Aktualności

01.03.2021

Rotmistrz Pilecki w publikacjach w kraju i za granicą

Z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych przybliżamy najciekawsze pozycje poświęcone rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu, które ukazały się w kraju i za granicą w ostatnich latach.

W 2019 roku dzięki wsparciu Programu Translatorskiego ©Poland ukazał się norweski przekład książki Adama Cyry „Rotmistrz Pilecki. Ochotnik do Auschwitz".

Pileckiemu przyszło żyć w niezwykle burzliwych czasach. Każda ze zmieniających się epok historycznych odcisnęła na nim swoje piętno. Był uczestnikiem wojen w 1920 i 1939 roku, jednak to lata 1940–1943, kiedy jako ochotnik stał się twórcą konspiracji wojskowej w KL Auschwitz, stanowią najistotniejszy element jego życiorysu. Za swoje zasługi nie doczekał się za życia żadnej nagrody – wyrokiem komunistycznych władz został skazany na śmierć, a następnie robiono wszystko, by o jego postaci i dokonaniach zapomniano. W ostatnich latach dzięki staraniom rodziny i historyków rotmistrz (w 2013 awansowany na pułkownika) Pilecki wraca do świadomości narodowej. Książka skupia się przede wszystkim na działalności Witolda Pileckiego w organizowaniu konspiracji wojskowej w Auschwitz, zawiera również słynny raport z 1945 roku napisany po ucieczce z obozu.

Książka ukazała się nakładem oficyny Ares Forlag AS w przekładzie Danuty Palińskiej i Josteina Sæbøe.

***

Przekład „Raportu Witolda” rotmistrza Pileckiego (pod red. Michała Siwca-Cielebona, Wiesława Jana Wysockiego i Józefa Brynkusa) ukaże się w języku niemieckim w bieżącym roku nakładem wydawnictwa Apostolicum w tłumaczeniu Michaela Beniamina Sroki.

„Raport Witolda” to dokument o wielkiej wartości historycznej, unikatowe świadectwo barbarzyństwa niemieckiego okupanta ziem polskich podczas II wojny światowej. Unikatowe, bo jedno z pierwszych, jakie wydostało się z pilnie strzeżonego obozu zagłady, a także dlatego, że zostało spisane przez naocznego świadka, który znalazł się tam celowo i dobrowolnie m.in. po to, by zrelacjonować światu te szokujące zdarzenia.

***

Biografia rotmistrza Witolda Pileckiego „Ochotnik” autorstwa brytyjskiego pisarza i dziennikarza Jacka Fairweathera otrzymała tytuł książki roku 2019 w jednym z najbardziej prestiżowych konkursów literackich w Wielkiej Brytanii – Costa Book Awards.

Poniżej, dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak, wydawcy polskiego przekładu, prezentujemy jej fragment w tłumaczeniu Arkadiusza Romanka:

Po konsultacjach ustalili z Janem, że uciekną w poniedziałek wielkanocny, gdy połowa garnizonu będzie na przepustkach lub po prostu pijana. Edmund porzucił myśl o wydostaniu się z obozu, obawiając się o bezpieczeństwo swojej rodziny. To znaczyło, że dopracowanie ostatnich szczegółów spadło na Witolda: trzeba było schować w piekarni cywilne ubrania, pieniądze, scyzoryk, prasowany tytoń, dzięki któremu mieli nadzieję zmylić psy na drodze ucieczki, a także łapówki dla piekarzy – tj. jabłka, dżem, miód, woreczek cukru. Witold przygotował też kapsułki z cyjankiem potasu, na wypadek gdyby zostali złapani.

Następnym zadaniem było załatwienie sobie przeniesienia do komanda piekarzy, co stanowiło nie lada wyzwanie. Aby uniknąć deportacji do innego obozu, został przecież uznany za niezbędnego pracownika paczkarni. Próba zmiany miejsca pracy wyglądałaby podejrzanie. Wymyślił więc, że spróbuje udać chorego, żeby dostać się do szpitala, a potem pójdzie od razu do kapo komanda piekarzy i postara się go przekonać, że został upoważniony do zmiany komanda. Będzie miał kilka godzin na ucieczkę, zanim ktoś odkryje jego podstęp.

Nadszedł czas, aby poinformować innych przywódców obozowej organizacji, że zamierza się wydostać za druty. Postarał się, aby uzasadnienie tej decyzji było jak najprostsze:

– Siedzę tu dwa lata i siedem miesięcy. Prowadziłem tu robotę. Ostatnio nie dostawałem dalszych dyspozycji. (...) Uważam, że dalsze siedzenie moje tutaj nie ma sensu.

