Aktualności

29.12.2014

Proza! Proza! Rok 2014 w literaturze polskiej

Tak dobrego roku dawno nie było: z datą 2014 ukazało się co najmniej dziesięć książek znakomitych, drugie tyle całkiem niezłych i pewnie trzy razy tyle godnych uwagi z najróżniejszych powodów. Wyraźnie dominowały dzieła z zakresu prozy artystycznej, konkretnie – powieść; gatunek, który, jak się okazuje, nie tylko zachowuje swoją żywotność, ale i zdradza potencjał rozwojowy. 

Przede wszystkim zwraca uwagę to, że się ożywili „klasycy współczesności”, a więc autorzy, którzy zdobyli uznanie i uprzywilejowaną pozycję jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku. Wymienię siedmiu, podając w nawiasie tytuł i uwzględniając nie hierarchię ważności tych wystąpień, lecz kolejność ukazywania się dzieł: Paweł Huelle (Śpiewaj ogrody), Mariusz Wilk (Dom włóczęgi), Zbigniew Kruszyński (Kurator), Andrzej Stasiuk (Wschód), Magdalena Tulli (Szum), Janusz Rudnicki (Życiorsyta), Olga Tokarczuk (Księgi Jakubowe).

Różne to tytuły, nie wszystkie są powieściami, ale w każdym z nich można było zobaczyć lekturą obowiązkową. Wszak wyszły spod piór pisarek i pisarzy, których czytamy od dawna, powodowani czy to nawykiem, czy to sympatią, jaką zdobyli przed wieloma laty. Do tego zestawu wypadałoby dołożyć tom prozy Eustachego Rylskiego (Szara lotka) oraz nowe książki autorów, którzy błysnęli po roku 2000 i także w dużej mierze zdążyli się „uklasycznić”. Wymienię tylko niektórych z tego grona: Ignacy Karpowicz (Sońka), Jacek Dehnel (Matka Makryna), Jerzy Sosnowski (Spotkamy się w Honolulu), Michał Witkowski (Zbrodniarz i dziewczyna), Tomasz Piątek (Magdalena), Mariusz Sieniewicz (Walizki hipochondryka), Sylwia Chutnik (W krainie czarów), Szczepan Twardoch (Drach). Wzmożenie, o którym tu mowa, nie ominęło autorów wyspecjalizowanych w powieści kryminalnej. Nowe książki podarowali nam – by wymienić jedynie liderów – Marek Krajewski (Władca liczb), Zygmunt Miłoszewski (Gniew), Katarzyna Bonda (Pochłaniacz), Gaja Grzegorzewska (Betonowy pałac).

Słowem, nikt nie zasypiał gruszek w popiele. Albo jeszcze inaczej: każdy, kto w przeszłych latach udowodnił, że pisać potrafi, chciał, a może musiał wydać nową książkę w roku 2014. Jak tę sytuację rozumieć?

Najbardziej trafia mi do przekonania środowiskowa plotka, zgodnie z którą w branży wydawniczej odwołano kryzys, a więc zaprzestano oszczędzania na honorariach autorskich. Ponadto – nadal powtarzam plotkę – w systemie pojawiły się ponoć pieniądze: spotkań z pisarzami mamy dziś więcej niż kiedyś, jak grzyby po deszczu powstają kolejne festiwale literackie, ujawniły się jakieś nowe możliwości, jeśli idzie o dostarczanie opowieści dla filmu bądź współpracę z telewizją. Zastrzegam jednak – to tylko plotka, rzeczywistych powodów owej koniunktury nie znam.

