Aktualności
Nocny stolik #74. Tomasz Bąk: miłość jest smaczniejsza, gdy zawiera w sobie elementy dyskusyjnego klubu książki
Laureat Silesiusa za debiut i Nagrody Literackiej Gdynia za poemat Bailout, autor siedmiu książek z wierszami i jednoaktówki Katedra Tomasz Bąk opowiada o swoim cyklu XXI, katastrofie klimatycznej i wielonarracjach, które mogłyby wreszcie pobudzić do działania, książkach ekonomicznych, poetach, którzy go inspirują, poeteinmancie, a także o aktualnych lekturach.
Jak dobrze pływasz?
Och, to bardzo osobiste pytanie! W ogóle rzadko pływam, a jeszcze rzadziej pływam dobrze. Po ostatniej wizycie na basenie uznałem, że jak ktoś dobrze pływa, to pływanie musi być dla niego śmiertelnie nudne (co oczywiście nie wyklucza czerpania przyjemności z każdej pokonanej długości toru), a gdy ja wchodzę do wody, to pływanie nagle staje się śmiertelnie ekscytujące – ciągła walka o życie, brutalne starcia o każdy oddech, zachłystywanie się wodą, pływanie kraulem całą szerokością toru. Generalnie wolałbyś nie być wtedy ze mną w basenie, ale zapewne dobrze byś się bawił, obserwując całe zajście z brzegu.
A jeśli chodzi o obsługę wioseł, żagli, desek windsurfingowych czy łodzi silnikowych?
Dwadzieścia lat temu byłem przez moment wkładką mięsną w żaglówce sunącej przez Zalew Sulejowski – było sympatycznie, ale jakoś nigdy nie udało się tego powtórzyć. Za to parę lat później płynąłem kajakiem, i to już było większą przygodą, bo jeden z kolegów uznał, że zamiast płacić właścicielowi kajaków za odebranie nas ze Spały, w której zresztą nikt z nas ani nie pił, ani nie spał, możemy przecież wrócić kajakami w górę rzeki, i w ten sposób zaoszczędzić dwie dychy czy coś koło tego. Trasę już znaliśmy, więc co mogło pójść nie tak?
Świat tonie – o tym opowiada Twój najnowszy poemat XXI nagi wodnik w śródmieściu. Na pewno, bezwzględnie nie ma już dla nas żadnego ratunku?
Jeśli do jakiejkolwiek części pytania miałbym się odnieść w sposób bezwzględny, to powiem, że XXI to cykl zwieńczony poematem. Z innymi fragmentami mam większy problem, bo nie wiem, co rozumiemy przez „nas” oraz czym miałby być „ratunek”. Myślę, że niewielka cząstka możliwie szeroko pojętego „nas” może w jakimś sensie zostać uratowana, ale czy nas to w jakikolwiek sposób ratuje?
Poemat, cykl, zestaw, zbiór wierszy nawiązujących do Anatola Sterna – jakiej terminologii nie zastosujemy, lektura tego tekstu pozbawia jakiejkolwiek nadziei: „nie wiem, z czego zostanę zapamiętany; nie wiem, czy zostanę zapamiętany; nie wiem, czy będzie ktokolwiek, kto mógłby zapamiętać” (XXI). Koniec historii przedłużył się w czasie, żeby symboliczne stało się realnym w obliczu zmian klimatycznych i związanych z nimi katastrof?
Powiedzmy, że internalizowanie przez zachodnie społeczeństwa koncepcji końca historii przypominało nieco proces wybudzania się do pracy, z nieodłącznym, wielokrotnie powtarzanym „jeszcze pięć minut”. Teraźniejszość stężała jak budyń, utrudniając ruch w którąkolwiek ze stron, jasne, ale przede wszystkim przestała istnieć potrzeba poruszenia się – tu i teraz było słodko, ciepło i bardzo przyjemnie, a przyszłość miała być kolejną teraźniejszością, tyle że z dodatkowymi bajerami, trzymając się budyniu: domowym sokiem malinowym i pokruszonymi orzechami włoskimi. Siedząc po pachy w budyniu, doświadczając „refleksywnej impotencji” (Fisher) i kolejnych „retromanii” (Reynolds), dotarliśmy do punktu, w którym w zasadzie nie jesteśmy już zdolni do podjęcia jakiegokolwiek działania, które potencjalnie mogłoby sprawić, że nie będziemy jak to dziecko wylane z budyniem…
A może ten potop, tym razem, również będzie oczyszczający? Może jednak wystarczy, trochę większy, kubeł zimnej wody?
