Aktualności

Dziś obchodzimy święto wszystkich miłośników czytania – Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich. Z tej okazji życzymy Wam wielu literackich inspiracji i przyjemnych chwil z dobrą książką w ręku, a także zapraszamy do lektury pierwszej odsłony naszego nowego cyklu „Kiedy wszystko się zaczęło”, w którym pisarki i pisarze opowiadają o książkach, które obudziły w nich miłość do literatury.

W pierwszej odsłonie cyklu „Kiedy wszystko się zaczęło” gościmy Jakuba Małeckiego, Annę Kamińską i Wojciecha Tomczyka.

Jakub Małecki: Moją miłość do książek obudziła powieść pod tytułem „Powrót Tarzana“. Znalazłem w niej odważnych mężczyzn, chodzenie po drzewach, bijatyki z małpami, dużo mięśni, piękne kobiety i fascynującą przygodę, czyli dokładnie te rzeczy, których oczekiwałem od literatury. Ale to nie wszystko. Kiedy jakiś czas później zupełnie przypadkowo dowiedziałem się, że „Powrót Tarzana“ to tom drugi perypetii półnagiego herosa, poczułem się, jakby ktoś przez przypadek dał mi prezenty świąteczne wszystkich dzieci z osiedla. Popędziłem do biblioteki, aby wypożyczyć tom pierwszy, „Tarzana wśród małp“, który okazał się równie bogaty w atrakcje. Od tamtego czasu literatura nie przestaje mnie zaskakiwać.

Anna Kamińska: „W tej książce nie ma ani słowa prawdy” rozpoczyna „Kocią kołyskę” Kurt Vonnegut i za każdym razem wciąga mnie w tę opowieść tak, że przepadam bez reszty. Trafiłam na tę książkę, gdy zaczynałam pracę nad swoją „Simoną” i robiłam to po omacku. Książka Vonneguta była dla mnie jak olśnienie, jej bohater zbiera przecież materiały do własnej opowieści. To było dla mnie jedno z późnych, mocniejszych spotkań z literaturą. Wracam do tej książki nieustająco i wciąż przeżywam bardzo przyjemne trzęsienie ziemi.

Wojciech Tomczyk: Pierwszą książką, którą samodzielnie przeczytałem była „Podróż za jeden uśmiech” Adama Bahdaja. Starszy brat czytał ją pod kołdrą i oczywiście czytając scenę z trumnami doznał ataku śmiechu. Przy kwestii Dudusia Fąferskiego „To moja walizka” nie było mocnych – każdy się śmiał. Pamiętam, że najpierw przeczytałem scenę z trumnami. Zaintrygowany zacząłem od początku a potem po kolei, aż dojechałem na Hel. Natomiast „miłość do literatury” spadła na mnie przy Sposobie na Alcybiadesa Edmunda Niziurskiego. Najpierw obejrzałem, chyba przez pomyłkę, końcówkę spektaklu teatru telewizji. Młodzi aktorzy grali finałową scenę na tle plansz z naszkicowanymi kamienicami z Rynku Starego Miasta. To było dziwne, by nie rzec zagadkowe. Miałem wtedy może osiem lat. Jakiś czas potem przeczytałem powieść Niziurskiego. Czułem się już intelektualistą, więc raczej miałem już lat jedenaście. Do tej pory nie mogę wyjść z podziwu, jak dokładnie Mistrz opisał mój świat.

***

Kolejna odsłona cyklu już jutro! Czytelniczych wyznań miłosnych możecie spodziewać się na naszej stronie przez najbliższy tydzień.