Aktualności

Aleksander Regulski - „Tygodnik Ilustrowany” 1883, nr 39
23.05.2022

Miejsca Marii Konopnickiej. W 180. rocznicę urodzin pisarki

Maria Konopnicka przyszła na świat dokładnie 180 lat temu, 23 maja 1842 r. Na przestrzeni tego czasu do jej nazwiska przylgnął pewien stały zbiór etykiet. „Znana poetka polska”, „jedna z najwybitniejszych pisarek” czy „poetka doli ludu” – to tylko kilka z nich. Nie odbierając tym określeniom słuszności, warto zastanowić się, jak spomiędzy haseł wydobyć rzeczywistą wyjątkowość Marii Konopnickiej – zwłaszcza że rok 2022 został objęty jej patronatem.

O biografii Marii Konopnickiej przed 1876 r. wiadomo niewiele. Pierwsze osiem lat życia spędziła w Suwałkach, a kolejne trzynaście w Kaliszu, gdzie wyszła za Jarosława Konopnickiego. Małżeństwo początkowo osiedliło się w Bronowie, a następnie w Gusinie. Tam wiodło spokojne życie, w którym młoda Konopnicka zdawała się początkowo odnajdywać. Wychowywała sześcioro dzieci i prowadziła dom, spoglądając jednak od czasu do czasu w kierunku pióra. Podejmowała pierwsze próby pisarskie i publikowała pojedyncze utwory na łamach „Kaliszanina” i „Bluszczu”. Przeszły one bez większego echa, a miano debiutu zwykło przypisywać się cyklowi poetyckiemu W górach.

W górach

Poruszenie, jakie powstało wokół tego tekstu w epoce, było niewielkie, acz znaczące. Z gąszczu ukazujących się wówczas w „Tygodniku Ilustrowanym” tekstów poetyckich wydobył go wówczas Henryk Sienkiewicz – jeszcze nie wielki powieściopisarz, autor Trylogii, ale już publicysta, recenzent oraz korespondent „Gazety Polskiej”, którego listy z podróży zyskiwały coraz większą poczytność. Przychylna recenzja Sienkiewicza, choć dość paternalizująca (pisarz nie zna nazwiska autorki, cytuje fragment wiersza niedokładnie, a starszą od siebie kobietę określa „górskim słowikiem”, któremu nie chciałby „podciąć skrzydełek”), ma ogromny wpływ na początkującą literatkę. Tak Ludwik Jenike relacjonował reakcję Konopnickiej na tę wypowiedź Litwosa:

Poetka […] wybiegła do ogrodu, gdzie w najustronniejszym zakątku, z bijącym sercem i łzami, których powstrzymać nie mogła, odczytywała pochwałę swego utworu, pochwałę nie banalną, tuzinkową, lecz pochodzącą od człowieka mającego najzupełniejsze prawo do sądu.

Jeszcze w tym samym roku Konopnicka opuszcza męża i wraz z szóstką dzieci staje na progu warszawskiego mieszkania swojego ojca, Józefa Wasiłowskiego. Choć nie można wyprowadzić bezpośredniego połączenia między tymi dwoma wydarzeniami (w małżeństwie Marii i Jarosława od dłuższego czasu nie działo się dobrze), przeczytanie uwag Sienkiewicza było dla poetki pewnym impulsem, przebłyskiem innego, możliwego świata. Lena Magnone określa ten moment jako zetknięcie się z pierwszym lustrem, w którym Konopnicka się przegląda i zakochuje się we własnym odbiciu.

Porzucenie dawnego życia sama poetka określała później jako wyrwanie się z marazmu. Jak wyznawała w liście do Elizy Orzeszkowej:

„Czy jestem szczęśliwą? Powiem Ci, dość długo zdawało mi się, że – tak. […] Aż naraz – przychodzi jakiś wieczór gwiaździsty, jakaś noc bezsenna, która ci w piersi rozbudza tęsknotę i nienazwane pragnienia; i pytasz się: co to jest szczęście? a potem pytasz: jest-żem szczęśliwą? I nagle – robisz tak nadzwyczajne odkrycie jak Kolumb: w przebłysku światła spostrzegasz ląd nowy, świat lepszy, wyższy. – I czujesz po niespokojnych rzutach myśli, że nie jest jeszcze zupełnym szczęściem mieć męża, który uważa żonę za swoje najstarsze dziecko; głośno całuje i głośno krzyczy; poluje, jeździ do miasteczka i o sporach głośno rozprawia. – Spostrzegasz, że byt twój jest bytem zamkniętego w klatce ptaka, który swoją drobną główkę, pełną motywów leśnych pieśni, rozbija o szczeble więzienia”.

