Aktualności

fot. Stefano Franceschetti
13.04.2021

Płonące oczy Norwida. Wywiad z braćmi Quay

Wczoraj odbyła się premiera krótkometrażowego filmu „Vade-mecum”, który powstał na zlecenie Instytutu Książki i Instytutu Kultury Polskiej w Londynie, a dziś zapraszamy do lektury rozmowy z jego reżyserami, wybitnymi twórcami animacji filmowej, braćmi Stephenem i Timothym Quayami.

Co przyciągnęło panów do Cypriana Norwida?

Najważniejszą rolę odegrał na pewno film Andrzeja Wajdy „Popiół i diament”. Trzeba też przede wszystkim docenić wkład Jerzego Andrzejewskiego w scenariusz, bo to on przywołał Norwida w scenie z Krystyną i Maćkiem w kościele (czyli z Ewą Krzyżewską i Zbigniewem Cybulskim). Scena ta jest jeszcze bardziej prowokacyjna ze scenograficznego punktu widzenia. Andrzej Wajda i scenograf Roman Mann popisali się wręcz wizjonerstwem, wykorzystując licentia poetica i umieszczając grawerunek z cytatem z Norwida w ciemnym kącie kościoła i każąc ją odkryć dwójce bohaterów. Mogłoby się wydawać, że słowa Norwida zostały nagle wskrzeszone, by pomóc Polsce w historycznym kryzysie, i wylądowały na ustach Maćka i Krystyny – jakby rzeczywiście jedno stulecie mogło przemawiać w imieniu innego.

Co poza filmem Wajdy sprawiło, że zainteresowali się panowie Norwidem? Jego skomplikowana biografia?

Wstyd przyznać, ale wiedzieliśmy tylko, że taki pisarz istniał, nie mieliśmy nawet pojęcia, że poza tym był artystą. Ale ponieważ szanowaliśmy polską literaturę, poezję, kino, teatr i muzykę, mieliśmy świadomość, że wiersze Norwida aranżował Andrzej Kurylewicz i śpiewała Wanda Warska, a nawet Czesław Niemen, a to oznaczało, że poeta zyskał wielką popularność w oczach publiczności. Jednak tak naprawdę naszą uwagę przykuło to słynne, poruszające zdjęcie, na którym jego oczy zdają się płonąć, spoglądając niezgłębionym wzrokiem na świat, któremu ofiarował budzące respekt, głębokie dzieło, które ów świat od razu porzucił. Nie uważaliśmy, żeby Norwid potrzebował piosenkarzy, by wydobyć go na światło dzienne, ale bez wątpienia musiało to otworzyć niektórym oczy na fakt, jak bardzo się go lekceważy jako poetę. Wreszcie obaj wierzyliśmy, że zlecenie realizacji filmu poświęconego Norwidowi, jest zarówno prowokacją, jak i zaproszeniem do poznania go w ramach filmu dokumentalnego, który chcieliśmy zarazem uczynić czymś na kształt własnego wiersza. Niestety zdołaliśmy tylko w największym skrócie nakreślić tragiczne życie kogoś, kogo w gorzki sposób życie wyrzuciło na margines i kto musiał cierpieć i znosić swe zapomnienie z takim stoicyzmem.

Co najbardziej panów w Norwidzie zafascynowało?

Jego niezwykła droga życiowa, którą mogliśmy prześledzić podczas kwerendy do filmu, lecz której on sam nie mógł w żadnym razie przewidzieć. Jeśli w jego życiu na emigracji była choćby krztyna optymizmu, to zniknęła pod wpływem wydarzeń, nad którymi nie mógł zapanować. Nawet jego podróż do Ameryki i życie w Stanach przez rok dostarcza niewiele dowodów na to, co robił, poza tym, że – by tak rzec – nie był Norwidem. Gdy wrócił do Paryża, znów pisał i rysował jako wygnaniec z ledwie jedną publikacją na koncie, a wreszcie zmarł całkowicie pozbawiony złudzeń w zupełnym zapomnieniu. Jednym słowem: powrót niewiele zmienił. Jego życie miało, jak się zdaje, z góry nakreślony kształt, zanim wyjechał z Polski w wieku 21 lat, i nim jego ciało w końcu tu wróciło 180 lat później w formie symbolicznej kupki ziemi ze zbiorowej mogiły. Mimo to w naszym filmie pokazujemy ostatnie poprawki czerwonym atramentem, które wprowadzał na kartach swoich rękopisów aż do końca. Dziś można je zobaczyć we wspaniałym archiwum Polony w domenie publicznej. 

Dlaczego warto przedstawić Norwida publiczności zagranicznej? Czym jego dzieło może zainteresować zagranicznego czytelnika czy miłośnika sztuki?

Ten skromny film dokumentalny, który zamówiły Instytut Książki i Instytut Kultury Polskiej w Londynie, został przygotowany przede wszystkim z myślą o publiczności zagranicznej, z pewnością nie dla widzów w Polsce, którzy – z czego doskonale zdajemy sobie sprawę – będą oglądać go bardziej krytycznie. Postanowiliśmy stawić czoła wyzwaniu i zrobić film dla tych, którzy prawdopodobnie nigdy o Norwidzie nie słyszeli. Mamy jednak nadzieję, że choć to krótki film, uda się nim rozpalić pewną ciekawość w widzach i zainteresować ich spuścizną – także dziełami plastycznymi – którą ten wielki, nigdy niedoceniony za życia artysta po sobie zostawił.

– rozmawiał Krzysztof Cieślik