Nie jestem entuzjastą składania ofiar z ludzi.
Literatura nigdy nie będzie bezpieczną przystanią, ale może zagwarantować bardziej pogłębioną refleksję nad światem i jego losem. Jakie lektury zaproponowałbyś w tym kontekście? Jakie towarzyszyły pisaniu tego – cytuję – „cyklu zwieńczonego poematem”?
Pisząc XXI, poza dostępnymi online artykułami naukowymi dotyczącymi katastrofy klimatycznej, bardzo pomocna okazała się książka Davida Wallace’a-Wellsa pod tytułem Ziemia nie do życia, która powinna być traktowana jako syrena alarmowa, i najciekawsze w niej jest w sumie to, dlaczego ona nie działa, nie spełnia swojego zadania – zwłaszcza gdy niejako zyskując samoświadomość, opisuje mechanizmy, które sprawiają, że nie ma prawa zadziałać. To w ogóle trochę inne podejście do tematu niż w popularnych w Polsce książkach Foera czy Magnasona, bo zamiast uwrażliwiania na otoczenie, autor serwuje nam serię wstrząsów – ale to nadal nie działa. A co mogłoby zadziałać? – zapytasz zapewne. Cóż, wydaje mi się, że można spróbować podebrać populistycznej prawicy ich oczko w głowie, tak zwane „wielonarracje”, i tworzyć jak najwięcej opowieści skoncentrowanych na największym wyzwaniu współczesności, stargetowanych pod konkretne grupy odbiorców: z prognozami ekonomicznymi dla panów i pań z FOR, z ginącymi gatunkami dla wrażliwców, z zalanymi SUV-ami w garażach podziemnych dla ludzi z kredytem hipotecznym, z morderczymi falami upałów dla tych, którzy się starzeją itd. Ogrom problemu, a także jego wszechogarniający charakter sprawiają, że – w odróżnieniu od gazów bojowych emitowanych przez prawicowych polityków i publicystów każdego dnia – narracje te wcale nie muszą się wykluczać, a wykorzystanie tej techniki sprawi, że każdy dostanie coś, co dotknie go osobiście. Klawo, nie?
Bardzo, aż chce się inwestować w takie narracje. Ale najpierw, idealistycznie, skupiłbym się na wierszach. Jeśli chodzi o rzeczy stricte poetyckie, z kogo – oprócz „sternika” Sterna i, nazwijmy to, kiedyś patronów, a teraz zaangażowanych koleżanek i kolegów – czerpałeś?
Czujni czytelnicy wyłapią pewnie kryptocytat z Kawafisa, nawiązanie do ważnej dla mnie frazy z wiersza Marcina Świetlickiego i parafrazę fragmentu z Miłosza Biedrzyckiego, a tak poza tym, to musiałbym się poważnie zastanowić nad tym, co jeszcze mogło wpłynąć na kształt Nagiego wodnika…Wiesz, sam proces był dość krótki i w sumie bezbolesny (zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że to pisanie o zagładzie, i co z tego, że jeszcze niedokonanej), książka powstawała między listopadem a marcem, była pisana równolegle z wierszami do O, tu jestem i Playbooka. Myślę, że mogłem czytać trochę amerykańskiej poezji, ale kogo konkretnie? Schuylera, jasne, nawet pojawia się w kończącym cykl poemacie, ale co więcej? I z jakim skutkiem?
Takim, że będę drążył dalej i głębiej: sięgnąłbyś również po szeroko rozumianą ezoterykę i wróżbiarstwo? Znaki zodiaku, wodnik i ryby, pełnią w tym cyklu ważną rolę, nie tylko metaforyczną.