To uświadomienie bycia „ptakiem w klatce” i następujące po nim decyzje, może poetycko wyrazić początek wiersza Przygrywka, dokładnie tego samego, którym zachwycił się Sienkiewicz:

„Wkoło mnie otoczyły moje równie senne,
Pasmem jednakiem...
Ale ja sobie lecę w krainy odmienne –
Umiem być ptakiem!”

W kręgu kobiet

Konopnicka podczas swojego ponad dziesięcioletniego pobytu w Warszawie bierze czynny udział w życiu literackim. Wydaje kilka tomów poezji, które ukazują się kolejno w latach: 1881, 1883, 1886 (tom czwarty już po wyjeździe, w roku 1896). W 1881 r. ukazuje się Z przeszłości. Fragmenty dramatyczne, gdzie pisarka krytykuję Kościół Katolicki za znęcanie się nad uczonymi, przez co zostaje określona „bezbożną i bluźnierczą” przez „Przegląd Katolicki”.

Szerszej publiczności dała się poznać głównie jako autorka nowel, w których podejmowała tematy związane ze społecznym uciskiem, marginesem i losem najbiedniejszych. Była również tłumaczką i krytyczką literacką. W latach 1884-1887 kierowała działem literackim kobiecego czasopisma „Świt”. Sama praca tam nie oznacza jednak, że Konopnicka była typową działaczką „ruchu kobiecego”. Program gazety realizował właściwie standardowy „projekt pozytywistyczny”, postulujący przyznanie kobietom praw do nauki i pracy oraz ochronę tych samotnych i żyjących w ubóstwie. Konopnicka jednak używa tej platformy do żywej komunikacji z czytelniczkami, korespondując z nimi, do każdej z nich podchodząc indywidualnie i jednostkowo.

Podobnie zresztą postępowała ze swoimi bohaterkami literackimi – wystarczy spojrzeć na tytuły niektórych jej nowel: Panna Florentyna, Krysta, Anusia, Józefowa; by wymienić tylko kilka. Opisywała konkretne historie, nie uciekała w uogólnienia i próby ukazania kobiet jako bezimiennej zbiorowości. Nadrzędną kategorią, która przyświecała jej artystycznym poczynaniom, było wzruszenie. Pisała o nim w eseju Z powodu wystawy secesjonistów w Wiedniu w 1895 r. jako o „czarodziejskiej władzy, prawdziwej królewskości piękna”.

Ważne dla Konopnickiej było też udzielanie głosu bohaterkom – w prozie rzadko wybierała narrację trzecioosobową, przyjmowała strategię, w myśl której każda z opisywanych kobiet mogłaby powtórzyć słowa z noweli Panna Florentyna: „Wszystko powiem, proszę pani! Przed panią, jak na świętej spowiedzi, nie mam się co kryć!!”.

Autorka nie bała się również wyposażania postaci kobiecych w cechy deprecjonowane przez światopogląd epoki, takie jak porywczość, nerwowość, nadmierna emocjonalność (przeciwstawiane cechom „męskim”, rozumowi, opanowaniu). Widać to w zakończeniu noweli Krysta:

Krysta biegła. Do rzeki biegła jak błysk nagły, cichy. Przeleciała ogród, przeleciała łączkę, aż kiedy zalśniła przed nią wielka, wezbrana, z głuchym hukiem tocząca się woda, zmrużyła oczy, stuliła ramiona i chwyciwszy się oburącz za głowę, bez krzyku skoczyła na głębię.