Koniunktura prozatorska, rzecz jasna, cieszy, i to nie tylko bezpośrednio zainteresowanych. Ale warto też zauważyć, że obejmuje wyłącznie nazwiska, które wcześniej znalazły się w obiegu i zdążyły okrzepnąć. W roku 2014 żadnemu debiutantowi nie udało się przedrzeć do szerszej świadomości czytelniczej. Owszem, sporo pochwał padło pod adresem niewielkiej książeczki Wioletty Grzegorzewskiej (Guguły), ale niewiele miało to wspólnego z – by tak rzec – narodzinami gwiazdy. Nieporównanie skromniej powitano powieści Wojciecha Engelkinga („niepotrzebne skreślić”) i Michała R. Wiśniewskiego (Jetlag). Zdarzyły się też debiuty, które w zasadzie przeszły bez echa; nawet wtedy, kiedy zostały ogłoszone w ramach prestiżowej (przynajmniej do niedawna) serii prozatorskiej „Archipelagi” Wydawnictwa W.A.B. (Łza i morze Marcina Nowaka Lubeckiego, Przypadek Alicji Aleksandry Zielińskiej). Nie wdając się w ocenę wymienionych i pominiętych tu wystąpień debiutanckich, godzi się zauważyć, że od kilku lat parnas prozatorski wydaje się przepełniony. Scenę literacką okupują w tej chwili ze dwa tuziny pisarzy w wieku średnim i co najmniej tuzin znakomitości reprezentujących młodsze pokolenie. Ich potencjał twórczy – ujmowany łącznie – zdecydowanie przekracza możliwości tak recepcji czytelniczej, jak i krytycznoliterackiej. Trywialnie mówiąc – to proza nie do ogarnięcia. W tej sytuacji trudno  doprawdy oczekiwać, by publiczność czytająca była spragniona dopływu nowych nazwisk. 

Cały czas próbuję zdać sprawę z tego, co w roku 2014 zdarzyło się w domenie polskiej prozy artystycznej, a to przecież skromny, acz moim zdaniem nadający ton całości, wycinek naszego piśmiennictwa. Odnotujmy tedy, że poeci również nie próżnowali. Dość w tym miejscu przytoczyć fragment bilansu rocznego czołowej oficyny „obsługującej” polskich poetów: „Swoje premierowe książki w 2014 roku w Biurze Literackim wydali: Justyna Bargielska, Roman Honet, Krzysztof Jaworski, Ryszard Krynicki, Kora, Jacek Łukasiewicz, Zbigniew Machej, Marcin Sendecki, Dariusz Sośnicki, Julia Szychowiak, Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Jacek Podsiadło, Bohdan Zadura i Filip Zawada”. Do tej długiej listy nazwisk, zaglądając do sprawozdań innych wydawców, można by zapewne dodać równie obfite pokłosia poetyckie.

Być może odrobinę gorzej wypadła w roku 2014 proza non-fiction w odmianie reportażowej i biograficznej, choć oczywiście nie zaryzykowałbym wróżby o nadciągającym końcu mody na tę odmianę piśmiennictwa. Było, nie było – bestsellerem stała się antologia polskiego reportażu 100/XX, w wyborze, układzie i z komentarzami Mariusza Szczygła, a jedną z żywiej dyskutowanych książek roku rzecz Magdaleny Grzebałkowskiej, czyli Beksińscy. Portret podwójny. Cały czas – nie inaczej było w roku 2014 – pojawiają się fundamentalne opracowania biograficzne; bywa że oryginalne na skalę europejską (Havel. Zemsta bezsilnych Aleksandra Kaczorowskiego), bywa że imponujące rozmachem, którego niepodobna odróżnić od gigantomanii (Buty Ikara. Biografia Edwarda Stachury pióra Mariana Buchowskiego).

Chciałbym się dowiedzieć, jak na tę nadprodukcję literacką czy – szerzej – wydawniczą reagują czytelnicy (przedrostka „nad” użyłem całkiem świadomie, a nawet z premedytacją). Niestety, z dość dużym opóźnieniem, wynikającym z metodologii badań, dowiemy się, czy wskaźniki czytelnictwa w ogóle drgnęły. Tymczasem należy współczuć rozmaitym kapitułom nagród literackich, kiedy będą próbowały ustalić, która książka wydana w roku 2014 zasługuje na miano najlepszej.

Dariusz Nowacki