionu, ale właściwie – jakiegokolwiek układu stałych odniesień, gdzie myśl z dnia na dzień tanieje, zaś ustalenia humanistyki dewaluują się w tempie przekraczającym wszelakie oczekiwania. W swoich rozpoznaniach bywa poeta prześmiewczy, bezceremonialny, za nic sobie mając intelektualistów, zwłaszcza tych akademicko utytułowanych, nagradzanych za szerzenie ideologii lub pop-nauki. Czyni to ze sporym dowcipem i niemałą odwagą. Wszak chyba nikt nie spotkał jeszcze w obrębie dwóch strof przybyłego z eseju Tischnera chochoła sarmackiej melancholii z poglądami Leszka Kołakowskiego. Poczytajmy: „Chochoł butwiał, gnił, porósł / mchem ciemnozielonym / Myśliciel pytał: Czy diabeł / może być zbawiony? // Cóż diabeł za figura / na naszą doczesność? / Jest socjotechnika / i ponowoczesność.” (Didaskalia). Dołóżmy do tego jeszcze nie nazbyt pochlebny wizerunek naukowców: „Kroczy doktor Niefaustus / Dupa spięta na agrafkę / Z żądzy habilitacji / Popada w głupawkę / […] Piewcy referatów / Artykułów skryby / Bez mediów bezgłośni / Jak pod lodem ryby.” (Igrając na okręgu). Podobnie nie ma Gawłowski względu dla poetów-showmanów (Wieczór autorski w prowincjonalnym mieście) tudzież epigonów o-haryzmu (Poezja, krytyka i łowy). Stał-li się zrzędliwym zgredem, mającym wszystko i wszystkim ma za złe? Skądże! Zwyczajnie korzysta z prawa do krytyki współczesności, skażonej spłyceniem i moralną atrofią, unieważniającej właściwie każdą aksjologię; dlatego krótko, węzłowato stwierdza: „Świat jest w kropce. // kropka na końcu / zdania” (W kropce). Chyba nie postawił tej diagnozy na wyrost. Z niejednego pomieszczonego tu tekstu można wnosić, że wydarzenia lat ostatnich obserwował wnikliwie. Skutkiem tych obserwacji stało się również „Znużenie / do szpiku”. Lecz nie zamierza mu ulegać. Idzie w swoją stronę; w swoje strony, tak rozległe, że zawsze wystarcza tam miejsca także dla nas. Córka Urszula, której zbiór został dedykowany, wcale nie będzie o nie zazdrosna, więc można tam śmiało podążać za poetą. Na samym początku wystarczy po prostu usłuchać zachęty: Wstąp w ciszę. Przed nami do tej przestrzeni trafili: Tymoteusz Karpowicz, Don Kichot i Pan Cogito. Zamieszkały tam sny, reminiscencje z przechadzek, przygodnie spotkane osoby z ich biedą (zob. Sędzia spraw ludzkich); Napotykamy tam również adresatów, członków tej samej konfraterni – znanej jako grupa „Topoi” – otwartych także dla nas, poetyckich listów. Można z nich wyczytać lapidarnie sformułowany program lirycznej wspólnoty: „Patrzeć okiem żywiołu / żywiołem być pospołu”. Osobny zakątek tej przestrzeni zajmują dwaj ostrowianie, krajanie Gawłowskiego: Edzard Schaper i Wojciech Bąk. Gdyby jednak poeta na tym poprzestał, zatrzymalibyśmy się w rezerwacie jego osobistych sympatii i sentymentów. Prowadzi nas głębiej, dalej, w życie na które nie ma leku ni recepty. Fakt ten nie zwalnia nas bynajmniej od poszukiwania etycznych miar, gdyż do śmierci nie dorośleje się biernie, a przed rozpaczą broni nas wrażliwe duchowo przeżycie chwili „co scala // jaźnie światów / nasze dusze / i ciała”. Dalej czytamy: „To spoiwo / ta litania / bytu // nieustanna / od zmroku / do świtu // niech nas trzyma / w swoich jasnych / okowach // co istotne / to przetrwa / zachowa.” (Co istotne). Trudno o lepsze dla nas, zmagających się z powszednim zamętem, życzenie.
Piotr W. Lorkowski
TOWARZYSTWO PRZYJACIÓŁ SOPOTU
Sopot, kwietnia 2018
210 x 140
80 stron
ISBN: 978-83-65662-21-7