Aktualności

Swietłana Aleksijewicz i Wacław Radziwinowicz, fot. Tomasz Wiech
20.10.2015

Setki osób na spotkaniu z noblistką

Białoruska noblistka Swietłana Aleksijewicz mówiła podczas poniedziałkowego spotkania w Krakowie, jak stara się wniknąć w dusze współczesnych Rosjan i Białorusinów. Opowiadała też o pracy nad swoimi nowymi książkami: o miłości i starości.

Tegoroczna laureatka literackiego Nobla spotkała się wieczorem z polskimi czytelnikami w szczelnie wypełnionej największej auli Auditorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Setki osób przysłuchiwały się najpierw rozmowie dziennikarza Wacława Radziwinowicza z pisarką, a potem ustawiły się w gigantycznej kolejce po autograf noblistki.

Aleksijewicz wyjawiła polskim słuchaczom, że pracuje obecnie nad dwiema nowymi książkami. Jedna z nich będzie opowiadać o miłości, druga - o starości i śmierci.

Wyjaśniła, że po napisaniu kilku poprzednich książek, składających się na coś w rodzaju "encyklopedii czerwonej utopii", postanowiła się skupić na samej esencji życia.

"Życie kręci się wokół dwóch rzeczy: miłości i śmierci. Cała reszta to sprawy banalne i przemijające, jak ciągłe staranie się o byt. (...) Warto żyć powoli - ze smakiem, a nie w biegu" - zauważyła.

Pytana, czym jest dla niej miłość, odparła, że wymyka się ona wszelkim definicjom. "W miłości są momenty, gdy czujemy, jak byśmy rozmawiali z niebem czy gwiazdami. Ale życie jest tak urządzone, że ten stan powoli zanika" - zauważyła pisarka.

Nawiązując z kolei do swojej drugiej przygotowywanej książki - o starości, powiedziała, że postęp dał ludzkości średnio 20-30 dodatkowych lat życia. "Nie stworzyliśmy jednak jeszcze filozofii starości. Nie wiemy, co z nią robić. Jedna z moich bohaterek zwierza się, że to najciekawszy moment w jej życiu; a inny stary mężczyzna - że czuje się wreszcie wolny, bo nie musi się uganiać za spódniczkami. A jednocześnie wiemy, że samo odchodzenie jest czymś smutnym" - opowiadała.

Aleksijewicz dodała, że - podobnie jak wcześniej - w przypadku nowych książek chce pozostać wierna swojej metodzie "polifonii" (wielogłosowości), a własny odautorski komentarz ograniczyć do minimum. 

"Słucham ludzi, a z fragmentów ich opowieści, jak z kawałków, układam swoje książki jak witraże czy symfonie" - wyjaśniła. Czytelnicy w Krakowie pytali autorkę o to, jak udaje jej się namówić bohaterów swoich reportaży do intymnych zwierzeń.  "Nie przychodzę do nich jako znana pisarka, tylko jako człowiek. Człowiek, który chce coś zrozumieć (...) Każdy jest gotów, żeby porozmawiać, każdy przeżył jakąś porażkę albo ma pragnienia, i chce się tym z kimś podzielić. Kiedy się pisze,
trzeba kochać człowieka, choć jest to bardzo trudne" - tłumaczyła.

W czasie spotkania mówiła też dużo o śladach ZSRR, które wciąż trwają w mentalności Rosjan i Białorusinów. Przyznała, że ona sama - jak wielu inteligentów krajów postsowieckich - spodziewała się, że po upadku komunizmu przyjdzie wolność i tzw. człowiek sowiecki (homo sovieticus) od razu zniknie.

"Okazało się, że my intelektualiści siedzący i rozprawiający w kuchniach, nie rozumieliśmy zwykłych ludzi. Czym była dla nich wolność? Czy nie oznaczała po prostu tego, żeby lepiej żyć, kupić kiełbasę, maszynkę do mięsa, samochód? (...) Dziś inteligenci rosyjscy są zagubieni, bezsilni - naród ich nie słucha. Ponieśliśmy porażkę" - zauważyła Aleksijewicz.

"Po upadku ZSRR zdarzyło się coś, o czym mówił Warłam Szałamow: najgorsze jest to, co następuje po łagrze. Obóz deprawuje nie tylko kata, ale i ofiarę" - dodała. 

W swoich wypowiedziach ponownie w ostatnim czasie skrytykowała współczesną sytuację polityczną w Rosji i na Białorusi. Jej zdaniem, w Rosji Władimira Putina "głowę podnosi nacjonalizm" i tęsknoty imperialne, a może się to tylko wzmóc, jeśli pogorszy się kondycja gospodarcza kraju. "Putin nacisnął na najbardziej prymitywne guziki. Zawołał do Rosjan zmagających się z ubóstwem: wstańmy z kolan, potrzebujemy armii, żeby odbudować imperium" - powiedziała noblistka.

Pytana o to, dlaczego na Białorusi nie ma opozycji wobec prezydenta Alaksandra Łukaszenki, pisarka odparła, że wynika to m.in. z charakteru Białorusinów. "Białorusini są bardzo ostrożnym narodem rolników. Nie chcą wojny, a w dodatku po ostatnich wydarzeniach na Ukrainie boją się, aby u nich nie doszło do czegoś w rodzaju kijowskiego Majdanu. Myślą sobie: będziemy tak sobie jakoś powolutku, po cichu żyć" - zauważyła. Jej zdaniem, Łukaszenka jest całkowicie zależny od Putina,
gdyż boi się, że ten ostatni "wyniszczy" Białoruś, zakręcając kurki z gazem i ropą naftową.

Swietłana Aleksijewicz (ur. w 1948 roku) jest pierwszą reportażystką, która otrzymała literacką Nagrodę Nobla. Urodziła się na Ukrainie, wychowała na Białorusi, a pisze po rosyjsku. Uhonorowano ją za "polifoniczne pisarstwo, pomnik cierpienia i odwagi w naszych czasach". Jej książki zostały przetłumaczone na 22 języki i stały się kanwą licznych spektakli teatralnych oraz scenariuszy filmowych. Jej dzieła nie ukazują się jednak w oficjalnych wydawnictwach na Białorusi, gdyż nie zgadzają się na to tamtejsze władze.

Twórczość Aleksijewicz koncentruje się wokół pomijanej czy wypieranej historii ZSRR i Rosji, m.in. skutków katastrofy w Czarnobylu, radzieckiej interwencji w Afganistanie i zjawiska "człowieka sowieckiego" (homo sovieticus). Debiut noblistki - "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" opisywał II wojnę światową widzianą oczyma rosyjskich, białoruskich i ukraińskich kobiet walczących na pierwszej linii lub pracujących na tyłach frontu.

Wśród znanych książek tej autorki są też: "Czarnobylska modlitwa", "Cynkowi chłopcy", "Ostatni świadkowie", "Czasy secondhand".

Spotkanie w Auditorium Maximum UJ zostało zorganizowane we współpracy z Instytutem Książki w ramach Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa.

(PAP)