Pęd kobiety wybierającej samobójstwo po popełnieniu zdrady i po samotnym macierzyństwie, do którego nie była przygotowana, może być odczytywany jako gest wyzwolenia od targających nią uczuć. Krysta dokonuje wyboru i realizuje swój zamiar w ciszy, jakby bez cienia wątpliwości. Decyzja Konopnickiej, by wprost ukazać bieg i śmiertelny skok, jest sama w sobie pewnym przekroczeniem – choćby Orzeszkowa w Chamie, być może najodważniejszej swojej powieści, uśmiercając główną bohaterkę, nie zdecydowała się na bezpośrednie ukazanie odebrania sobie przez nią życia, a sięgnęła po symbol: fartuch Franki wyfruwający spośród drzew.

Szpital i więzienie

Moment przyjazdu do Warszawy Marii Konopnickiej jest szczególny. Koniec lat siedemdziesiątych i lata osiemdziesiąte XIX w. to czas rozrachunków z przeszłością, a także poniekąd z obietnicami młodego pozytywizmu, słowem – czas „kryzysu psychiki ludzkiej” (określenie Antoniego Potockiego). W takim nastroju portretowana jest Warszawa w Lalce Bolesława Prusa czy w Ciurach Wiktora Gomulickiego.

Zanim ukazały się te literackie realizacje rozterek tożsamościowych i kwestii związanych również ze zróżnicowanym etnicznie społeczeństwem, Maria Konopnicka podjęła próbę zmierzenia się z ciemną stroną miasta, a tym samym – ze spychaną poza dyskurs stroną życia społecznego.

Znane są reportażowe zakusy Konopnickiej. Cykl Obrazki więzienne (1897), czytany niekiedy jako lektura szkolna, jest jednak dopiero kolejną próbą posługiwania się tą formą w prozie autorki. Od 27 marca d do 8 kwietnia 1887 na łamach czasopisma „Izraelita” Konopnicka publikowała, niefigurujący w żadnej współczesnej bibliografii, do 2015 r. zupełnie zapomniany tekst – Szpital żydowski w Warszawie. Dawid Maria Osiński, badacz, który wydobył tę publikację z wieloletniego przemilczenia, określił go jako „jeden z najbardziej dramatycznych tekstów w jej [Konopnickiej] dorobku”. Tekst ten jest ciekawy i ważny nie tylko z powodu przyczynienia się do poszerzenia wiedzy o relacjach polsko-żydowskich w XIX w., ale również ze względu na jego formę. Reportaż z wizyty w szpitalu został wyposażony w elementy prozy poetyckiej, co czyni go niezwykłym w odbiorze, ale także pozwala zadać pytanie o granice – tak ważnego przecież dla epoki Konopnickiej – przedstawienia i poetyki realizmu.

Szpital żydowski w Warszawie uzupełnia ponadto wizerunek autorki Obrazków więziennych jako pisarki odważnej, powodowanej pragnieniem poznania i penetrowania nawet najciemniejszych zakamarków rzeczywistości, nawet jeśli pragnienie to wiązałoby się z wkroczeniem w wyizolowaną przestrzeń, którą wypełniają „wyziewy biedy i choroby”. Przechadzając się po szpitalu, którego opis z czasem staje się metaforą więzienia, Konopnicka zastanawia się nie tylko nad chorobami trawiącymi ówczesne społeczeństwo żydowskie, ale poszerza swoją refleksję również na choroby trawiące cały wiek XIX – pyta o istotę nacjonalizmu i stygmat ciążący w naszym społeczeństwie na kulturze żydowskiej. Jeśli chodzi więc o formę, Szpital żydowski może być czytany w parze z Obrazkami więziennymi, a jeśli chodzi o właściwą tematykę – z Mendlem Gdańskim (1890) i z Żydóweczką (1907).

Na normandzkim brzegu

Lata aktywności na polu literackim i społecznym naznaczone były licznymi problemami rodzinnymi. Zmaganie się z domniemaną chorobą nerwową córki Heleny, później także niechęć do zawodowych planów najmłodszej córki Laury, która chciała zostać aktorką, kłopoty męża, z którym poetka wciąż miała kontakt, splatały się z coraz większym zmęczeniem statusem „poetki narodowej”, rzeczniczki uciśnionych i nauczycielki dzieci (na ostatnie miano zasłużyła sobie wydając szereg utworów dla najmłodszych, między innymi O Janku Wędrowniczku [1893], O krasnoludkach i sierotce Marysi [1896] czy Na jagody [1903]). Przełomem, w którym Konopnicka postanawia oderwać się od obu tych ról, jest moment decyzji o wyjeździe z kraju. W 1890 r. autorka Co słonko widziało opuszcza niejako swoją rodzinę, ucieka od problemów z dziećmi, by rozpocząć wieloletnią, wieloetapową podróż, w której towarzyszy jej przyjaciółka, malarka Maria Dulębianka.