Astrologia w XXI pojawia się na prawach religii, jako jedna z ostatnich desek ratunku dla ludzi pozbawionych nadziei, dotkniętych katastrofą nie tam i nie tak, jakby sobie tego życzyli, ale nie był to temat, który jakoś szczególnie chciałem zgłębiać. Moje skojarzenia z astrologią ograniczają się w zasadzie do krążącej po mieście anegdotki o pracy w lokalnym tygodniku. Jeśli wierzyć anegdocie, dziennikarz, który spóźnia się do pracy, za karę przygotowuje horoskop do kolejnego wydania. Do pracy siadałem punktualnie, nie widzę więc powodu, by zajmować się astrologią.
Czy w takich okolicznościach przyrody jeszcze w coś wierzysz?
O tak, w mnóstwo rzeczy i wielu ludzi, w to, że jeszcze przydarzy mi się tu kilka miłych chwil, że może uda mi się złożyć jakieś estetyczne zdanie, że ze dwa tego typu zdania znajdę w książce, po którą właśnie sięgam… A najmocniej chciałbym wierzyć w to, że nie mam racji, bo pesymiści znacznie lepiej wychodzą na byciu w błędzie.
A miłość? Jeszcze w poemacie, tutaj nie zakwestionujesz tej nazwy, Bailout stanowiła jednak ważny kontrapunkt.
Miłość jest też tym, co wpada przez otwarte okno na końcu XXI, pewną przeciwwagą dla ogromu potencjalnego cierpienia i okrucieństwa. I choć nie mam pewności, że to do końca uczciwa wymiana, czegoś przecież trzeba się trzymać. Dlatego wracając jeszcze do kwestii wiary, wierzę, że razem z Kingą zmieścimy się na drzwiach dryfujących po oceanie.
Czy miłości potrzebne są w ogóle jakiekolwiek lektury? W ramach tej rozmowy mamy promować czytelnictwo, ale czy w ogóle jest sens, gdy się kocha?
Relacja jest znacznie bardziej wartościowa (a miłość – smaczniejsza), gdy zawiera w sobie także elementy dyskusyjnego klubu książki. Gorąco polecam sprawdzić to rozwiązanie!
Jak dużo czytelniczego researchu w innych dziedzinach niż miłość wymagało od Ciebie napisanie Bailoutu? Podstawowa wiedza ekonomiczna, nawet w połączeniu z bliską Ci postawą antykapitalistyczną i antywolnorynkową, może tu nie wystarczyć.
I tak, i nie. Kryzys finansowy zajmował mnie do tego stopnia, że research w zasadzie robił się sam, bo przez +/- dekadę niemal obsesyjnie kupowałem lub wypożyczałem wszystko, co mogło mi pomóc w jego zrozumieniu, dlatego wyzwaniem w przypadku Bailoutu było raczej znalezienie odpowiedniej formuły dla tej opowieści, niż poskładanie faktów i anegdotek pochodzących z różnych źródeł. Ale jak to w moim przypadku dość często bywa, na najbardziej pomocną podczas pisania pozycję trafiłem już po skończeniu książki – mam tu na myśli książkę z katalogu wydawnictwa Heterodox, Ekonomię neoklasyczną. Fałszywy paradygmat Steve’a Keena. Autor był jednym z nielicznych ekonomistów, którzy ostrzegali przed nadchodzącym kryzysem, a wydana przez Heterodox potężna cegła jest najlepszym znanym mi sposobem na zostanie wyrzuconym z uczelni ekonomicznej, bo Keen krok po kroku, element po elemencie demontuje gmach mainstreamowej ekonomii, i robi to z wielkim powabem, dokładnie tak, jak wyobrażam sobie taniec na gruzach. To naprawdę ekscytująca, porywająca książka, choć domyślam się, że dla mnie znacznie bardziej niż dla tych, którzy nie doświadczyli kursu ekonomii na studiach pierwszego stopnia.
Co teraz czytasz?
