Aktualności
Nocny stolik #73. Agnieszka Adamowicz-Pośpiech: zawsze przyciągała mnie literatura, która bada dylematy moralne
Prof. Uniwersytetu Śląskiego, wybitna conradystka Agnieszka Adamowicz-Pośpiech opowiada o swej najnowszej książce Adaptacje biografii i twórczości Josepha Conrada w kulturze współczesnej, początkach przygody z twórczością autora Jądra ciemności, marce Conrad w popkulturze, a także o lekturach – tych dla niej formacyjnych i tych, po które dopiero sięgnie.
Jak Pani trafiła na Conrada? I co Panią w jego twórczości przyciągnęło na tyle, że postanowiła mu Pani poświęcić lwią część kariery naukowej?
Na książkę Conrada natrafiłam przypadkowo w liceum, gdy mieliśmy zaprezentować dodatkową lekturę. Było to Szaleństwo Almayera. Do dziś mam ten stary egzemplarz na półce. Nic o pisarzu wtedy nie wiedziałam, ale powieść zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Ojciec poświęcający wszystko dla córki, żyjący marzeniami o jej szczęściu, budujący całe swoje życie na jej przyszłości w zderzeniu z jej wyborem, odejściem, odrzuceniem ojcowskich mrzonek. Ostatnie sceny powieści mam do dziś w pamięci: Almayer samotny na brzegu rzeki, samotnie wracający do domu, zdradzony, porzucony. Dziś wiem, że był to klasyczny motyw, który przepracował doskonale Shakespeare w Królu Learze, ale wtedy ta rozpacz ojca poruszyła mną do głębi.
Kiedy rozpoczęłam studia na filologii angielskiej w Krakowie, to była pierwsza książka, którą wypożyczyłam w języku angielskim. Niestety prawie nic nie zrozumiałam i o Conradzie zapomniałam. Gdy jednak na seminarium magisterskim profesor Jerzy Strzetelski zaproponował kilku autorów, na temat których moglibyśmy pisać prace i był między nimi Conrad, od razu się zdecydowałam. Potem gdy na studiach doktoranckich na Uniwersytecie Śląskim spotkałam profesora Stefana Zabierowskiego, wybitnego conradystę, moje wczesne fascynacje nabrały naukowych wymiarów. Zaczynałam od wielokulturowej biografii Conrada-Korzeniowskiego, następnie badałam kulturowe znaczenie jego polskich przekładów, a zakończyłam na współczesnych adaptacjach jego utworów w komiksie, powieści graficznej, sztukach teatralnych czy filmach.
Skoro już mowa o adaptacjach Conrada w kulturze współczesnej, to chyba trudno o pisarza z przełomu XIX i XX wieku, który byłby tak żywy. W Pani najnowszej książce zaskoczyło mnie już choćby to, jak wiele z tych adaptacji jest wciąż nieobecnych w języku polskim. Ale chciałem zadać pytanie, które sama Pani stawia: czy istnieje marka „Conrad”? A jeśli, to – w kilku słowach – co się na nią składa? Albo inaczej: kim jest Conrad nasz współczesny?
Jeśli chodzi o adaptacje, to ma Pan racje, wiele z nich nie było tłumaczonych i de facto jest nieobecnych w polskiej kulturze. W Wielkiej Brytanii telewizja BBC zrealizowała mini serial oparty na powieści Tajny Agent, który cieszył się dużą popularnością. U nas przedstawiano na deskach teatralnych W oczach zachodu, ale myślę, że serial telewizyjny pokazywany na platformach streamingowych osiągnąłby dużą oglądalność, zwłaszcza teraz, w obliczu wojny na Ukrainie i zagrożenia ze strony Rosji. Obie powieści zawierają intrygujące wątki miłosne, motywy zdrady, spisku, ale przede wszystkim celnie ukazują metody i działania tajnych służb rosyjskich.
A wracając do Pana pytania o markę „Conrad”, to myślę, że tak, ta marka istnieje we współczesnej polskiej kulturze – jeśli rozumiemy markę jako „nazwę, znak lub symbol graficzny stosowany w celu identyfikacji i rozróżniania produktów”. Jeden przykład: Conrad stał się patronem międzynarodowego festiwalu literatury w Krakowie – dlaczego? Ponieważ jego nazwisko jest rozpoznawalne w Polsce i na świecie, kojarzone z dobrą literaturą i wysokim standardem. Jednym słowem jest dobrą marką, której konsument kultury może zaufać i którą może się kierować przy wyborze produktów kulturalnych.
Jednak mam poczucie, że za rozpoznawalnością samego nazwiska nie idzie znajomość utworów pisarza. Najpierw skreślono Lorda Jima z listy lektur, potem Jądro ciemności, więc młodzież ma coraz mniej okazji, aby poznać tego pisarza. I grając w grę komputerową Spec Ops: The Line, może nie zdawać sobie sprawy, jak dużo jest tam nawiązań właśnie do Jądra ciemności...