Do roku 1910 partnerki prowadzą coś w rodzaju tułaczki, nie osiadając nigdzie na dłużej, z kolejnych miejscowości robiąc jedynie przystanki. Czasami wracają do Żarnowca, dworku będącego „darem narodowym” czy do Arkadii, majątku pod Łowiczem, jednak szybko opuszczają te adresy. Odwiedzają Austrię, Szwajcarię, często udają się do Włoch i Francji. Owocem jednej z takich podróży był cykl Na normandzkim brzegu (1904). Nowele te, przybliżające życie codzienne mieszkańców rybackiej wioski, są też niejako wypadkową dotychczasowej twórczości Konopnickiej. Widać w nich zaplecze reportażowe, skupienie na pewnym „tu i teraz”. Na pierwszy plan wysuwa się jednak język – metaforyczny, poetycki, przepełniony symbolizmem (zwłaszcza utwór A capella). Uwydatnia się również fascynacja pisarki morzem, żywiołem, twórczą siłą natura naturans mającą moc kreacyjną. Topika morska wyraża również, co podkreślają historycy literatury, modernistyczny wydźwięk niektórych tekstów Konopnickiej. Pisarka, sięgając po motyw głębin wodnych jako absolutu, byłaby pewnego rodzaju łączniczką spajającą różne prądy artystyczne XIX w.

Cykl Na normandzkim brzegu wyróżnia (wraz z czwartą serią Poezji [1896] czy Drobiazgami z podróżnej teki [1903]) też oswobodzenie ze tematyki narodowej. Treść „podróżniczych” tekstów Konopnickiej mało ma wspólnego ze sprawami pozostawionymi w ojczyźnie, poetka nie jest już w służbie, może po prostu pisać – o sprawach błahych, obcych lub abstrakcyjnych. W taki sposób można czytać też cykl poetycki Italia, w który wypełniają impresje na temat sztuki i architektury napotykanych podczas włoskich peregryncji. W późnych wierszach powraca też, występujący w znamiennej Przygrywce, i przewijający się przez całą twórczość, motyw ptaka:

„Tylko ramiona wznoszę tak,
Z wzniesioną stojąc głową,
Jako do lotu skrzydła ptak,
W przejrzystość lazurową.”

Całkowite odcięcie się od tematyki narodowej jednak nie następuje. W 1908 r. poetka publikuje Rotę, która po latach stała się – choć nie bez kontrowersji – jedną z bardziej znanych pieśni patriotycznych.

Maria Konopnicka zmarła we Lwowie 8 października 1910 r. Została pochowana na cmentarzu Łyczakowskim, w Panteonie Wielkich Lwowian. Pogrzeb, podobnie jak w przypadku innych wielkich twórców tamtego czasu, przyjął formę manifestacji narodowej. Nad grobem przemawiał między innymi Jan Kasprowicz, a inni twórcy (na przykład Bolesław Leśmian) na łamach prasy wyrażali swój żal. W „Kurierze Lwowskim” pojawiła się zaś następująca odezwa:

Przestało bić serce wielkie i żałobą okryty jest naród polski, któremu śpiewała lutnia jej, w walce i smutku krzepiąca. Skrzydłem srebrnym, glorią na spracowane czoła była naszemu pokoleniu.

Magdalena Romanowska

***

W ostatnich latach ukazało się kilka pozycji przybliżających nas do poznania sekretu życia tej autorki. Ważniejsze źródła (i stosunkowo najnowsze) to: T. Budrewicz, Konopnicka. Studia historyczno-literackie, Kraków 2000; Czytanie Konopnickiej, red. O. Płaszczewska, Kraków 2011; M. Konopnicka, Listy do synów i córek, oprac. L. Magnone, Warszawa 2010; L. Magnone, Maria Konopnicka. Lustra i symptomy, Gdańsk 2011; M. Konopnicka, Szpital żydowski w Warszawie, oprac. D. M. Osiński, „Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza” 2015, r. VIII (L), s. 525-569.