Aktualności
Zwierciadło ludzkiej duszy
Ikona, to wedle ikonopisów, okno na Tamtą Rzeczywistość. Osoby Boskie, jak i postacie świętych, są zawsze przedstawiane z naturalnym dostojeństwem i niewymuszoną gracją. Ale być może najważniejsze jest piękno, które nie zniewala, a raczej zaprasza do kontemplacji. Marian Sworzeń ma tego świadomość. Czytając Czarną ikonę, zaglądamy niejako przez okno w odmienną rzeczywistość: to, co zdawało się nieść światło, skrywało w sobie w istocie terror. Marian Sworzeń, przyglądając się budowie, a przede wszystkim literaturze dotyczącej Kanału Białomorsko-Bałtyckiego imienia Stalina, tworzy esej, który rozsadza ramy gatunkowe.
Kanał Białomorski, po rosyjsku Biełomorkanał, łączy Morze Białe z Bałtykiem. 227 kilometrów kanału, piętnaście zapór, dziewiętnaście śluz, czterdzieści dziewięć tam zbudowali radzieccy więźniowie w ledwie dwadzieścia miesięcy. Tam, gdzie potrzebny był sprzęt ciężki, więźniowie mieli kilofy, szpadle, taczki. Tam, gdzie potrzebny był cement, używano piasku i kamieni. Zamiast technologii – głodowe racje żywnościowe. Budowę – w szaleńczym tempie, przy niesamowitym chaosie, wobec braków zaopatrzenia, a przede wszystkim w atmosferze terroru – ukończono w sierpniu 1933. Z tej okazji zwolniono 12 484 więźniów. Koszt pracy: z 280 tysięcy zmuszonych do niewolniczej pracy zginęło około 100 tysięcy. Literackim śladem sukcesu Biełomoru została sześćsetstronicowa księga Kanał Białomorsko-Bałtycki imienia Stalina: historia budowy 1931-1934. Napisana kolektywnie w ekspresowym tempie i wydana jeszcze w 1933 roku. Trzy lata później nakazano ją zniszczyć. Właśnie jej tropem podąża Marian Sworzeń.
Księga Kanału to dzieło, które było przedmiotem wielu refleksji. Michaił Heller nazwał ją „encyklopedią sowiecką epoki Wielkiego Przełomu”. Mariusz Wilk pisał o niej jako bedekerze po „łagiernej cywilizacji”. Marian Sworzeń najpełniej przedstawił jej treść i losy tych, którzy ją stworzyli. Jej powstanie powierzono Maksymowi Gorkiemu, który miał wyjaśnić światu sukces myśli radzieckiej. W sierpniu 1933 zabrał ze sobą 120 pisarzy w rejs po kanale. Historia Biełomoru miała być kolektywna, jak historia jego powstania. Z ponad setki pisarzy jedynie 36 dopuszczono do grona autorów Księgi Kanału, w której znalazły się reportaże, wywiady, opowiadania, piosenki i portrety – zarówno więźniów, jak i ich oprawców. Co ciekawe, Księga Kanału nie tuszuje prawdy, ale wszystkim trudnościom nadaje niemal mistyczny wymiar, gloryfikując ciężką, odmieniającą ludzkie życie pracę. Sworzeń przytacza choćby taki szokujący jej fragment: „Więźniowie w Prusach, mając do odsiedzenia w sumie 30 091 lat, pozostawali bez jakiegokolwiek zatrudnienia przez 14 tysięcy lat. Toż to sto czterdzieści lat nieróbstwa!”. Autor Czarnej ikony zastanawia się, dlaczego literaci oddali swe pióra w służbę totalitarnemu państwu. I odpowiada: nie tylko dlatego, że się bali. Raczej dlatego, że potrafili czerpać z tego korzyści. Zaprzedając swoją duszę, zyskiwali czytelników, a jednocześnie trafiali do panteonu literatury sowieckiej. Tylko ich dzieła można było wydawać, czytać i wznawiać. Im przypadały dacze, domy wczasowe, pensje, wakacje, wyjazdy, przydziały mieszkaniowe i samochodowe. Słowem, państwo ich dopieszczało, a oni mu służyli. Sworzeń zagłębia się w losy owych 36 wspaniałych, których dzieło zostało później zakwestionowane. Co się z nimi stało? Jaki był los pozostałych pisarzy z literackiego rejsu Biełomorem, którzy nie zostali dopuszczeni do wspólnego tworzenia? Ostatni rozdział, najbardziej osobisty, przybliża portrety więźniów, którzy budowali Kanał Biełomorski.
Najboleśniejszą puentę Biełomorowi dopisała historia. Dziś kanał ma głębokość 4 metrów, co właściwie uniemożliwia żeglugę. Większość towarów przewozi się tu koleją. Pozostały jeszcze papierosy zwane „biełomorami”, niegdyś popularne w Związku Sowieckim. Śpiewał o nich chociażby Jan Krzysztof Kelus. Palący je Rosjanie oddawali w ten sposób pamięć budowniczym kanału. Trudno to pojąć – jak wyobrazić sobie „auschwitze”? – ale lektura Czarnej ikony tę niezgłębioną duszę rosyjską z pewnością przybliża.
Marian Sworzeń napisał książkę, która rozsadza ramy gatunkowe. Najprościej byłoby ją opatrzeć mianem eseju, ale jest to esej zbyt potężny i wielowarstwowy – zupełnie jakby w jednej wielkiej księdze autor pomieścił kilka mniejszych. Na niezmienne pytania o moc literatury i powinność pisarza Sworzeń odpowiada, spoglądając w ciemne zwierciadło ludzkiej duszy. I nie jest to odpowiedź krzepiąca.
Marcin Cielecki