Kapitan – członek obozowego ruchu oporu, któremu Witold przekazywał tę wiadomość, odpowiedział nieco zdziwiony:

– No tak. Rozumiem pana, lecz czyż można, kiedy się chce, przyjeżdżać, i kiedy chce, wyjeżdżać z Oświęcimia? – zażartował, świadomy ryzyka, jakie podejmuje Witold.

Wielka Sobota wypadająca w tym roku 24 kwietnia była ciepła i słoneczna. Podczas pracy w paczkarni Witold zaczął narzekać na ból głowy. Po południu został na bloku i zadbał, żeby kapo usłyszał, jak skarży się także na bóle w stawach i mięśniach łydek, które były typowymi objawami tyfusu. Kapo kazał Witoldowi natychmiast zgłosić się do szpitala. Gdy udawał, że ma gorączkę, pielęgniarze cierpko skomentowali jego zachowanie. Kilku z nich zwróciło uwagę, że przecież przechodził już tyfus. Nikt go jednak nie naciskał. Przyjaciel Witolda Edek załatwił przyjęcie do szpitala bez wstępnej kontroli lekarskiej.

Nie skontaktował się też z Deringiem, co mogło świadczyć o tym, że nie miał już do niego pełnego zaufania. Witold nie wiedział, że w tym czasie Dering znajdował się pod wielką presją władz obozowych, które namawiały go do udziału w eksperymentach prowadzonych na narządach płciowych więźniów z użyciem promieniowania i różnych środków chemicznych. Miał zrobić użytek ze swoich nieprzeciętnych umiejętności w zakresie chirurgii, wykonując histerektomie lub kastracje. Dering nie zdecydował jeszcze, co odpowie Niemcom, ale przeprowadził już jedną trzymaną w tajemnicy operację, gdy usunął jądra niemieckiego homoseksualisty. Zła reputacja Deringa wśród więźniów sprawiała, że z dnia na dzień czuł się bardziej bezbronny. W szpitalu coraz większą rolę zaczął odgrywać nowy kapo Ludwig Wörl, jawnie okazujący niechęć do personelu, na który składali się przeważnie Polacy. Robił, co mógł, aby wymienić kadrę i przenieść Polaków do Birkenau. Na ich miejsce zatrudnił pierwszych żydowskich pielęgniarzy, co zbiegło się z decyzją dopuszczającą leczenie Żydów w szpitalu obozowym. Dering utrzymał swoją pozycję, ale był atakowany ze wszystkich stron.

Następnego ranka, tj. 25 kwietnia, gdy Edek obudził Witolda, ten poprosił go o rozmowę i wyjaśnił swój plan. Wiedział, że będzie potrzebował pomocy Edka, który musiał zorganizować dokumenty do wypisania ze szpitala.

– Edek, co tu dużo gadać, ja wychodzę z obozu. Ponieważ ty mnie na krankenbau, omijając formalności, wprowadziłeś i ty masz mnie jutro ze szpitala wyrzucić, znowu bardzo nieformalnie rzecz załatwiając (…), więc po mojej ucieczce kogo wezmą za głowę? Ciebie. Proponuję więc tobie iść ze mną razem.

– Panie Tomku, na pana tylko liczę… – usłyszał w odpowiedzi. Edek nie zadawał żadnych pytań dotyczących planu ucieczki.

Kiedy Jan odwiedził go w szpitalu tego samego popołudnia, Witold powiedział mu, że uciekają we trójkę. Jan nie przyjął tej informacji zbyt dobrze. Już teraz znalezienie miejsca dla Witolda w komandzie piekarzy i tak było dość trudne. A co dopiero dla dwóch osób. Witold jednak upierał się przy swoim, twierdząc, że podjął decyzję. Wtedy Jan wzruszył ramionami: „No cóż zrobić?”.

Tego samego wieczora Edek odegrał zaaranżowaną scenkę przed kapo. Krzyczał w obecności Wörla, że ma dość pracy, w której Polacy są tak źle traktowani, i że chce wyjść. Ten wreszcie poirytowany warknął: „Idź, wariacie jeden, gdzie chcesz”. Witold słyszał tę kłótnię ze swojego łóżka na sali i zrozumiał, że wszystko na razie szło według planu. Potem usłyszał też jakąś szamotaninę i krzyki. Okazało się, że Edek pobił jednego ze znienawidzonych więźniów zajmujących się procederem wstrzykiwania fenolu.