Skończyłem właśnie szybką przebieżkę przez Baudrillarda (przedzieranie się przez jego zdania dobrze mi robi na mózg), po drodze był jeszcze Białoszewski w wyborze Jakuba Pszoniaka, Witaj, Ameryko Ballarda, reportaż o Riot Grrrl, książki Atwood i Zadie Smith, a teraz wziąłem się za zbiór tekstów Joan Didion. Od początku roku przeczytałem dosyć sporo prozy, co dla mnie jest pewną nowością, bo zwykle sięgam raczej po eseje i reportaże, oczywiście czytane pomiędzy wierszami. Cały czas też siedzę we wspomnianym już Fisherze, szykuję taką większą rzecz na kanwie Realizmu Kapitalistycznego, właściwie już kończę… Strasznie długo mi z tym schodzi, a mój egzemplarz jest już tak zaczytany, że każde kolejne kartkowanie może okazać się jego ostatnim.
Czyżbyś pisał kolejny poemat / cykl wierszy? Udzieliło ci się, od pewnego biurowego wydawnictwa, myślenie projektowe?
Uznałem, że jak postawię swoją poetykę na dwóch nogach: bardziej konceptualnej i tej bardziej swobodnej, to nie tylko stanie się stabilniejsza, ale też da większe możliwości czytelnikom, co pozwoli w większej skali zrealizować strategię poetainmentową. Poza tym bawię się lepiej, dlaczego więc miałbym przestać?
Swego czasu bawiłeś się też, wydając – za pośrednictwem coraz prężniej się rozwijającej oficyny Papier w dole – jednoaktówkę Katedra. Czyli, do pełnego spektrum, została Ci proza. Myślisz o niej?
Gdzieniegdzie zdarzało mi się już publikować opowiadania, ale nie ukrywam, że chciałbym postawić kiedyś na półce coś poważniejszego, żebym mógł kiedyś z całą stanowczością powiedzieć, że jestem pisarzem, choć ten plan średnio mi się na razie składa z pracą na etat. Szukam takiej formuły, która pozwoliłaby na dopisanie kilku akapitów wieczorem, przed spacerem z psem, jednocześnie unikając sytuacji, w której finalny plik sprawiałby wrażenie Solpolu, czy co tam się teraz uważa za polepione. Jeśli uda mi się dojść do tego punktu, to oczywiście niezwłocznie będę informował. W końcu trochę głupio być we własnym domu jedyną osobą, która nie napisała powieści, prawda?
Rozumiem, że na bieżąco nie tylko pielęgnujecie dyskusyjny klub książki, ale również raczycie się z Kingą cennymi pisarskimi wskazówkami?
Zdarza nam się dyskutować poszczególne pomysły i gotowe zdania, Kinga jest też pierwszą czytelniczką moich wierszy, ale wychodzi to dość naturalnie. Nie jest tak, że specjalnie umawiamy się na konsultacje i rozmawiamy o pisaniu przez godzinę czy dwie. Natomiast to, że oboje piszemy, sprawia, że nasza relacja jest bardziej partnerska, bo lepiej rozumiemy swoje potrzeby i rytuały związane z siedzeniem przy komputerze i stukaniem w klawisze.
Na koniec chciałbym wrócić do meritum: jak żyć ze świadomością nieuchronnego końca, który przybliża się i urealnia niczym w uniwersum świadków Jehowy?
Myślę, że wskazówka zawarta na końcu „XXI” jest zalążkiem czegoś w rodzaju strategii, natomiast nie należy tego traktować jako strategii przetrwania. Skoro się żegnamy, warto się zastanowić nad tym, co jeszcze chciałoby się zrobić, a czego wolałoby się mimo wszystko uniknąć, i wcisnąć to jakoś w ramy dnia, tygodnia, miesiąca. Myślę, że jeśli czegokolwiek się nauczyłem przez dziesięć lat od diagnozy, to głównie tego, żeby nie traktować swoich planów szczególnie poważnie i po prostu cieszyć się z każdego drobnego zwycięstwa, nawet jeśli miałoby nim być wstanie z łóżka.
Jak pisać? Czego unikać?
Jeśli miałbym się pokusić o jakieś bardziej ogólne wskazówki, to przychodzą mi do głowy dwie, które wyciągnąłem z innych porządków. Grając muzykę, nauczyłem się, że podstawą jest, żeby to, co wychodzi ze wzmacniacza, sprawiało przyjemność tym, którzy grają – jeśli tak nie jest, to chyba lepiej pójść na spacer. Druga wskazówka pochodzi z hokejowego poletka: Wayne Gretzky użył kiedyś frazy You miss 100% of the shots you don’t take. Nawet nieudana próba jest bardziej wartościowa niż niepodjęcie próby.
– rozmawiał Rafał Gawin
***
I
– Kiepsko pływam, a ty?
Stylem powszechnie uznawanym za lekko rozpaczliwy,
w stroju zdradzającym niedzielność stylu,
prędzej rzuca mnie na brzeg niż o własnych siłach.
Na szukanie Atlantydy może zabraknąć dnia.
Szukając jej mieszkańców, trzeba sięgnąć do dna,
gdy nas kołysać będzie chmura krucza –
czy miasta, które znajdą się pod wodą,
określimy mianem autonomicznych?
Czy ich mieszkańców i mieszkanki potraktujemy
jak niezidentyfikowane obiekty pływające?
Albo wreszcie: czy przesuwając porty
w głąb lądu, spychając historię w wartki nurt
mglistej przyszłości, a pamięć uznając za pracę,
czy pod poziomem morza zachowa się tożsamość?
Wodnik ma w sobie wiele sprzeczności.
Osoby urodzone między – są uparte i kreatywne.
Często kwestionują otaczającą je rzeczywistość.
Osoby urodzone pod znakiem ryb są zamknięte w sobie
i pogrążone w marzeniach. Uciekają od prozy życia,
a wymyślonych idei nie potrafią doprowadzić do końca.
II
Jak uczy historia, żywioły kiepsko robią starodrukom,
i nie ma co liczyć na głębszą adaptację w sytuacji,
w której trzeba zaadaptować się głębiej
o jakieś sześć do ośmiu metrów. Tyle wiem.
Otęczonych niebios śniąc błękitnienie,
gotów byłbym zapomnieć błękit rozleglejszy,
błękit, który z wolna przestaje mnie dotyczyć,
rozlanym drukiem w smutnej bibliotece.
– Wgryzą się w ląd, jeśli wciąż będzie w co,
odwróci się wektor szlaku: pamięć przyniosą ze sobą,
pamięć zabiorą ze sobą pod wodę.
Czy wystarczy ryżu, by wysuszyć dyski?
Czy znajdzie się w folderze zdjęcie Maamoura Beach?
Nie wiem, czy będzie dość czasu, by opłakiwać po trochu,
a kto opłakuje cały świat, w końcu traci wzrok. –
Któregoś dnia świadomość wybije jak źródło
i uwierzymy, zanim utoniemy na dobre,
zanim zobaczymy, że nie ma już na co patrzeć.
Jeśli wodnik znajdzie się w brzuchu ryb,
będzie to ucieczka od prozy życia / drobna niekonsekwencja,
czy znak czasów niespisanych?
III
– Houston, we have a problem
– niemal czterokilometrowa droga startowa,
będąca jednym z lotnisk zapasowych
dla naszych promów kosmicznych,
znalazła się pod wodą. Mamy topielca
w każdym z kombinezonów, potencjalnego
uciekiniera z planety w każdym z topielców. –
Nadajemy komunikat: porzućmy marzenia
o stałej pracy najemnej i permanentnej niby marker
lokalizacji, zrezygnujmy świadomie z noworodków
różowiuchnych jak płyn do chłodnic.
Wreszcie pamięć: bycie ideowcem
nie musi działać na twoją korzyść,
zwłaszcza jeśli idea, której służysz,
jest co do zasady raczej nieciekawa.
Porzucając nadzieję na kontynuację
pewnego sposobu życia,
otwieramy przestrzeń
dla innych nadziei:
wodnik w brzuchach ryb
to odwrócenie wektora.
---
Fragmenty pochodzą z książki XXI nagi wodnik w śródmieściu, WBPiCAK, Poznań 2021.