Tu nasuwają mi się dwa pytania: jak takie nawiązania wyglądają w Spec Ops? Bo myślę, że niewielu naszych czytelników miało okazję zagrać. I drugie – dlaczego Conrad znika z listy lektur? Przecież pisarzy tak rozpoznawalnych na świecie mamy niewielu, może nasi nobliści są równie kojarzeni, ale i spośród nich przecież jedni bardziej (jak Olga Tokarczuk i Henryk Sienkiewicz zwłaszcza), a inni mniej.
W Spec Ops głównie chodzi o fabułę, która jest koszmarem, a bohaterowie giną już na początku, ale mało który gracz zdaje sobie z tego sprawę. Cała gra to odtwarzanie tego koszmaru: w doszczętnie zrujnowanym Dubaju grupa amerykańskich żołnierzy pod dowództwem pułkownika Johna Konrada pozostaje, by chronić mieszkańców, jednak kontakt z nimi się urywa. Armia wysyła oddział Delta Force pod dowództwem kapitana Martina Walkera. Szybko okazuje się, ze płk Konrad i jego ludzie nie chcą zostać uratowani i atakują własnych kolegów. Konrad ukrywa się, a główny bohater próbując do niego dotrzeć odkrywa zbrodnie wojenne popełnione przez Amerykanów, ale i sam zabija ludność cywilną i tylko wydaje mu się że czyni dobro. Gracze muszą podejmować dwuznaczne moralnie decyzje i do końca nie wiedzą co jest rzeczywistością, a co halucynacjami bohaterów. Mamy tu więc nawiązanie do Kurtza i Marlowa, masakr ludności rdzennej. Ale i bardzo czytelne nawiązanie do filmowej adaptacji F. F. Coppoli Czas Apokalipsy, w której główny bohater, kapitan Willard, również odtwarza masakry Wietnamie i swoją misję do Kambodży, aby zlikwidować płk. Kurtza. I w tym przypadku obserwujemy wszechobecne dziś zjawisko recyklingu kulturowego czy, jak to ujął John Ellis, cyrkulacji pamięci kulturowej. Często kolejne adaptacje danego utworu nie odnoszą się do oryginalnego dzieła, ale do poprzedniej wersji obecnej w kulturze. I w tym przypadku jest podobnie, gra komputerowa odnosi się w istotnym stopniu do obrazu Coppoli. Podobnie widzi to Umberto Eco, nazywając pewnych bohaterów literackich „postaciami falującymi” – są to takie postaci, które żyją na zewnątrz dotyczącego ich tekstu. Większość ludzi zna je lepiej dzięki ich przygodom pozatekstowym niż dzięki tekstom, w których się pojawiły. Zalicza do nich Medeę, Don Kichota, Monte Christo, Supermana czy Annę Kareninę. A ja dodaję Kurtza i Lorda Jima.
Natomiast, jeśli chodzi o drugą część Pana pytania, to nie wiem dlaczego utwory Conrada znikają z listy lektur. Niestety nie potrafię na to odpowiedzieć...
Zatrzymajmy się chwilę nad tym, o czym Pani wspomniała, czyli nad adaptacjami adaptacji poniekąd. Czy nie jest tak, że owszem, Conrad jest marką, jest znany, ale same jego dzieła znamy już bardziej przez zapośredniczenie?
Bardzo dobrze to Pan ujął. Tak jest w istocie. Wskazuję na to w mojej książce, gdzie we francuskich recenzjach powieści graficznej jedna z recenzentek przyznaje że nie czytała Jądra ciemności, ale po przejrzeniu adaptacji ma wrażenia jakby czytała... Podobnie jest w recenzjach gry Spec Ops: The Line, w których recenzenci tylko przelotnie wspominają nowelę Conrada, a koncentrują się na filmie Coppoli Czas Apokalipsy. Czy choćby w multimedialnej londyńskiej adaptacji teatralnej Heart of Darkness, gdy wybrane fragmenty utworu wybrzmiewają na tle klipów z obrazu Coppoli lub jednej z najnowszych adaptacji filmowych Apocalypse Oz, która łączy filmy Appocalypse Now z 1979 i The Wizard of Oz z 1939, wykorzystując dialogi z nich, a tylko pośrednio odnosi się do oryginalnych utworów Conrada i Franka Bauma. Przykłady można mnożyć...
Ale podobnie jest z ekranizacjami Anny Kareniny czy Batmana , które są polemiczne wobec poprzednich adaptacji, a nie wobec oryginału, na co trafnie wskazywał Umberto Eco. Mamy więc tu do czynienia z pewnym procesem kulturowym, zwanym czasami recyklingiem kulturowym, który bazuje na poprzednich produktach przemysłu kultury.