Następnego dnia, 26 kwietnia, rano Edek zajął się zorganizowaniem kart przeniesienia dla siebie i Witolda. Nie było to łatwe, biorąc pod uwagę fakt, że Witold znalazł się w szpitalu z podejrzeniem tyfusu i miał spędzić na bloku kwarantanny co najmniej dwa tygodnie. W końcu Edek wymyślił, że wytłumaczy to błędną diagnozą. Będzie przekonywał, że tak naprawdę Witold upił się przemycanym alkoholem. Razem udali się na blok komanda piekarzy, gdzie zastali Jana w jednym z pomieszczeń, przy stoliku pod oknem, grającego w karty z kapo komanda piekarzy, Niemcem z Sudetów. Jan długo go urabiał. Na stole stała wypita do połowy butelka wódki. Witold wyjawił, że otrzymali przeniesienie, bo znają się na pieczeniu chleba. Kapo wyglądał na zaskoczonego. Wahał się. Wtedy Jan się pochylił i wyszeptał mu do ucha:

– To jest dwóch frajerów, co się „nacięło”, oni myślą, że w piekarni to się chleba najedzą i że u nas to taka łatwa praca. Capo, daj mnie ich, do nocnego komanda, a ja im dam taką szkołę – pokazał swoją wielką pięść – że im się po jednej nocy piekarni odechce.

Nadeszła chwila prawdy, w której miały się rozstrzygnąć losy ich ucieczki. Wtedy Witold wydobył jabłko, cukier i mały słoik dżemu, które zabrali z paczkarni. Oczy kapo błysnęły na ten widok.

– No, popróbujemy, jacy z was piekarze – rzucił i zgodził się ich przyjąć.

Znaleźli się w jednym komandzie. Wtedy zostało im jeszcze przekonać dwóch piekarzy, aby zamienili się z nimi i pozwolili pracować na nocnej zmianie. Większość mężczyzn z komanda odpoczywała na pryczach przed wieczorną zmianą, która rozpoczynała się o godzinie osiemnastej. Witold i Edek położyli się na swoich łóżkach i zaczęli głośno komentować, co znaleźli w paczkach przesyłanych im do obozu na Wielkanoc. To od razu przyciągnęło uwagę innych więźniów. Przyszli uciekinierzy rozdali parę jabłek i po jakimś czasie udało się przekonać kilku piekarzy, żeby pozwolili im pracować na nocnej zmianie. Zaczynało się robić późno. Ledwo zdążyli przygotować dodatkowe ubranie cywilne dla Edka. Ten musiał się nieźle postarać, aby szybko założyć je pod pasiaki. Kilka minut później usłyszeli rozkaz wymarszu do piekarni.

Przeszli przez bramę, gdy skrawek słońca opadającego już za horyzont wyłonił się pod chmurami, oświetlając pomarańczowymi promieniami litery napisu Arbeit macht frei. Z południa nadciągała burza. Komin starego krematorium dymił: tego dnia trzeba było spalić trzydzieścioro troje zwłok. Dalej, w Birkenau, podtrzymywano ogień w piecach, w których spłonąć miały ciała dwóch tysięcy siedmiuset greckich Żydów z Salonik.

Kolumnę więźniów do piekarni eskortowało pięciu żołnierzy. Święta i weekend oznaczały zmiany również w obsadzie konwojentów. Witold miał nadzieję, że nieznajomość poszczególnych członków komanda pozwoli ukryć fakt, że są z Edkiem nowymi członkami grupy, przez co nie znajdą się pod szczególną kuratelą. Niestety nowi strażnicy zachowywali wzmożoną czujność. Nawet wartownik przy bramie zasugerował, że powinni „uważać”.

Opuszczającemu obóz Witoldowi kołatała się w głowie jedna myśl: „Teraz wiedziałem, że wrócić w żadnym razie nie mogę”.

***

Komiks Gaetana Nocqa „Raport W. Opowieść rotmistrza Pileckiego” w przekładzie Krzysztofa Umińskiego ukazał się w ubiegłym roku nakładem wydawnictwa Marginesy.

Gaetan Nocq – francuski rysownik, malarz i autor komiksów – zafascynowany postacią rotmistrza Pileckiego postanowił stworzyć powieść graficzną poświęconą polskiemu bohaterowi, który we wrześniu 1940 roku przeniknął do Auschwitz jako Tomasz Serafiński. Zadaniem, które wyznaczyło mu Polskie Państwo Podziemne było zorganizowanie w obozie ruchu oporu i oczekiwanie na sygnał do rozpoczęcia tam powstania.

Zagrożony dekonspiracją Pilecki uciekł z obozu w kwietniu 1943 roku. Do wybuchu powstania nie doszło, ale przez cały czas spędzony w Auschwitz pisał raporty o warunkach przetrzymywania więźniów i zbrodniach tam popełnianych. Był jedną z pierwszych osób, które dały światu znać o niewyobrażalnym horrorze, jaki miał miejsce w obozach zagłady.

„Raport W” został uznany we Francji najlepszym komiksem historycznym 2019 roku. Otrzymał również pierwsze w historii nagrody wyróżnienie specjalne im Wacława Felczaka i Henryka Wereszyckiego (przyznaje się ją wybitnym publikacjom poświęconym dziejom Europy Środkowo-Wschodniej i jej relacjom z Polską).

Poniżej przedstawiamy kadry z komiksu: