Aktualności

fot. Władysław Miernicki - Narodowe Archiwum Cyfrowe
09.08.2021

25 lat temu zmarł Julian Stryjkowski

25 lat temu, 8 sierpnia 1996 r., zmarł Julian Stryjkowski, największy obok Isaaca Singera w literaturze światowej piewca obyczaju i kultury żydowskiej diaspory w Polsce. Jestem gorącym patriotą polskim, mimo że jestem Żydem – mówił u schyłku życia, w którym zdążył być syjonistą, komunistą i opozycjonistą w PRL.

W jego ostatniej opublikowanej książce pt. „Milczenie” (1993) pojawił się autobiograficzny wątek miłości homoseksualnej. „Autor, który przez całe życie odczuwał »gorszą od antysemityzmu« nietolerancję wobec swojej orientacji seksualnej, postanowił ostatnie napisane przez siebie słowa poświęcić właśnie temu tematowi” – napisała Anna Majchrowska w artykule „Bez pisania życie traci sens. Julian Stryjkowski” – opublikowanym 27 lipca 2021 r. na stronie Żydowskiego Instytutu Historycznego.

„Przed wyjazdem na pierwszą parafię, poza Warszawą, odwiedziłem go jeszcze raz. I znowu widzę te sterty zeszytów. Pytam, co teraz pisze. »Nie mogę powiedzieć księdzu, bo może ksiądz nigdy już by mnie nie odwiedził«. Byłem zaskoczony, o czym on mówi? – zastanawiałem się. Zrozumiałem dwa lata później, gdy przeczytałem »Milczenie«, bo o to opowiadanie mu chodziło. Z ogromną szczerością porusza w nim temat homoseksualizmu traktowanego jako los, którego nie da się ani zaakceptować, ani przezwyciężyć. No cóż, motywy homoerotyczne pojawiły się u Stryjkowskiego już wcześniej, chociażby w opowiadaniu »Tommaso del Cavaliere«, a zwłaszcza w »Śnie Azrila«, tylko że – naiwnie może – nie wiązałem tych wątków z autorem. W ogóle takie skojarzenia nie przychodziły mi wtedy do głowy” – zapisał 1 września 2016 r. na swoim blogu ks. Andrzej Luter.

„Był mistrzem języka, lapidarnego i barwnego, budowanego z nieoczekiwanego zestawu słów” - napisał o Stryjkowskim Marek Nowakowski w „Nekropolis” (2014). „Odświeżył i wzbogacił język polski, wprowadzając doń zasoby jidisz z dzieciństwa. Także z kultury i obyczajowości żydowskiej, innego sposobu postrzegania świata, bardziej mistycznego. Dodał polszczyźnie energii i wyższego lotu” - wyjaśnił. „W jego prozie pobrzmiewa żarliwa religijność, metafizyka, mimo że przecież z Bogiem wadził się przez wiele lat na różne sposoby” – dodał Nowakowski.

„W literaturze światowej największy obok Isaaca Singera epik dawnego obyczaju i kultury żydowskiej diaspory w Polsce” – czytamy na stronie Wirtualny Sztetl.

„Ta oryginalna społeczność, z jej kulturą myślową, filozofią, obyczajowością, niepowtarzalnym urokiem i poezją, zasługiwała na trwały pomnik w kulturze światowej” - powiedział w 1983 r. Jerzy Kawalerowicz, reżyser ekranizacji „Austerii” (1982) Stryjkowskiego, nagrodzonej Złotymi Lwami na 9. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdańsku (1984). „Zawsze wydawało mi się, że tylko w Polsce można nakręcić odpowiednio reprezentacyjny film poświęcony tej tematyce. Żyją tu jeszcze ludzie, którzy pamiętają ten zaginiony świat, pracują artyści, którzy mają jeszcze w oczach kształt wizualny zamordowanej cywilizacji, którzy słyszą jeszcze dźwięki i melodie tamtych czasów” – dodał.

„Dążyliśmy do tego, ażeby to był film wielkiej metafory, podobny do namiętnego, dynamicznego fresku ukazującego świat Żydów na chwilę przed tragiczną zagładą. Dlatego za podstawę wzięliśmy książkę Juliana Stryjkowskiego »Austeria«, która wzbudziła zainteresowanie w całym świecie swoją oryginalnością, swoim szczególnym potraktowaniem tematu” – tłumaczył Kawalerowicz (cytat za „Leksykonem Polskich Filmów Fabularnych” Jana Słodowskiego, 1997).

Julian Stryjkowski urodził się – jako Pesach Jakub Stark – 27 kwietnia 1905 r. w Stryju. Nazwisko miał po matce Chanie Stark, która prowadząc sklepik, utrzymywała dom. Ojciec, Cwi Rosenmann, mełamed (nauczyciel), miał cheder, ale syna posłał też do szkoły polskiej. W 1927 r. Pesach podjął studia na polonistyce Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. W 1932 r. obronił pracę doktorską pt. „Kobieta-zbrodniarka w literaturze romantyzmu” – promotorem był prof. Juliusz Kleiner.

Podczas studiów zajmował się przekładami, recenzjami – próbował też pisać własne rzeczy. Współpracował z wychodzącym we Lwowie po polsku, syjonistycznym dziennikiem „Chwila”.

„Pisaniem zajmowałem się od najmłodszych lat. Na szczęście nie pozostało po tych gryzmołach śladu. Niszczyłem wszystko z poczuciem głębokiego wstydu” – wspominał Stryjkowski w 1954 r. („Życie Warszawy”).

Zaś w opublikowanej w 1990 r. autobiograficznej powieści pt. „To samo, ale inaczej” czytamy: „pisałem wiersze po hebrajsku, tłumaczyłem psalmy na polski”. „Moje opowiadanie Pocałowanie dłoni, Neszikat Jad, posłałem do Palestyny. Ale miesięcznik hebrajski »Meoznajim« nawet mi nie odpowiedział. Kto wie, może zostałbym pisarzem hebrajskim. Pojechałbym do Palestyny i los mój potoczyłby się normalną koleją”. „Wystarczyłby list od redakcji, że opowiadanie Pocałunek dłoni [sic!] jest jeszcze niedojrzałe, ale wykazuje pewne obiecujące zadatki, i w starciu Polak–Żyd zwyciężyłby Żyd” – dodał.

„O przedwojennych próbach literackich i krytycznoliterackich Juliana Stryjkowskiego wiemy właściwie tyle tylko, ile on sam zechciał nam powiedzieć. Nie znamy w zasadzie żadnych jego prac z okresu Dwudziestolecia – wyjątek stanowi tłumaczenie Śmierci na kredyt Louisa Ferdinanda Céline’a z 1937 r. – a ze wzmianek rozsianych po wywiadach wynika, że spuścizna to niemała: i opowiadania, i szkice krytyczne, i przekłady” – podsumował dr hab. Ireneusz Piekarski w tekście pt. „»Chwilowy« tłumacz i recenzent – Juliusz Stryjkowski” („Pamiętnik literacki”, 2006). Podkreślił, że choć pisarz dyskredytował swe wczesne dokonania literackie, krytyczne i translatorskie, to „jednak stale do nich wracał, albo we wspomnieniach, albo w powieściach (a im był starszy, tym wracał częściej)”.

Piekarski ustalił, że w latach 1928–32 Pesach Stark zamieścił w „Chwili” czternaście przekładów opowiadań i szkiców oraz jedną recenzję, nie wydrukował natomiast żadnej swojej próbki literackiej.

„Jedno z ważnych, a dość kłopotliwych, pytań brzmi: kiedy Stryjkowski właściwie debiutował? Ostatnio zazwyczaj podaje się, że w roku 1928 – opowiadaniem Skrzyżowanie się dwóch pociągów, które ukazało się ponoć w lwowskim dzienniku »Chwila«. Czy dwudziestotrzyletni Pesach Jakub Stark (późniejszy Julian Stryjkowski) rzeczywiście zamieścił swoje pierwsze opowiadanie w syjonistycznej +Chwili+ redagowanej przez Henryka Heschelesa?” – napisał Piekarski w artykule pt. „O debiutach Juliana Stryjkowskiego” („Twórczość, sierpień 2007). „Istotnie, pismo to było kuźnią talentów. To właśnie tu pod koniec lat 20. publikowali swe wiersze Maurycy Szymel, Stefan Pomer, Karol Dresdner, Daniel Ihr – młodzi bardzo zdolni polsko-żydowscy poeci. Pesach Stark w okresie studenckim (1927-1932) też współpracował z tym dziennikiem, lecz nie jako autor nowel, ale jako tłumacz i recenzent” – przypomniał. „Ani w lwowskiej »Chwili«, ani w warszawskim »Naszym Przeglądzie«, ani w krakowskim »Nowym Dzienniku« – czołowych polskojęzycznych pismach żydowskich – nie ukazało się żadne opowiadanie Pesacha Starka. Zresztą, sam pisarz podawał, że Skrzyżowanie się dwóch pociągów zniszczył, czego po latach żałuje, bo to było dobre opowiadanie” – wyjaśnił badacz twórczości Stryjkowskiego.

Zdaniem Piekarskiego literackim debiutem Stryjkowskiego najprawdopodobniej jest nowela zatytułowana „Dwie kawki”, wydrukowana 10 kwietnia 1938 r. w 5. numerze „Młodego Świata” – warszawskiego żydowskiego tygodnika dla dzieci. Publikacja była podpisana pseudonimem Łukasz Monastyrski, bowiem dr Pesach Stark – jako członek nielegalnej Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy - ukrywał się wówczas przed policją w obawie przed osadzeniem w Berezie Kartuskiej. Za działalność w KPZU w latach 1935-36 siedział w więzieniu, a jeszcze wcześniej – w 1933 r. – przez komunizowanie stracił posadę nauczyciela języka polskiego w żydowskim prywatnym gimnazjum w Płocku.

„Popularny w tym czasie ruch syjonistyczny dla wielu młodych ludzi pochodzenia żydowskiego stanowił nadzieję na lepszą przyszłość, zwłaszcza w obliczu nasilającego się w Polsce antysemityzmu, czy trudnego startu życiowego w czasach kryzysu. Podobnie było w przypadku komunizmu. Stryjkowski uległ obu tym ideologiom” – napisał Mariusz Kubik.

„Wybuch II wojny światowej stał się w życiu Stryjkowskiego momentem zwrotnym. Udało mu się przedostać z Warszawy do Lwowa i z nadzieją powitać wkroczenie na polskie Kresy wojsk sowieckich” – ocenił historyk literatury Wojciech Kaliszewski (Culture.pl, 2007). Przypomniał, że już w październiku 1939 r. Stryjkowski rozpoczął pracę w redakcji lwowskiego dziennika „Czerwony Sztandar” – gazecie podporządkowanej sowieckim władzom okupacyjnym. Pracował tam w dziale listów, zajmował się korektą, a także publikował własne teksty.

„W lutym 1941 r. usunięto go z redakcji za popełnienie jakiegoś korektorskiego błędu” - napisał Kaliszewski. Drugim korektorem „Czerwonego Sztandaru” był Stanisław Jerzy Lec. „Z Lecem pracowaliśmy jako korektorzy. I to była nasza wspólna obsesja, żeby zamiast Stalin nie wyszło Sralin. Za to szło się pod ścianę” - wspominał Stryjkowski w rozmowie z Ewą Kobylińską dla wydawanego w PRL poza cenzurą podziemnego „Czasu kultury” (1987). Błąd musiał być mniejszej wagi, bo pisarz przeszedł do lwowskiej polskojęzycznej rozgłośni.

„Po ataku Niemców na Związek Sowiecki znalazł się w głębi Rosji. Przez Kijów i Charków dotarł nawet do Stalingradu, a potem do Taszkientu. Przez pewien czas przebywał nawet w Uzbekistanie, pracując w zakładach pracy przymusowej” – przypomniał Kaliszewski. Do Moskwy w połowie 1943 r. ściągnęła go Wanda Wasilewska. Tam dowiedział się o upadku powstania w warszawskim getcie. „Przeżyłem wstrząs. Twierdzę, że Żyd komunista przestaje być Żydem” – mówił w rozmowie z Piotrem Szewcem („Ocalony na Wschodzie, 1991). „Ja nie przestałem być komunistą, może nie całkiem, może to poczucie cofnęło się w głąb i ustąpiło nagłej przemianie. Poczułem się znowu Żydem. Poczułem się winny, że nie walczyłem razem z powstańcami getta” – wyjaśnił.

W 1943 r. wstąpił do Związku Patriotów Polskich i do Polskiej Partii Robotniczej, stając się aktywnym działaczem środowiska polskich komunistów. „Nie musiał pracować na polach bawełny ani sprzedawać na stacjach gazet, zaczął pracować w wydawanym przez prosowiecki Związek Patriotów Polskich tygodniku »Wolna Polska«. Publikował na jego łamach reportaże i miał nawet swoją stałą rubrykę poświęconą najważniejszym wydarzeniom tygodnia. Podpisywał ją jako Łukasz Monastyrski” – przypomniał Mariusz Kubik w artykule „Julian Stryjkowski – pisarz zgładzonego narodu”, opublikowanym w „Gazecie uniwersyteckiej UŚ” (2001).

Równocześnie Stryjkowski zaczął pisać powieść „Głosy w ciemności”. Ukończył ją w 1946 r. i podpisał pseudonimem Julian Stryjkowski - wziętym od rodzinnego miasta – którego używał do końca życia. Książka wyszła drukiem dopiero w 1956 r. na fali odwilży – wcześniejszą publikację zatrzymała cenzura. „Wydanie książki kładącej nacisk na bunt wobec świata, który w dodatku należał do przeszłości, było niewygodne w momencie, gdy oczekiwano raczej na gloryfikację owego świata, pamiętając o wojennej zagładzie Żydów” – ocenił Kubik.

„Głosy w ciemności” dały początek tetralogii ukazującej rzeczywistość galicyjskich miasteczek i ich żydowskich mieszkańców tuż przed I wojną światową. Późniejsze części to: „Austeria” (1966), „Sen Azrila” (1975) i „Echo” (1988).

„Ten wielki cykl, zamknięty ostatecznie dopiero w końcu lat osiemdziesiątych, w którym objawił się epicki talent Stryjkowskiego, pokazuje rozpad tradycyjnego świata, obojętność młodych na religię, ich dążenia do asymilacji z wielonarodową i wielokulturową społecznością monarchii austro-węgierskiej” – napisał Kaliszewski.

„Stryjkowski, pisząc o małych miasteczkach, pisał o całym świecie żydowskim” - oceniła Anna Majchrowska. „Widać tam jak na dłoni całą ludzkość, jej uniwersalne pytania i próby odpowiedzi o miejsce człowieka w świecie, istnienie Boga, sens życia i cierpienia” – tłumaczyła.

„W małym mieście jest profil całego społeczeństwa. Jak w kropli wody jest treść morza” - mówił Stryjkowski w „Ocalonym na Wschodzie”.

W 1946 r. wrócił do Polski i zaczął pracować w Polskiej Agencji Prasowej. Oddelegowany wiosną 1949 r. do Rzymu zadebiutował oficjalnie w 1951 r. jako powieściopisarz książką pt. „Bieg do Fragala” ukazującą napięcia klasowe na włoskiej wsi – walkę o podział ziemi obszarniczej. Otrzymał za nią w 1952 r. Nagrodę Państwową I stopnia. Rok później, 1 maja – w Międzynarodowe Święto Pracy – we wrocławskim Teatrze Polskim odbyła się premiera adaptacji powieści.

„Znacznie istotniejsze od braków wrocławskiego widowiska są jego bezsporne zalety: całkowicie wydo­byty i jasno przedstawiony sens »Biegu do Fragala«, wspaniały pa­tos rewolucyjny jego zakończenia, niezrównana dynamika i barwność jego zbiorowych scen. Harmonijny wysiłek inscenizatora i dekorato­rów stworzył prawdziwą, urzekającą wizję wsi włoskiej i narzucił tę wi­zję tysiącom widzów teatralnych” – ocenił Marian Brandys w „Nowej Kulturze”.

„Wizja włoskiej wsi” Stryjkowskiego nie urzekła jednak najwyraźniej władz włoskich, które uznały go za persona non grata i wydaliły w 1952 r. z Rzymu.

W 1953 r. podjął współpracę z miesięcznikiem „Twórczość” – w latach 1954-78 był kierownikiem działu prozy. Również w 1953 r. został członkiem egzekutywy Podstawowej Organizacji Partyjnej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej przy Zarządzie Głównym Związku Literatów Polskich.

Wydana w 1962 r. powieść „Czarna róża” jest pierwszą próbą Stryjkowskiego dotyczącą rozliczenia się z własnym życiorysem i komunizmem. W rozmowie z Ewą Kobylińską opowiadał, że oczy otworzył „tak naprawdę dopiero po raporcie Chruszczowa”. „Ale dopiero na początku lat 80. poczułem wielką potrzebę powiedzenia, jaki ja byłem głupi” – podkreślił.

W 1966 r. wystąpił z PZPR, solidaryzując się z wyrzuconym z partii Leszkiem Kołakowskim. W 1975 r. podpisał list intelektualistów protestujących przeciwko zmianom w konstytucji – wpisaniu do ustawy zasadniczej „przewodniej roli PZPR w państwie” oraz „trwałego i nienaruszalnego sojuszu z ZSRR”.

W 1978 r. wyszła jego powieść historyczna o inkwizycji w Hiszpanii w XV wieku – „Przybysz z Narbony” (1978), dedykowana pamięci powstańców getta warszawskiego.

W lutym 1978 r. Stryjkowski został członkiem Towarzystwa Kursów Naukowych (TKN) – podziemnego, niezależnego stowarzyszenia edukacyjnego w PRL, mającego na celu przełamanie monopolu państwa w nauczaniu na poziomie uniwersyteckim – za co został objęty zakazem oficjalnego druku.

W 1980 r. nakładem podziemnej Niezależnej Oficyny Wydawniczej NOWA, w 14. numerze „Zapisu”, ukazuje się „Wielki strach”. Akcja powieści toczy się w zajętym przez Sowietów Lwowie (1939-41) i jest beletrystycznym zapisem przeżyć Stryjkowskiego. „Niech mi Pani wierzy: strach był ogromny. Ja opisałem w tej powieści człowieka, który cały czas siedzi w prochowcu, skulony ze strachu. To był właśnie Wat. Inny krzyczał ze strachu po nocach. To był Lec” – opowiadał Ewie Kobylińskiej. „Myślę, że udawanie naiwnego, udawanie niewiedzy czyli po prostu kłamstwa było swego rodzaju samoobroną w warunkach nowych, nieprzewidzianych, kiedy iluzje zostały rozwiane, nadzieje stracone, a został strach, do którego brakło odwagi się przyznać” – wyjaśnił pisarz w magazynie telewizyjnym „Pegaz” (1991).

Konsekwentnie odchodził od komunizmu. „Byłem akurat w Gdańsku pod koniec sierpnia 1980 roku. Brałem udział w manifestacjach pod stocznią. W tym tłumie czułem się jednym z nich. Płakałem, kiedy mówiono pacierz, i ja, niewierzący Żyd, odmawiałem pacierz razem z nimi” - opowiadał Ewie Kobylińskiej. Na jej pytanie, czy pierwszy raz w życiu poczuł taką wspólnotę z ludźmi, odparł jednak: „Nie. Niestety. Za Stalina też tak czułem”.

W latach osiemdziesiątych powstał jeszcze cykl książek bazujących na motywach biblijnych, ukazujących genezę narodu żydowskiego i jego religii: „Odpowiedź” (1982), „Król Dawid żyje!” (1984) i „Juda Makabi” (1986).

Kończąc wywiad dla „Czasu Kultury” (1987), powiedział: „mam już 82 lata”. „Już na zmianę mnie nie stać. Muszę pozostać sobą. Takim, jakim jestem. A jestem zwolennikiem wolności narodu. Jestem gorącym patriotą polskim, mimo że jestem Żydem. A patriotą polskim jestem po to, aby ten naród zrzucił z siebie przemoc. Wewnętrzną i zewnętrzną” – wyjaśnił.

„Nagle w lipcu 1996 roku, ni stąd ni zowąd, postanowiłem do niego zadzwonić. Odebrał telefon. Słyszałem po głosie, że był bardzo słaby. Ucieszył się: »To jednak mnie ksiądz nie potępił«. Tak powiedział, pamiętam dokładnie” – wspominał ks. Andrzej Luter. „A ja nie odzywałem się do niego pięć lat. Mówił jeszcze, że jest bardzo chory. Dziękował. Umarł chyba tydzień później, a może to były dwa tygodnie, nie jest to istotne. Do dziś dziękuję Bogu, że wtedy, bez żadnego powodu, zadzwoniłem do niego” – zaznaczył.

„To był naprawdę wielki pisarz i bardzo ciekawy, skomplikowany człowiek. Od jego śmierci bardzo często dzwonię do znajomych bez powodu” – dodał ks. Luter.

źródło: PAP, Paweł Tomczyk