W przypadku Jądra ciemności (ale i Gwiezdnych wojen czy Sherlocka Holmesa) stanowią przykład tzw. narracji transmedialnych, ale to inna historia, którą obecnie się zajmuję...
Chciałbym powoli przejść do Pani lektur formacyjnych, ale zanim o tym, to jeszcze słowo o Conradzie. Gdyby miała Pani wskazać swoje ukochane interpretacje i adaptacje Conrada, co by się wśród nich znalazło?
Jeśli miałabym wskazać ulubione adaptacje to na pewno The Duellists Ridleya Scotta, mini serial BBC oparty na Tajnym agencie, i spektakl Teatru TV Lord Jim w reżyserii Laco Adamika. Podoba mi się również najnowsza teatralna produkcja Jądra ciemności zrealizowana przez londyńską grupę imitating the dog.
Moje lektury formacyjne? Trudno wyszczególnić kilka, bo na każdym etapie rozwoju były inne. Nie będę wyjątkowa jeśli przyznam, ze w liceum na pewno Dżuma Alberta Camusa i Upadek, Zbrodnia i kara Dostojewskiego no i opowiadania Cortazara. Na studiach Hermanna Hessego Wilk stepowy, Homo Faber Maxa Frischa, dramaty Friedricha Dürrenmatta, no i oczywiście pisarze angielscy, ponieważ studiowałam filologię angielską. Moimi ulubionymi oprócz Conrada, byli Graham Greene (A Burnt-Out Case) i William Golding (Pincher Martin, The Spire). Z dramaturgów szczególnie cenię Harolda Pintera za jego podejście do języka. Na studiach duży wpływ wywarła na mnie również lektura „Tygodnika Powszechnego”, który w Krakowie w latach 90. czytywałam regularnie. Generalnie zawsze przyciągała mnie literatura, która badała dylematy moralne, postępowanie człowieka w sytuacji trudnego wyboru czy sytuacji bez wyjścia...
To w dużej mierze wyjaśnia Conrada. A czy przy tak intensywnej karierze naukowej miewa Pani jeszcze czas na jakieś lektury dla przyjemności? Jeśli tak, po co Pani najchętniej dziś sięga?
Ależ, tak! Oczywiście. Najchętniej czytam dzienniki pisarzy i artystów, biografie. Ostatnio czytałam najnowszą biografie Astrid Lindgren Żyje się tylko dziś. Czytuję również biografie w formie powieści graficznych, np. niedawno Audubon. Na skrzydłach świata i Salazar, teraz i w godzinie jego śmierci.
Z powieściopisarzy anglojęzycznych od czasu studiów śledzę karierę artystyczną i kolejne książki Kazuo Ishiguro, Iana McEwana czy Martina Amisa.
Wspaniałe pokolenie. A zdarzają się Pani jeszcze czytelnicze zachwyty?
Tak! Ostatnio zrobił na mnie duże wrażenie zbiór szkiców Emilie Pine O tym się nie mówi, a jeśli chodzi o stronę wizualną to kilkakrotnie powracałam do Przybysza Shauna Tana....
To jeszcze tak na koniec spytałbym o plany czytelnicze i naukowe. Trochę już na temat tych ostatnich rozmawialiśmy.
Na majówkę odłożyłam sobie Opowieść wtajemniczonego Martina Amisa, rzekomo jego autobiografia. Jestem bardzo ciekawa, jak sam siebie postrzega. Natomiast moje plany naukowe jak już wspomniałam wcześniej dotyczą badań nad narracjami transmedialnymi, warunkami ich powstawania, kształtowania i rozwoju w kulturze popularnej.
– rozmawiał Krzysztof Cieślik
***
Książka Adaptacje biografii i twórczości Josepha Conrada w kulturze współczesnej podejmuje temat szeroko pojętych adaptacji w odniesieniu do postaci Josepha Conrada. Publikacja stanowi analizę transformacji sylwetki Conrada i jego dzieł przez współczesnych artystów w obrębie 5 kategorii: powieści graficznych (Jądro ciemności. Powieść graficzna C. Anyango i D.Z. Mairowitza, Kongo T. Tirabosco i Ch. Perrissina, Joseph Conrad’s Heart of Darkness P. Kupera oraz Au coeur des ténèbres S. Miquela i L. Godarta), komiksu (Niesamowite opowieści J. Conrada, Ł. Godlewskiego i M. Jasińskiego), literackich zawłaszczeń (Serce ciemności J. Dukaja, Dżozef J. Małeckiego, Warunek E. Rylskiego), sztuk teatralnych (Conrad I. Villqista, Wyspiański/Conrad T. Mana), scenariuszy filmowych i słuchowisk radiowych (Zwycięstwo H. Pintera). Na zakończenie przedstawiono obecność figury Conrada w kontekście współczesnego brandingu i prześledzono, jakie czynniki sprzyjają budowaniu silnej marki „Conrad” w polskiej kulturze.